Autorzy recenzji Dziwnych teleskopów jednym głosem twierdzą, że bohaterowie Kaldera są symbolem pogubienia się ludzi w postsowieckiej rzeczywistości. Może coś w tym jest, ale ja nie do końca podzielam taką opinię...
Daniel Kalder uwiódł mnie dwa lata temu Zagubionym kosmonautą. Pierwszą książkę szkockiego dziennikarza czytałam jednym tchem. Zachwycało w niej wszystko: tematyka, język i styl. Książka była mieszanką reportażu i dziennika z podróży. Podróży, która odcisnęła piętno na autorze,ale także na światowej literaturze. Daniela Kaldera dał się poznać jako jeden z tych niewielu autorów, który mając do wyboru dwie ścieżki zawsze wybiera tę mniej uczęszczaną.
Zagubiony kosmonauta to książka, która na długo zapadła mi w pamięć i rozbudziła apetyt na więcej, a Dziwne teleskopy miały ten apetyt zaspokoić. Druga książka nie jest kontynuacją pierwszej, choć ociera się o tę samą tematykę. Dziwne teleskopy to zbiór doświadczeń z podróży do Rosji i postsowieckich republik, które nie zmieściły się w Zagubionym kosmonaucie. Kalder jawi się w nich jako kolekcjoner historii ludzi owładniętych poczuciem misji. Autor przedstawia wizje alternatywnych światów i zastanawia się, ile w jego bohaterach idealizmu i mesjanizmu, a ile zwykłego szaleństwa i obłąkania. Na łamach Dziwnych teleskopów czytelnik poznaje cztery ekscentryczne postacie: diggersa Wadima, który z uporem maniaka przekonuje, że w podziemiach Moskwy istnieje drugie miasto, z linią metra i schronem nuklearnym na wypadek wojny atomowej. Po spenetrowaniu moskiewskich kanałów Kalder daje się wciągnąć w świat Eduarda, który wypełniają demony i nieczyste moce. Następnie Szkot udaje się na Syberię, gdzie mieszka Siergiej Torop – lokalny Chrystus... Kalejdoskop szaleńców zamyka Nikołaj Sutjagin, wykonawca najwyższego na świecie drewnianego drapacza chmur...
Kalder dokładnie przygląda się swoim bohaterom. Próbuje zajrzeć w ich dusze i spojrzeć na świat przez ich dziwne teleskopy. Zachowuje jednak dystans, bo sam nie do końca daje wiarę objawieniom. Przed szaleństwem broni się zdrowym rozsądkiem, gorzką ironią i humorem.
Świat przedstawiony przez Kaldera zdaje się być niesamowity. Czasem zdumiewa, częściej przeraża, momentami wzrusza. Autorzy recenzji Dziwnych teleskopów jednym głosem twierdzą, że bohaterowie Kaldera są symbolem pogubienia się ludzi w postsowieckiej rzeczywistości. Może coś w tym jest, ale ja nie do końca podzielam taką opinię. Pogubieni ludzie, obywatele wyrzuceni na margines są wszędzie i wszędzie próbują stworzyć sobie nowy, lepszy świat. Przeciętny człowiek ich nie zauważa. Trudno z pozycji wyprostowanej dostrzec kogoś, kto się czołga i przemyka ślepymi uliczkami, kanałami, czy podziemiami. Żeby cokolwiek zobaczyć, trzeba się zniżyć do pewnego poziomu. Trzeba znaleźć w sobie odwagę na zmierzenie się z czymś niewygodnym, czymś, co psuje kolorowy obrazek za oknem i nie pasuje do współczesnej wizji świata. Czymś, co jest po prostu dziwne. Kalder potrafi patrzeć na świat tylko przez pryzmat odszczepieńców i jestem przekonana, że znalazłby ich nawet w przysłowiowym Pcimiu. Trzeba też pamiętać, że Dziwne teleskopy to mieszanka reportażu
i fikcji literackiej, zatem nie można odczytywać ich zbyt dosłownie i wyciągać daleko idących wniosków. Poza tym z socjologicznego punktu widzenia, z czterech wyrazistych życiorysów nie można stworzyć miary dla całego społeczeństwa.
Dziwne teleskopy nie zrobiły na mnie już tak dużego wrażenia jak Zagubiony kosmonauta. Spodziewałam się po Kalderze czegoś więcej, czegoś, co wprawi mnie w stan najwyższego zdumienia i nie pozwoli mi oderwać się od lektury. Tymczasem przerywałam ją dość często i na długo. Irytowały mnie szczegółowe, fotograficzne opisy, a także... bardzo specyficzne poczucie humoru autora.
Myślę, że książkę tę można potraktować jako dowód na to, że w każdej epoce, pod każdą szerokością geograficzną można znaleźć szaleńców- idealistów gotowych porzucić wszystko dla własnych marzeń. Takich ludzi nie ogranicza nic, poza własną wyobraźnią.
Anna Balcerowska