„Miłość w czasie komuny” – o „Madame” Antoniego Libery.

Redakcja
Redakcja
Kategoria książka · 3 sierpnia 2010

Największym plusem powieści jest niezwykła plastyczność języka. Zanurzając się w słowach przenosimy się w świat przedstawiony na kartkach, dosłownie widząc opisane przygody.

 

           

„Madame” Antoniego Libery, ze względu na lekkość konstrukcji i uwodzicielskość języka, porównywana jest do muzyki Chopina. Jest to spostrzeżenie niezwykle trafne, gdyż tak, jak od pierwszych dźwięków chopinowskiego utworu nie możemy się od niego oderwać, tak i od pierwszych słów powieści Libery chcemy brnąć w nią dalej i dalej.

              Autor przenosi nas w czasie do lat 60. i 70. XX wieku, do jądra komunizmu. Znajdujemy się w Warszawie i śledzimy losy ówczesnego licealisty. Przeżywa on swoistą inicjację, wchodzi w dorosłe życie w czasie trudnym, wręcz niepojętym dla dzisiejszych rówieśników protagonisty. Na zachodzie rozbrzmiewają piosenki The Beatles i rewolucyjne hasła hipisów, w Polsce szerzy się cenzura i podejrzliwość. Państwo do każdego noworodka nie dodaje becikowego, tylko listę zakazów. W takim okresie przyszło egzystować bohaterowi, który, tak jak każdy nastolatek, ma potrzebę buntu. Jednak jest on zupełnie inny niż jego koledzy, nie demonstruje swojego wieku przez palenie papierosów w szkolnych toaletach czy picie alkoholu podczas przerw. Jego bunt ma wydźwięk intelektualny. Jak na humanistę przystało czyta dzieła, o których nie śniło się współczesnym nastolatkom, zakłada koło teatralne i zespół jazzowy. Jednak jego starania pełzną na niczym. Szkoła zdaje się bardziej tolerować alkoholowe wybryki uczniów, niż ich twórcze aspiracje. Najlepiej się nie wyróżniać. Bohater jest zdruzgotany swoim położeniem. Wywodząc się z rodziny przedwojennych inteligentów wpajaną miał potrzebę doznań estetycznych i kulturalnych. Jednakże każdorazowe próby zaistnienia w świecie artystycznym były skutecznie torpedowane przez szarą rzeczywistość. Kolory pojawiały się tylko na  lekcjach francuskiego, wnosiła je postać pani dyrektor, tytułowej Madame. To właśnie ona, przez tajemniczość i jednoczesną oziębłość, rozpaliła w nim namiętność i chęć zgłębienia jej tajemnicy.

 

               Największym plusem powieści jest niezwykła plastyczność języka. Zanurzając się w słowach przenosimy się w świat przedstawiony na kartkach, dosłownie widząc opisane przygody. Szczegółowość bywa tu niekiedy wręcz męcząca (brak bowiem miejsca na subiektywne postrzeganie powieści). Najtrudniej będą w książce odnajdywać się współcześni licealiści (jeśli po nią sięgną), którzy zafascynowani stylistycznie ubogimi pozycjami – ze  „Zmierzchem” na czele, po prostu gubić się będą w pięknie rodzimego języka.

 

 

Kuba Wojtaszczyk       

 

 

*

Antoni Libera „Madame”

Wydawnictwo Znak, Kraków 2003

stron: 394.

 

 

*

Kuba Wojtaszczyk, rocznik ‘86. Student kulturoznawstwa w WSNHiD w

Poznaniu oraz filologii polskiej na UAM w Poznaniu. Oprócz książek

interesuje się tematyką  Gender Studies, kulturą popularną i filmem. Pisze

wiersze, które ukazywały się dotychczas w „Czasie kultury” i w „Ahoju”.