„Gargulec” Andrew Davidsona

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 21 lipca 2010

„Gargulec” Andrew Davidsona ukazał się w 2009 roku nakładem wydawnictwa W.A.B., w tłumaczeniu Magdaleny Moltzan–Małkowskiej. Powieść zebrała bardzo dobre recenzje, a o jej popularności świadczą wysokie słupki sprzedaży. Za mocne nadużycie uważam jednak porównywanie „Gargulca” do „Imienia Róży”.

„Gargulec” to pisarski debiut Andrew Davidsona. Kanadyjczyk pracował nad powieścią aż siedem lat. Biorąc pod uwagę merytoryczną zawartość książki i szeroką fabułę jest to dość zrozumiałe. Bohaterem „Gargulca” jest bezimienny narkoman i aktor porno, który uległ niemal doszczętnemu spaleniu. Autor szczegółowo opisał długotrwały proces leczenia posługując się przy tym fachowymi określeniami. Lektura tej części gwarantuje dokształcenie w zakresie medycyny oparzeniowej. Zbeletryzowany słownik medyczny i wzbudzające odrazę opisy spalonego ciała nie należą do najciekawszych i najbardziej pożądanych w literaturze, ale to już inna sprawa.

 

Interesująco wypadają jednak eksperymenty z formą i stylem. Nie ulega wątpliwości, że Kanadyjczyk przygotowując swoją powieść doskonale o tym wiedział. Stworzył hybrydę, która łączy w sobie wiele wymiarów i wątków. Począwszy od wspomnianego już aspektu medycznego czytelnik dostaje w pakiecie historię średniowiecznego romansu, a na dokładkę kilka ckliwych historyjek miłosnych. Te są zdecydowanie najsłabszym punktem w całej książce. Bardziej tandetne mogą być chyba tylko harlequiny z kiosku pod domem. Długi czas zastanawiałam się, po co w zasadzie autor zastosował takie przerywniki. Okazało się, że za ich pomocą została przedstawiona wizja piekła, ale słabe to usprawiedliwienie.

 

Największe nadzieje wiązałam z historią średniowieczną. Dotychczas niechętnie sięgałam po tego typu opowieści. Templariusze, Krzyżowcy i inni poszukiwacze skarbów to zdecydowanie nie moja bajka. Davidson wykorzystał tę epokę w zupełnie inny sposób. Za sprawą siedemsetletniej rzeźbiarki połączył ją ze współczesnością. Zakonnica z Engental i tajemniczy egzemplarz „Piekła” Dantego zwiastowały coś naprawdę interesującego. W pewnym momencie jednak czar prysł. Dobrze pomyślana historia zamieniła się w ciężkostrawną mieszankę magii, siły i odwagi zakończoną, jakżeby inaczej - krwawą jatką.

 

Nie przemawia do mnie również ta współczesna część. Davidson wykorzystał metaforę ognia, by za jego pomocą ukazać przemianę człowieka. Bardziej banalną drogę metamorfozy naprawdę trudno sobie wyobrazić. Autor oparł ją na klasycznym schemacie: od zwątpienia, odrzucenia wszystkiego i myśli samobójczych po wyciągnięcie wniosków z poprzedniego życia i pogodzenie się z własnym losem. O roli miłości w tym całym cyklu wspominam tylko dla przyzwoitości.

 

Jest jednak w „Gargulcu” coś pociągającego, coś, co pomaga przetrwać te najbardziej irytujące fragmenty. To postać Marianne Engel. Kobieta zjawia się na kartach powieści niespodziewanie, wyskakuje niczym diabeł z pudełka w chwili, kiedy najmniej można się tego spodziewać. W równie tajemniczych okolicznościach znika pozostawiając zawsze jakąś zagadkę. Tą największą jest oczywiście ona sama. W tyle głowy wciąż kłębi się pytanie, jak odbierać kogoś, kto utrzymuje, że ma siedemset lat, płynnie włada wieloma językami i żyje z rzeźbienia gargulców? Nie są to oczywiście zwykłe rzeźby. Autorka oddaje im swoje serca. Przez wielu jest postrzegana jako schizofreniczka. Davidosn nie daje na szczęście jednoznacznej odpowiedzi i decyzję o stanie psychicznym Marianne pozostawia czytelnikowi. Między innymi dzięki temu w książce każdy znajdzie coś dla siebie. Cechą charakterystyczną jest bowiem przedstawienie kilku możliwych wariantów, jeśli nie wprost to w łatwym do odkodowania domyśle. „Gargulec” to thriller, średniowieczna fantazja, książka kucharska i melodramat w jednym. Wśród bohaterów są zarówno odszczepieńcy jak i ludzie zupełnie przeciętni. Postaci prezentują możliwie różne, często skrajne poglądy i postawy. Są pragmatycy i idealiści, wierzący i ateiści, mięsożerni i wegetarianie. Jest też mnóstwo symboliki i chrześcijańskiego mistycyzmu. W jednym z wywiadów autor przyznał, że jest zaskoczony popularnością powieści. Pewnie, nikt nie powie, że liczył na sukces. Jednak w przypadku Davidsona trudno mi w to uwierzyć. Może nie spodziewał się aż tak wysokiej sprzedaży, ale doskonale wiedział, jakie książki stają się bestsellerami. Analizując składniki, z których zbudowany jest „Gargulec” trudno oprzeć się wrażeniu, że autor stworzył mieszankę niekoniecznie wybuchową, ale za to doskonale trafiającą w gusta przeciętnego odbiorcy. Lektura nie prowokuje do głębszych przemyśleń, czy egzystencjalnych refleksji. Te braki rekompensuje trochę język i momentami rwąca, potoczysta narracja, raz męska, raz żeńska najczęściej w pierwszej osobie. Duże brawa należą się na pewno tłumaczce. Nie znam oryginału, ale można wyczuć, że polska translatorka doskonale uchwyciła i odzwierciedliła ducha powieści w języku.

 

„Gargulec” Andrew Davidsona ukazał się w 2009 roku nakładem wydawnictwa W.A.B., w tłumaczeniu Magdaleny Moltzan–Małkowskiej. Powieść zebrała bardzo dobre recenzje, a o jej popularności świadczą wysokie słupki sprzedaży. Za mocne nadużycie uważam jednak porównywanie „Gargulca” do „Imienia Róży”. Umberto Eco to zupełnie inna klasa, do której Davidson raczej nigdy nie dojdzie. Eco włada zupełnie nieprzeciętnym piórem i stylem. Poza tym Kanadyjczyk tworzy w innych czasach, myśli innymi kategoriami. Zdaje sobie sprawę z bezlitosnych praw współczesnego rynku. Nie można mieć do autora pretensji, że chce, aby książka się sprzedawała, a do czytelników, że chętnie ją kupują. Jednak nieodparte wrażenie, że „Gargulec” został od początku skonstruowany zgodnie z „zasadami pisania bestsellera” pozostawia lekki niesmak. Okoliczność łagodzącą stanowi jedynie fakt, że to debiut Kanadyjczyka, a jakoś trzeba zaistnieć. Pozostaje nadzieja, że następna książka Davidsona powstanie z porywu serca i nie będzie trzeba na nią czekać aż siedem lat.

 

Anna Balcerowska

 

Andrew Davidson „Gargulec”  

Wydawnictwo: WAB 2009

Tłum.: Magdalena Moltzan-Małkowska

Liczba stron: 504