Od samego początku wiemy, że padamy ofiarą manipulacji: jeśli wątek nas wciąga, to dlatego, że stojące za tym wszystkim siły dokładnie sobie to wykalkulowały. (...) Przyjemność lektury trochę zakłóca jednak fakt, iż już na samym początku owe manipulujące całym tym przedsięwzięciem siły sprowadziły nas, odbiorców, do poziomu gospodyń domowych...
W trakcie lektury książki Darka Foksa stale towarzyszyła mi męcząca myśl, że ten facet aż za dobrze wie, co robi. Że zaplanował to sobie z zimną krwią: napisać powieść, przy omawianiu której będzie należało użyć tych wszystkich uczonych terminów w rodzaju „postmodernizm”, „metafikcja”, „intertekstualność” i „eklektyzm”; że zrobił to, bo czasy wymagają od autora zabawy z konwencją
Jeśli porównać „Wielkanoc z tygrysem” do jajka na twardo, to żółtkiem jest tu wątek kryminalny, będący podstawą telewizyjnego serialu „Bergmanowo”, którego kolejne odcinki śledzimy ze świadomością, że ktoś tu sobie z nas kpi. Od samego początku wiemy bowiem, że padamy ofiarą manipulacji: jeśli wątek nas wciąga, to dlatego, że stojące za tym wszystkim siły dokładnie sobie to wykalkulowały. Wiemy to, bo już w pierwszym rozdziale autor wkłada jednemu z bohaterów w usta zdanie: Rapacka znowu nie żyje, po czym wyjaśnia: Monika Rapacka, największa gwiazda „Bergmanowa”, najukochańszego serialu narodu, umierała co dwa lata. Jej śmierć nieuchronnie podnosiła oglądalność. Nie zmienia to faktu, że jaskrawość żółtka wyróżnia się na tle reszty jajka: wątek ma wszystkie niezbędne elementy dobrego kryminału – tajemnicze zniknięcie, zwłoki i to więcej niż jedne, kilka niewygodnych tajemnic z przeszłości bohaterów, wartką akcję z kilkoma zaskakującymi zwrotami oraz dość błyskotliwego przedstawiciela prawa (straży serialowej), posługującego się klasyczną dla gatunku dedukcją. Przyjemność lektury trochę zakłóca jednak fakt, iż już na samym początku owe manipulujące całym tym przedsięwzięciem siły sprowadziły nas, odbiorców, do poziomu gospodyń domowych, które za każdym razem są ponoć śmiercią Rapackiej tak samo zachwycone…
Białkiem stanowiącym tło dla koloru kryminału są przeplatające się z kolejnymi odcinkami serialu fragmenty przedstawiające twórcze zmagania Wielkopolskiego – autora piszącego scenariusz filmu na podstawie „Lalki” Prusa. W warstwie żółtkowej Wielkopolski pełni zresztą rolę Watsona u boku serialowego Sherlocka – Reinera, a całość dodatkowo komplikuje fakt, iż denatka Rapacka jest główną kandydatką do roli Izabeli Łęckiej. Logiczne uporządkowanie tego metafikcyjnego galimatiasu mnie osobiście przerosło, a tytuły poszczególnych części tej warstwy („Izabela siedzi w gabinecie”, „Izabela potrząsa głową”, „Izabela wychodzi przed obiadem”) tylko pogorszyły sprawę. Nie mają one bowiem nic wspólnego z tym, co dzieje się w książce i – prawdopodobnie – mają na celu ukazanie postępu pracy Wielkopolskiego nad scenariuszem.
Poza żółtkiem oraz białkiem, jajko – jak powszechnie wiadomo – wyposażone jest także
Cel ten w pełni udaje się autorowi osiągnąć: czytelnik odkłada książkę z uczuciem lekkiego oszołomienia, zastanawiając się, co właściwie przeczytał. W efekcie nieco przysłonięta zostaje kwestia, na którą Foks zdaje się zwracać uwagę: refleksja nad stanem współczesnej kultury, przemielonej przez medialną machinę na strawną popkulturową papkę dla niewymagającego odbiorcy.
Na okładce „Wielkanocy z tygrysem” zamieszczono takie oto pytanie z artykułu Michała Witkowskiego: Czy Foks, mówiąc językiem krytyki socrealistycznej, jest „skrajnym formalistą”? i czytając te słowa dochodzę do wniosku, że to jest właśnie to, co chodzi mi po głowie. Że eksperyment z formą i konwencją dopracowany został przez autora w najdrobniejszych szczegółach i z chirurgiczną precyzją, może stąd właśnie wrażenie, że zabrakło mu… polotu. Coś jak żart, w którym siadło poczucie humoru.
Dominika Ciechanowicz
*
Darek Foks, Wielkanoc z Tygrysem
Redakcja: Marcin Hamkało
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2008'
Okładka miękka, stron 320.
www.czarne.com.pl