„Bajki o jaskółkach i ich sercach”


Jest to debiutancka książka Krysi Zalewskiej i wydawnictwa Tres Piedras. Jak mówi sama autorka: „Chciałabym aby dzieci ją (książkę) czytały. Starsze mogłyby to robić samodzielnie, młodsze z mamą.”


Długo czekałem, aby nagromadzić sił i odpowiednich przemyśleń, na napisanie kilku słów o tej książce. Już wiem, że nie jestem w stanie wypowiedzieć w pełni tego, co czuję, nie potrafię opisać przemian, które we mnie następowały podczas czytania kolejnych bajek. Jedno jest pewne – to nie jest przeciętna książka i nie każdy będzie mógł ją przeczytać.

Jest to debiutancka książka Krysi Zalewskiej i wydawnictwa Tres Piedras. Jak mówi sama autorka: „Chciałabym aby dzieci ją (książkę) czytały .Starsze mogłyby to robić samodzielnie, młodsze z mamą.”

Jednak według mnie, nie każdy zrozumie, o czym pisze autorka. Tym bardziej dzieci.

Na myśl nasuwa mi się „Mały Książę” – podobnie książka, bardziej odpowiednia dla dorosłego czytelnika – jednak książka Krysi Zalewskiej, to zupełnie inna kategoria, poruszająca inne warstwy naszego życia.

Jak to w bajkach na ogół bywa – miłość, przyjaźń i szczęśliwe zakończenia są pewnymi stałymi elementami – tak samo w tych bajkach spotykamy te wartości, ale pokazane w odmienny sposób. Zamiast śpiącej królewny o rumianych policzkach – mamy starą i grubą gospodynię, zamiast niebieskookiego blondyna na białym rumaku – starego, siwego drwala, który z ledwością utrzymuje siekierkę. Autorka nie boi się pokazać cierpienia, smutku, straty czy brzydoty. Sięga raz do sfery sacrum, następnie do profanum, a czasem robi to w taki sposób, że to co aktualnie jest piękne i cenione, nagle może stać się brzydkie i odrzucające, i odwrotnie, to co kiedyś zdawało nam się być bezużyteczne, marginalne – nagle przeistacza się w coś dla nas ważnego i przez nas wielbionego.

 Bezustanna podróż bohaterów w poszukiwaniu czegoś, co przyniesie im odrobinę szczęścia, przyjaźni, miłości (bo przecież tego potrzebuje każdy); matka, której dziecko zostało porwane przez wielkiego ptaka, stary drwal, który z braku siły odrąbał sobie stopę; stara, umorusana i przygarbiona kobieta szukająca skarbu dawno zakopanego; kobiety sunące z zakupami czy umierająca jaskółka.

 Moja Mama powiedziała: „Czytam od rana i kiedy czytam, to jakby ktoś mi czesał myśli w środku...piękne”. I z nią się tutaj zgodzę, bo za każdym razem, gdy czytałem kolejną bajkę, nawet wielokrotnie ją powtarzając, w środku mnie samego, działo się coś dziwnego, nierealnego, a moje myśli buzowały, mnożyły się, a gdy już nie miały miejsca w środku, wydostawały się poprzez dreszcze i łzy.

Momentami dochodzę do wniosku, że autorka próbuje wywołać w nas całkowitą obojętność, poprzez to, że zdaje się jakby zawsze zachowywała spokój. Właściwie to nie zdaje  się, bo tak jest. Tak, autorka „zachowuje spokój, cokolwiek się zdarzy, nie pokazuje po sobie niczego, jest milcząca, niewzruszona jak nieme fasady miast dotkniętych klęską, jak staruszkowie na ławce w parku, przykuci do swych lasek i orderów, jak twarze nigdy nie odnalezionych topielców, tuż pod powierzchnią wody.” Jednak często, jako czytelnik, nie mogę znieść tego przerażającego spokoju, który udaje mi się zauważyć. Czasami pragnę złapać i rozszarpać cały świat, przez to, że nie zauważa on tego, że wszyscy chcemy doznać chociaż odrobiny ciepła, że każdemu jest ono potrzebne. Czasami mam ochotę porwać książkę i rozszarpać autorkę za ten jej spokój, za to, co mi to pokazała, za to, że nie pozwala myśleć mi tylko o pięknie i moim własnym szczęściu.

 Za tę książkę Autorce dziękuję i czekam na następną!

 

Cuentacuentos (Grzegorz Janiczak)
www.un-trozo.blog.pl