Projekt „Nisza krytycznoliteracka” . Pierwsza (z planowanego cyklu) recenzja książki „Dno oka” Wojciecha Nowickiego, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010. Okładka miękka, stron: 184.
No i siedzę przed klawiaturą i patrzę w mrugający kursor... problem to: „recenzja” książki Wojciecha Nowickiego Dno oka. Problem, bo nie jestem miłośnikiem tego typu książek, zdecydowanie wolę literaturę faktu. Przypomina mi ona najbardziej „rozbiór” wiersza.
Autor w 11 esejach analizuje łącznie 29 fotografii z początku XX wieku. Napisane jest to sprawnie (dobrze się czyta), z bardzo dobrym podłożem historycznym, ale... może związane jest to z moim „spaczeniem zawodowym” (od wielu lat oceniam, obrabiam i robię zdjęcia) nie trafia to do mnie. Mam nieodparte wrażenie, że autor po „zdobyciu”, czym chwali się na kartach książki, skrzyni pełnej starych zdjęć – postanowił nas uraczyć swoimi przemyśleniami na ich temat. A dokładnie szczegółowym opisem tego, co na zdjęciu widać. Dla mnie, człowieka ze spaczonym podejściem do fotografii, nie jest ważne czy zdjęcie jest zrobione w zamierzchłej przeszłości, czy też wczoraj za pomocą najnowocześniejszego sprzętu... po prostu zdjęcie jest albo dobre, albo złe, a rozpisywać się o nim nie widzę sensu. Jest to dla mnie sztuka dla sztuki. Reasumując, autor rozpoczął od cytatu Lewisa W. Hine: „Gdybym potrafił opowiedzieć historię słowami, nie musiałbym dźwigać aparatu.”, ja bym tu skończył i pokazał same zdjęcia.
Maciek Łącki