Ulisses z Bagdadu

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 30 kwietnia 2010

Nadzieja umiera ostatnia

 

W swojej najnowszej książce Eric- Emmanuel Schmitt podejmuje problem nielegalnych imigrantów. Autor mierzy się także z lękiem jaki w Europejczykach wzbudzają muzułmanie. Główny bohater – Saad Saad jest Irakijczykiem. W języku arabskim jego imię oznacza nadzieję, w angielskim – smutek. Ani nadziei, ani smutku w „Ulisesie z Bagdadu” nie brakuje. Odwołując się do znanego mitu o Odysie, Schmitt kreśli portret współczesnego tułacza. Motywem przewodnim „Ulissesa z Bagadadu” jest pełna przygód wędrówka w poszukiwaniu lepszego życia i lepszego miejsca na ziemi. Obok podróży w książce znajdują się także inne wątki: wielka historia, która dzieje się na oczach bohatera i zabiera mu wszystko: rodzinę, uczucie i wiarę w przyszłość. Jest też wielka miłość, która rodzi się w huku bomb i garść filozoficznych rozważań, za pomocą których nasz Ulisses ma zrozumieć swój los.

Eric- Emmanuel Schmitt bierze w obronę islamskich imigrantów. Próbuje przełamać, jego zdaniem niesprawiedliwy, stereotyp muzułmanina. Autor zwraca uwagę na ciężkie doświadczenia imigrantów, którzy po prostu nie mają innego wyjścia i muszą uciekać z własnej ojczyzny, w której rządzi chaos. Droga ucieczki też nie jest prosta, bo przecież nikt takich nieproszonych gości nie wpuści. Dlatego od czasu do czasu możemy oglądać wycieńczonych i przerażonych ludzi, których służby graniczne znalazły w luku bagażowym albo stłoczonych w ciężarówce z bydłem. Nie jest też tajemnicą, że warunki, w których imigranci pracują do komfortowych nie należą. Za ich los, za konieczność ucieczki Schmitt obwinia po części świat Zachodu. Krytykuje USA za najazd na Irak, doszczętne zrujnowanie tego kraju i pozostawienie jego mieszkańców samych sobie.

Z niektórymi zarzutami Schmitta nie sposób się nie zgodzić. Jest jednak pewne ale. Autor ukazuje tylko jedną stronę medalu, a na świat patrzy w kategoriach białe i czarne. Schmitt nie zauważa żadnych pośrednich barw, ani postaw. Wszystkich mierzy jedną miarą i zapomina, że niektórzy imigranci, których Francja sama zaprosiła, kiedy trzeba było odbudować zniszczony II wojną kraj trochę się zagalopowali. Nie można zatem dziwić się, że teraz boi się przyjąć do siebie kolejnych. Nie dostrzega, że wśród tych, którzy uczciwie żyją i pracują są też tacy, którym pracować się po prostu nie chce. Podziwia odwagę tych, którzy decydują się na tułaczkę i wynosi ich do rangi bohaterów, nie zastanawiając się, ile w ich postawie bohaterstwa a ile desperacji.

Swoje tezy Schmitt podbudowuje życiową mądrością, którą bohaterowi przekazuje duch zmarłego ojca. Prosta filozofia zasadza się na przekonaniu, że świat jest dobry i sprawiedliwy, a wytrwałość gwarantuje sukces. Niektóre z porad ducha, którego obecność dodaje książce niesamowitego uroku, są rzeczywiście budujące. Ale wiele z nich zamiast być drogowskazem staje się oklepanym i pustym banałem.

Książka skłania także do refleksji na temat poszukiwania własnej tożsamości i budowania własnego ja. Postawa Saada potwierdza od dawna znaną prawdę, że to kim jesteśmy zależy od tego, gdzie się znajdujemy. Żeby sobie o tym przypomnieć i zrozumieć trzeba czasami wybrać się w podróż. Choćby z „Ulissesem z Bagdadu”.