Kapuściński wielkim reporterem był... – o książce Artura Domosławskiego

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 29 marca 2010

(...) autor snuje ogólne refleksje na temat reportażu. Zastanawia się, gdzie jest granica między fiction i non–fiction, w którym momencie kończy się reportaż, a zaczyna powieść.

 

„Kapuściński non–fiction” to efekt prawie trzyletniej pracy reportera GW, Artura Domosławskiego. Obszerna (blisko sześćset stron) biografia polskiego mistrza reportażu wywołała gorącą dyskusję jeszcze przed oficjalną premierą książki na rynku. Wszystko za sprawą Alicji Kapuścińskiej, która usiłowała, na szczęście bezskutecznie, wstrzymać publikację na temat męża. Sąd odrzucił wniosek o zakaz rozpowszechniania książki, ale sprawa i tak wywołała medialną burzę. Wydawnictwo „Znak” zrezygnowało nawet z jej wydania. Na szczęście dla czytelników, Domosławskiemu zaufał Świat Książki. Takiego zamieszania wokół literatury nie było chyba od czasu wydania pracy magisterskiej o Lechu Wałęsie. Podobnie jak w przypadku byłego prezydenta, także tym razem wyłoniły się dwie grupy. Pierwsza skupiła tych, którzy stanęli murem za wdową po Kapuścińskim. Do drugiej przyłączyli ci, którzy docenili odwagę Domosławskiego. W kraju, w którym granicę wolności słowa i dobrego smaku wyznacza tak zwana polityczna poprawność, napisanie biografii kogoś, kogo za życia wepchnęliśmy na pomnik jest nie lada wyczynem. W pewnym stopniu rozumiem jednych i drugich.

 

Nie można się dziwić Alicji Kapuścińskiej, że zaprotestowała przeciw upublicznianiu szczegółów z prywatnego życia. Dodam, że niekiedy są to szczegóły naprawdę pikantne. Niektóre z nich Domosławski mógł sobie darować, choć trzeba zrozumieć intencje autora, który chciał napisać biografię swojego mistrza, a nie – jak to się często zdarza – hagiografię. O tym, że Kapuściński wielkim reporterem był wie każdy jego czytelnik. Artur Domosławski miał szczęście pracować i przyjaźnić się z mistrzem. Miał możliwość poznania go jako człowieka pełnego słabości. W biografii nie skupił się więc na wychwalaniu zalet i talentu, ale na wyszukiwaniu w jego życiorysie niedoskonałości i nieścisłości.

 

Pierwszym poważnym grzechem, na który autor zwraca uwagę jest fakt, iż Kapuściński w swoich reportażach konfabulował. Nie we wszystkich oczywiście i nie zawsze, ale jednak. Autor podważa informacje jakoby Kapuściński osobiście poznał afrykańskich przywódców, o których rozpisuje się w „Hebanie” i później powtarza w „Wojnie futbolowej”. Dowodzi, iż polski reporter nie rozmawiał nigdy z Che Guevarą i kilkoma innymi osobami, o których możemy przeczytać na kartach jego książek. Jednocześnie Domosławski próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Kapuściński to robił? Dlaczego nigdy nie dementował pojawiających się na Zachodzie nieścisłych informacji na swój temat? Prawdopodobnych przyczyn było wiele. Analizując je autor snuje jednocześnie bardziej ogólne refleksje na temat reportażu. Zastanawia się, gdzie jest granica między fiction i non–fiction, w którym momencie kończy się reportaż, a zaczyna powieść.

 

Dużo miejsca zajmuje wątek współpracy Kapuścińskiego z peerelowskimi służbami wywiadu, przynależności do PZPR i znajomościach na szczytach władzy. Dziś już wiemy, że gdyby Kapuściński nie podpisał kilku papierków, to nigdy nie dostałby paszportu, nie wyjechał, a co za tym idzie nie napisałby swoich książek. W całej tej historii najważniejsze są jednak motywy i konsekwencje. Reporter z Polski wierzył, że współpracując z władzą, której przecież ufał, działa dla dobra swojego kraju. Co najistotniejsze: swoimi notatkami dla SB nikomu nie wyrządził krzywdy. Domosławski nie ukrywa, iż Kapuściński, choć nie miał sobie nic do zarzucenia, w ostatnich latach życia panicznie bał się rozliczenia z przeszłością. Bał się, że informacja o współpracy z wywiadem przekreśli cały jego dorobek. Przy tej okazji autor doskonale oddał atmosferę, jaka od wielu lat towarzyszy polskiej debacie na temat ujawniania współpracowników SB. Wskazuje, że momentami fanatyczna chęć zemsty doprowadza do niesprawiedliwych sądów, w wyniku których wiele uznanych i zasłużonych osób jest skazywanych na publiczną pogardę, a następnie niebyt.

 

Pisząc tę książkę Domosławski wykonał ciężką, profesjonalną pracę. Na badanie życiorysu wielkiego reportera poświęcił prawie trzy lata. W tym czasie przeglądał archiwa i podróżował śladami mistrza po Afryce i Ameryce Łacińskiej. Z tezami zawartymi w „Kapuściński non–fiction” można się nie zgadzać. Ale nie można jej odmówić wielu atutów. Przede wszystkim, to książka bardzo potrzebna. Właśnie takiej literatury na polskim rynku brakuje najbardziej.

 

Wędrówka przez życie mistrza jest jednocześnie wędrówką przez PRL. Domosławski uchwycił specyfikę tej epoki lepiej niż niejeden historyk. Pełnokrwisty portret Kapuścińskiego jest najlepszym dowodem na to, że ci wielcy, których tak wielbimy składają się za słabości nas, maluczkich. I choć aspirują do roli autorytetów i wyroczni w wielu kwestiach, to w innych tak nieskazitelni już nie są.

 

 

„Kapuściński non–fiction” 

Autor: Artur Domosławski

Wydawnictwo: Świat Książki, Luty 2010

ISBN: 978-83-247-1906-8

Liczba stron: 608