„Gottland” to nie jest opowieść o radosnych kibicach hokeja, którzy przy kuflu piwa oglądają mecz i wspominają dzielnego wojaka Szwejka.
Kapuściński, Krall i Wańkowicz to nazwiska, które w historii polskiego reportażu zapisały się złotymi zgłoskami. W powiększającej się lidze mistrzów tego gatunku od lat bardzo dobrze gra Mariusz Szczygieł. W „Gottlandzie” jest przewodnikiem po trudnej historii Czech. W podróży dobrze mieć wygodne buty, dlatego na początek autor zabiera czytelnika do fabryki Baty. Szczygieł przedstawia nie tylko proces powstania największej wytwórni obuwia w tej części Europy, ale przede wszystkim jej organizację i sposób działania. Bata dbał o swoich pracowników i dlatego postanowił urządzić im całe życie. Trudno uwierzyć, że Wielki Brat panował w Czechach dziesięć lat przed pojawieniem się książki Orwella. Taki wstęp nie pozostawia złudzeń. „Gottland” to nie jest opowieść o radosnych kibicach hokeja, którzy przy kuflu piwa oglądają mecz i wspominają dzielnego wojaka Szwejka. To próba syntezy trudnej historii. Trudnej, bo naznaczonej cierpieniem wynikającym najpierw z panowania Habsburgów, potem hitlerowców i wreszcie komunistów.
Każdy z tych reżimów pozostawił po sobie trwały ślad w narodowej mentalności. Największe piętno odcisnął jednak realny socjalizm i to jemu autor poświęcił najwięcej miejsca. Szczygła interesują przede wszystkim ludzie, którzy w wyniku złych wyborów, nieostrożności albo zwyczajnego życiowego pecha zostali przez reżim doświadczeni najmocniej. Jednym z nich był Otakar Svec, rzeźbiarz, który wygrał konkurs na stworzenie największego na świecie pomnika Stalina. Wygrana oznaczała dla niego przegrane życie, które sobie odebrał przed odsłonięciem rzeźby. Tragiczne życiorysy, historie pełne dramaturgii i bijąca z nich ironia losu są główną siłą tej książki i czynią ją jednocześnie bardzo smutną. Czesi jawią się w niej jako ludzie napiętnowani tragediami, dotknięci złem. Ideologiczna propaganda zafundowała im życie w poczuciu nieustannego lęku, który z łatwością łamie kręgosłupy moralne i skazuje ludzi na zmowę milczenia. Dramatów, o których pisze Szczygieł próżno szukać na ulicach współczesnej Pragi. Żyją one jednak w sercach mieszkańców, którzy mając w pamięci nie tak odległe czasy godzą się na „kafkarnę”. Właśnie tym słowem Czesi określają sytuację, kiedy wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale oficjalnie nikt nic nie mówi. Każdy boi się o własne życie. Zadziwiające, że nawet strach ten jest żywy po dziś dzień. Obserwując współczesne społeczeństwo czeskie momentami można odnieść wrażenie, że Stalin wciąż żyje.
Wspominając dawne czasy autor nie unika trudnych pytań. Nie zawsze dostaje odpowiedź, ale czasami nie ona jest najważniejsza, a impuls pobudzający do refleksji. „Gottland” przybliża najnowszą historię Czech w sposób ciekawy i zajmujący. Niekiedy śmieszne, ale częściej przerażające anegdoty doskonale obrazują sytuację i działają na wyobraźnię. Szczygieł opowiada o trudnych czasach bez zbędnego patosu. Losy Czech ukazuje z punktu widzenia mieszkańców tego małego kraju, a nie przez pryzmat własnych wyobrażeń czy polskich doświadczeń. Świadczy to o doskonałym warsztacie reporterskim autora, a książce nadaje specyficzny klimat, któremu trudno się oprzeć.
Gottland” po raz pierwszy ukazał się w 2006 roku nakładem wydawnictwa Czarne. W 2009 został Europejską Książką Roku. Kilka dni temu ukazało wydanie drugie, uzupełnione.