„Nie istnieje pełne przedstawienie rzeczywistości. Tylko wybór.” - takim mottem Angelika Kuźniak opatrzyła swój najnowszy reportaż. Idąc tym tropem, autorka skonstruowała przejrzysty, kwiecisty, a momentami przerażający obraz ostatnich lat życia Marleny Dietrich.
Po śmierci gwiazdy w Berlinie powstało archiwum, w którym umieszczono jej osobiste rzeczy. W pokaźnych skrzyniach było wszystko: szmaty do podłóg, ręczniki, flakony perfum, papier toaletowy, a także pióra egzotycznych ptaków. Do tego rękawiczki, kapelusze, buty i kostiumy. Wszystko liczone w setkach, a nawet tysiącach. Żadna z tych rzeczy nie zrobiła jednak na autorce książki tak ogromnego wrażenia jak zapisane w czerwonym notesie nazwisko: Cybulski. Ten drobny, ale intrygujący szczegół stał się podstawą reportażu. Akcja zasadza się więc przede wszystkim na wizytach Dietrich w Polsce. Poszukując związków niemieckiej piosenkarki z polskim aktorem, Kuźniak trafiła na dokumenty, listy, zdjęcia i wspomnienia, z których wyłania się dość smutny, ale jednocześnie zachwycający portret gwiazdy. Autorka raz po raz odkrywa tajemnice Dietrich – przede wszystkim przedwojennej aktorki, piosenkarki, ale także matki i nieszczęśliwej, znienawidzonej przez własnych rodaków samotnej kobiety.
Marlene na scenie była profesjonalistką. Zawsze świetnie wyglądała, a swoim głosem wprawiała publiczność w zachwyt. Do tego stać ją było na pełne patosu i wzruszenia gesty – jak złożenie kwiatów pod warszawskim Pomnikiem Bohaterów Getta. Decyzja o koncertowaniu w Niemczech na pewno nie była łatwa, ale Marlene potrafiła zmierzyć się i z takim wyzwaniem. Była przecież żywą legendą, jako jedna z niewielu potrafiła otwarcie skrytykować Hitlera, a to do czegoś zobowiązuje. Dietrich nie mogła pozwolić sobie na okazanie żadnej słabości, dlatego bardzo długo zachowywała pozory. Obnażone przez Kuźniak metody gwiazdy na zachowanie młodego wyglądu, szczupłej sylwetki, czy pięknych dłoni robią wrażenie nie mniejsze niż jej sceniczne umiejętności. Ukazują jednocześnie smutną prawdę, dowodzą, że Dietrich nigdy nie pogodziła się faktem przemijania, starzenia się. Jako gwiazda chciała i w pewnym sensie była poza czasem. Zejście ze sceny było równoznaczne z wejściem do świata zwykłych śmiertelników, w którym czyhały troski, choroby, smutek i samotność. Kuźniak przedstawiła zatem dwa najważniejsze obszary życia gwiazdy. W przypadku Dietrich, obszary te wzajemnie się wykluczały, w każdym z nich bohaterka grała zupełnie inną rolę. Co ciekawe, w każdej z nich bardzo dobrze się odnajdywała. Na scenie miała swoje kaprysy. Poza nią potrafiła być twardą babą z krwi kości. Nie oczekiwała taryfy ulgowej, nie wysługiwała się innymi. Szacunek do pracy wpoiła jej matka, a niezależność i samodzielność ceniła tak bardzo, że nawet u kresu sił niechętnie godziła się na opiekę osób trzecich.
Ukazując Marlene przez pryzmat dwóch światów, Kuźniak podarowała czytelnikowi interesujący portret gwiazdy. Iście dziecięca ciekawość z jaką autorka przemierza archiwum i pasja z jaką wczytuje się w odnalezione listy powodują, że ten reportaż czyta się z zapartym tchem. Z każdą przeczytaną, a raczej pochłoniętą stroną narasta pragnienie wdarcia się w to tajemnicze i fascynujące życie. Autorka mami czytelnika rąbkami tajemnic, poszukuje śladów, a następnie wszystko podaje jak na tacy. Lektura tej książki przypomina stan pewnej hipnozy – nie sposób się od niej oderwać, nie sposób zająć myśli czymś innym. Wyjście z transu następuje dopiero po przewróceniu (z żalem, że to już koniec) ostatniej strony.
Kuźniak opatrzyła swój reportaż szczegółowym kalendarium. Przedłuża ono przyjemność obcowania z dwiema bohaterkami tej książki: charyzmatyczną niemiecką gwiazdą i polską autorką, która podeszła do tematu z ogromną pasją i profesjonalizmem.