W poszukiwaniu ziemi obiecanej. O trudnym losie nieproszonego emigranta w "Krótkim podręczniku przekraczania granic".
Czasy komunizmu znam jedynie z opowieści i anegdot. Oglądam tę epokę z bezpiecznej, bo historycznej perspektywy. Wielu zdarzeń, które się wówczas działy nie potrafię sobie wyobrazić ani zrozumieć. Ludziom, którym przyszło żyć w socjalizmie z pewnością też nie było łatwo. Potwierdza to autor „Krótkiego podręcznika przekraczania granic”. Gazmend Kapllani jest Albańczykiem, który nielegalnie wyemigrował ze swojego kraju z nadzieją na lepsze życie w Grecji. Zanim jednak przekroczył magiczną granicę dwóch światów żył i obserwował społeczeństwo zniewolone przez totalitarny reżim. Realia, które szczegółowo opisał w „Podręczniku” przerażają, niekiedy noszą znamiona absurdu albo wręcz paranoi. Dość wspomnieć o kobiecie, która zabrała z plaży butelkę wyrzuconą przez morze i uczyniła ją najważniejszą i najpiękniejszą ozdobą swojego mieszkania. Trudno uwierzyć w to, że partyjne władze nakazywały zaufanemu człowiekowi chodzenie po dachach i sprawdzanie, czy telewizyjne anteny są ustawione zgodnie z wytycznymi. W głowie nie mieści mi się opowieść o kobiecie, która została oskarżona o walkę z systemem i współpracę z wrogiem zewnętrznym, bo... puściła bąka podczas pogrzebu Enevra Hodży. Mając w pamięci te historie łatwo zrozumieć, dlaczego tysiące ludzi decydowało się na niebezpieczną i niepewną wędrówkę na drugą stronę granicy.
Kapllani również zaryzykował i jako jednemu z niewielu jemu akurat ryzyko opłaciło się. Autor jest jednak wyjątkiem. Wniosek wypływający z jego obserwacji i doświadczeń nie napawa optymizmem: los emigranta łatwy nie jest. Wszędzie patrzą na niego jak na dziwaka, intruza, przybysza z obcej planety. Bo jak inaczej patrzeć na człowieka, który przeciera ze zdziwienia oczy na widok towarów w supermarkecie albo obrazów płynących z kolorowego teleodbiornika? Jak nie irytować się, gdy obcokrajowiec nie potrafi wysłowić się w języku swojej nowej ojczyzny? Kogo oskarżyć o gwałty, napady i rozboje jak nie ubogiego krewnego zza wschodniej granicy? Nie ma co się oszukiwać, nielegalny imigrant to najlepszy kandydat na kozła ofiarnego. On wiele zniesie, bo i tak nie ma dokąd wrócić i dobrze o tym wie. Dlatego milczy, gdy go poniżają i biją. Dlatego pracuje „na czarno” ponad siły za głodową stawkę.
Kapllani stwierdza, że emigranci wpadają w swego rodzaju schizofrenię. Przeklinają swoją „byłą” ojczyznę, ale wiedzą doskonale, że nigdy nie staną się pełnoprawnymi obywatelami tej nowej. Ten problem nie dotyczy oczywiście tylko relacji Albańczycy – Grecy. Tak jakoś się przyjęło, żeby w obcym widzieć wroga. Niby jesteśmy tolerancyjni i otwarci, ale jak przychodzi co do czego, to ulegamy jakiejś zbiorowej histerii. A przecież wszyscy ludzie są tacy sami i nawet jak kaleczą naszą ojczystą mowę, to przy odrobinie dobrej woli można się z nimi dogadać. Tak podpowiada zdrowy rozsądek, ale okazuje się, że częściej górą są emocje i uprzedzenia. Zniesienie formalnych granic nie jest tożsame ze zlikwidowaniem tych barier, które mamy w głowach. Tak długo, jak one tam będą, tak długo Kapllani i jemu podobni będą cierpieć na syndrom granicy, na chorobę człowieka, który urodził się w złym miejscu, w złym czasie i w konsekwencji dostał zły paszport.
Warto sięgnąć po „Krótki podręcznik przekraczania granic”, bo to świetne studium emigranta. Książka składa się z dwóch płaszczyzn. Pierwsza to personalna historia autora i jego doświadczeń. Druga to luźne, ale jakże trafne i uniwersalne refleksje na temat emigracji. Ta literatura ma ogromną siłę oddziaływania. Myślę, że każdy, kto przeczyta ten niezwykły podręcznik nigdy nie spojrzy z pogardą na napotkanego na swojej drodze obcokrajowca, który być może w naszym kraju będzie szukał ziemi obiecanej.
"Krótki podręcznik przekraczania granic"
autor: Gazmend Kapllani
Wydanie I, rok 2009
Liczba stron: 152
Projekt okładki: Agnieszka Pasierska
ISBN: 978-83-7536-134-6
Wydawnictwo: Czarne