Pieśń misji

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 17 lipca 2009

Ironiczna, a momentami przerażająca historia współczesnego idealisty, żywcem pogrzebanego na politycznej arenie.

Idealiści nigdy nie mają łatwego życia. Zwłaszcza, gdy uwikłają się w świat brudnej, politycznej gry. W takiej sytuacji jest główny bohater „Pieśni misji” Johna Le Carre'a. Bruno Salvador to wybitny tłumacz mieszkający na stałe w Anglii. Urodził się i wychował w Kongo, więc znajomość wszelkich odmian tamtejszego języka nie stanowi dlań najmniejszego problemu. Umiejętność tę Bruno wykorzystuje, udzielając swej pomocy firmom, konsorcjom i zwykłym mieszkańcom Afryki, którzy przebywając na obczyźnie wpadli w kłopoty. Życie zawodowe, możliwość słuchania i tłumaczenia egzotycznych języków są największą pasją bohatera. Poza tym, bliskie jego sercu są także sprawy wewnętrzne Konga. Z radością przyjmuje więc propozycję tłumaczenia konferencji zorganizowanej przez pewną korporację. Jej celem jest pogodzenie zwaśnionych sił kongijskich i zainwestowanie w nękanym ciągłymi konfliktami państwie. Przekonany, że będzie wykonywał ważną dla kraju misję, Salvador wydaje się być zachwycony tym pomysłem. Jego zachwyt maleje jednak z dalszym rozwojem sytuacji. Tłumacz szybko odkrywa, że cała akcja nie tylko nie przyniesie poprawy warunków życia w Kongo, ale jeszcze pogłębi nędzę i wyzysk. Jak przystało na patriotę – idealistę, postanawia sam ratować kraj. Pomaga mu w tym kochanka, również Kongijka.

Zakończenie całej sprawy, a także wszystko to, co dzieje się po drodze, prowadzi do kilku niezbyt optymistycznych i mało oryginalnych wniosków. Po raz kolejny potwierdza się bowiem prawda, że we współczesnej polityce nie ma miejsca dla idealistów. Polityka to gra, często brudnych interesów, w której prym wiodą cynizm i wyrachowanie. Wygrywa ten, kto lepiej zakamufluje swoje prawdziwe intencje. Największym przegranym jest zawsze szary człowiek, który jest tylko nic nie znaczącym trybikiem w machinie wielkiej polityki. Do tego samotnym i bezbronnym. Na porażkę, często po nierównej walce, skazani są także ci, którzy zbyt głośno mówią o tym, co jest złe i za bardzo dążą do niewygodnych dla elity zmian. Idealiści zostali więc pogrzebani na historycznym cmentarzysku i raczej nieprędko zmartwychwstaną. Nawet jeśli podejmą taką próbę, to szybko zobaczą, że wokół nich nie ma nikogo gotowego im pomóc. Le Carre ustami swoich bohaterów przypomniał także, iż pojęcia dobro i zło na zawsze pozostaną relatywne, ich rozumienie zawsze będzie zależne od punktu widzenia, a granice między nimi zbyt płynne, by w ogóle podejmować próbę ich wyznaczenia.

W powieści zachwyca upór i determinacja z jaką dwoje ludzi dąży do zmiany świata. Spotykając wciąż nowe trudności, bohaterowie nie poddają się, walczą do samego końca, nawet przez chwilę nie wątpiąc, że może się nie udać. Przy okazji poznają absurdy biurokracji, zakłamanie polityków i prawdziwe oblicze władzy. Mając poczucie pełnienia wyjątkowej misji, Bruno i Hannah nie tracą wiary i optymizmu w najtrudniejszych chwilach.

Cała akcja zamyka się w kilku dniach. Jednak liczne retrospekcje, powroty głównego bohatera do przeszłości, a także utopijne wizje przyszłości bardzo urozmaicają lekturę. Zanim czytelnik będzie mógł rozkoszować się smakiem głównego wątku, musi przebrnąć przez przydługi i dość nudnawy wstęp. Nużące mogą być też, opisywane przez autora z niezwykłą starannością i pasją, wszelkie szczegóły. Pomimo iż momentami bardzo trudno powstrzymać odruch ziewania, warto jednak zachować wyrozumiałość. Le Carre to w końcu specjalista od szpiegostwa, a tam każdy szczególik może być tym ostatnim elementem zagadki. Za wybaczeniem autorowi drobiazgowości przemawia jeszcze jeden argument: książka trzyma w napięciu do samego końca. Nawet, jeśli intuicja albo zdrowy rozsądek podpowiadają jak to wszystko się skończy, to jednak do ostatnich stron nie można być pewnym, co stanie się z bohaterem i jego wielką misją.