Aleksandra Zbierska "Wibrujące ucho"

redsquare
redsquare
Kategoria książka · 13 maja 2009

Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.

Totalna mobilizacja szumu.

 

Z wiersza "Wibrujące ucho"

 

 

 

Aleksandra Zbierska jest osobą doskonale znaną bywalcom liternetu, szczególnie portalu nieszuflada.pl. Autorka czaiła się w necie dość długo, co pozwoliłoby teoretycznie przyzwyczaić się do jej stylu. No ale debiut książkowy to osobna całość i zabawa na trochę innym poziomie. No to się postanowiłem pobawić :)

Cechą Wibrującego ucha jest nakładanie się na siebie wielu równoległych rzeczywistości. Wiersz otwierający tomik kończy się pytaniem: Czy żyję, nie wiesz? Ten dylemat pojawia się w kilku innych wierszach. Czy on umarł? Czy tylko mu się śni, że umarł? A może przeciwnie - może śni mu się, że żyje? W wierszu W stronę hetero na równoległych planach występuje: heteroseksualny peel, kurew która temu peelowi mówi że jest homoseksualistą, oraz Charles Bukowski, który perfidnie z tego się naśmiewa. Zbierska wciela się, wchodzi w maski i interteksty. Sztandarowym numerem jest tutaj wiersz o Zbigniewie Macheju, który mógłby być Tymoteuszem Karpowiczem, ale nim nie jest, chociaż tak naprawdę mógłby robić sto innych różnych rzeczy. Zbierska lubi takie rozważania - nasłuchiwanie tak uważne i intensywne, by wejść w skórę, zamienić się rolami, poudawać. Pojawia się tu też pytanie kim jestem? Czy jestem pingwinem, czy też może pomysłowe białko zamieni mnie w coś innego (wiersz Ewolucyjna tęsknota pingwina).

Jak Zbierska to robi? Ano różnie. Generalnie lubi poezję efektowną. Żeby nie było, że piszę tę recenzję na klęczkach - nie zawsze ta efektowność Zbierskiej mnie przekonuje. Dobrze wybrzmiewa we W stronę hetero - z całej złożoności konstrukcyjnej tekstu wyjawia się sytuacja wiarygodna. Poza tym, wspominana już Ewolucyjna tęsknota pingwina - cytaty, gierki słowne i zabawa kontekstami tworzą całość wyjątkowo urokliwą i zgrabną: Nie sieje, nie orze, a żywi go Pan. Nie zrodzony, nie stworzony, nie współistotny ojcu. - Swimming in the sea is a great fun. Natomiast momentami wydaje mi się, że Zbierska z efektami przesadza, czy też nie do końca cokolwiek z nich wynika (zaznaczam - momentami). Stosuje dziwaczne zabiegi interpunkcyjne (no, może nie dziwaczne, ale nie kumam w jakim celu) typu pies wyje & wyje. To zabawny szczególik, który co prawda nie wpływa za bardzo na moją ocenę całości, ale dobrze obrazuje zamiłowanie autorki do błyskotek. Natomiast efekty i krzykliwość zarżnęły moim zdaniem wiersz pt. Miłość - dla mnie jedyny zdecydowany mankament tomiku, nie z powodu tzw. brzydkich wyrazów, mogących urazić nazbyt delikatne i pruderyjne uszęta, ale z tego powodu, że dużo w nim krzyku, z którego nie za wiele wynika.

Ciekawe natomiast są momenty, w których ten zgiełk sprowadzany jest przez Zbierską do parteru prościutkimi, a jakże udanymi konkluzjami. Z moich faworytów - Miał usta pełne pierza, a ja napad paraliżu. Brakuje mi zamknięcia. I nade wszystko - puenta całości: Orkiestra dęta gra Marche funebre Chopina. Słońca nie ma - a życie jest. Piękna puenta.

A więc co wyłapuje ucho Zbierskiej? Ano, wyłapuje mnóstwo. Autorka zniża się do poziomu trawy i nasłuchuje. Szumów trochę jest. Ważne jednak, by z tej mnogości nawiązań wyłaniała się całość, która ma ręce i nogi. Tak jest w tym przypadku.

Aleksandra Zbierska, Wibrujące ucho.
Brzeg 2009 (dostępne z nowym numerem czasopisma RED)