Kato - tata. Nie - pamiętnik

Anna Balcerowska
Anna Balcerowska
Kategoria książka · 12 maja 2009

Przerażające wspomnienie dzieciństwa pełnego bólu, strachu, gorzkich łez i poniżenia.

Kilkanaście miesięcy temu media podały wstrząsającą informację o „potworze z Amstetten”, który przez 24 lata gwałcił swoją córkę i psychicznie się nad nią znęcał. Następnie te same media towarzyszyły procesowi sądowemu i odczytaniu wyroku dożywocia w zakładzie zamkniętym dla oprawcy. Między tymi wydarzeniami mieliśmy jeszcze okazję usłyszeć o kilku podobnych zdarzeniach tego typu. Każde było inne, ale każde wywoływało u mnie tę samą refleksję: jak to możliwe, że w cywilizowanych społeczeństwach dochodzi do takich tragedii? Jak to możliwe, że nikt nie zauważa cichego i jednocześnie najgłośniejszego wołania o pomoc? Wreszcie, jak to możliwe, że na krzywdę własnego dziecka godzi się matka, biernie przyglądająca się poczynaniom pana domu? Czy ojciec molestujący własne dziecko, to jeszcze istota ludzka, czy wyzbyty człowieczeństwa kat? Te same pytania pojawiały się w mojej głowie podczas czytania „Kato-taty”.

Poczochrana, szmaciana lalka w rozdartych w kroku spodenkach, z jakimś sztucznym uśmiechem na twarzy patrzy na czytelnika z okładki i milcząc - błaga o pomoc. Budząc współczucie, a jednocześnie ciekawość dziewczynka zaprasza do swojego świata i już na wstępie odbiera jakiekolwiek złudzenie tego, że może ten jej świat wcale nie jest taki straszny... Niestety, już pierwsze strony nie – pamiętnika potwierdzają, że świat małej Halszki Opfer jest zły, bardzo zły. Ten świat to jakieś miasteczko na Dolnym Śląsku, ale głównie akcja toczy się w domu i szkole Halszki. Dom, to siedlisko zła, pijaństwa i agresji. Zamiast ciepła domowego ogniska tlą się płomyki nienawiści i przemocy. Moja świadomość z trudem pojmuje coraz bardziej brutalne opisy. Przełykam gorycz i z niecierpliwością, a także pewną iskierką nadziei czytam dalej. Myślę sobie, że może chociaż w szkole Halszka na chwilę zapominała o piekle, które zgotował jej ojciec. Niestety, okazuje się, że moje domysły były bardzo naiwne. W szkole nikt nie dostrzega bólu i poniżenia jaki nosi w sobie dziewczynka. Każdy tylko dorzuca swój kamień i momentami zastanawiam się, jak to możliwe, że to smutne, gnębione serce nie pękło z bólu i smutku? Siłę do dalszego życia mogła czerpać chyba jedynie z nadziei, że koszmar wreszcie się skończy. Czytając również miałam nadzieję, że wreszcie pojawi się coś dobrego, coś, co Halszka będzie dobrze wspominać. I rzeczywiście pojawiają się optymistyczne akcenty. Dziewczynka szczególnie pielęgnuje te chwile, stara się znaleźć dla nich w swoim poranionym sercu jak najlepsze miejsce. Z nielicznych błogich momentów, ze świata marzeń zawsze brutalnie sprowadza ją na ziemię ojciec który w pijackiej furii dobiera się do niewinnego ciała dziecka. Wykorzystywanie seksualne stało się nieodłącznym elementem życia Halszki. Dziewczynka nie protestowała, nie szukała pomocy, bo w tym chorym, przesiąkniętym złem i patologią świecie nie było nikogo, kto mógłby i chciałby jej pomóc. Zawiedli wszyscy: matka, która pozwalała ojcu molestować córkę i nigdy nie miała czasu dla dzieci, szkoła, w której również Halszka i jej problemy nikogo nie obchodziły, wreszcie Kościół, w którym (o zgrozo!) dziecko doświadczyło od księdza tego samego, czego od ojca. Halszka żyła więc w jakimś błędnym kole, zaklętym kręgu, z którego nie było wyjścia. Jeśli już pojawiała się jakaś nadzieja na ucieczkę, na rozwiązanie problemów, to okazywało się, że wszędzie jest tak samo. Wszyscy mężczyźni traktowali Halszkę tak jak jej ojciec – wyłącznie jako obiekt seksualny, dzięki któremu można zaspokoić swoje żądze. Czarę goryczy przelewa dodatkowo fakt, że wszystko to, co działo się w dzieciństwie miało znamienny wpływ na dorosłe życie dziewczyny. Halszka w swojej relacji wspomina o nerwicy, której nabawiła się w rodzinnym domu i psychoterapii, która pomogła jej powrócić do normalności. Nie wyobrażam sobie jednak, jakiej terapii musiałaby się poddać, aby poskładać swoje poranione serce i duszę. Nie potrafię też zrozumieć, jak los może być tak okrutny, jak życie może tak brutalnie doświadczyć jednego tylko człowieka. Wszystko to, co opisała Halszka po prostu nie mieści mi się w głowie. Czytałam tę beznamiętną, ale jednocześnie szczerą relację z niedowierzaniem i zapartym tchem. Czytałam ją bez przerwy, marząc by to wszystko wreszcie się skończyło. Momentami chciałam myśleć, że to jakiś absurdalny, paskudny i niesmaczny żart, że to brutalna i przerażająca, ale jednak fikcja literacka. Autentyzm wypowiedzi i suchy, pozbawiony literackich upiększeń styl nie dają zapomnieć, że opisywane piekło istniało naprawdę. Mimo wszystko warto przeczytać i zastanowić się chwilę nad tym, jak wiele takich piekieł wciąż jest wokół nas.



Kato-tata. Nie-pamiętnik
Autor:    Halszka Opfer
Wydawnictwo:    Santorski & CO , Styczeń 2009
ISBN:    978-83-7554-034-5
Liczba stron:    184