Nas tu wrzucono w nowe, inne i nieznane, a to kim jesteśmy, jest w dużym stopniu wypadkową historycznych zdarzeń i zderzeń z rzeczywistością, które bywały i wciąż bywają niezwykle bolesne.
Człowiek jest dłużnikiem swoich rodzinnych stron.
Ivo Andrić
Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że Obwód głowy zasługuje na same superlatywy, jednak mam wrażenie, że jest to pierwsza tak odważna i tak dobrze napisana opowieść o dziejach najmłodszych terenów Polski, które po pierwsze, są jednocześnie polskie i poniemieckie; po drugie, których wielu Polaków wciąż nie uważa za polskie, a wielu Niemców nigdy nie przestanie uważać za niemieckie; po trzecie, o których pisze się rzadko poza rubrykami kryminalnymi, rzadziej jeszcze wspomina się o nich z perspektywy mieszkańca, bezpośredniego uczestnika codzienności pogranicza. Poza tym, co stanowi jedną z najmocniejszych stron tej książki, cykl reportaży Włodzimierza Nowaka oparty jest na skrzętnie zbieranym, świetnie zredagowanym i niezwykle szczegółowym materiale źródłowym.
Tytuł książki jest prowokacyjnie odważny, ale i dla samej książki, przez swój ciężar semantyczny niebezpieczny, gdyż obezwładniająco sugestywny. Tytuł jednego z reportaży stając się tytułem książki przejmuje władzę nad całością. A szkoda, reszta jest bowiem równie ważna, nie tylko dlatego, że równie dobrze napisana.
Tytułowy Obwód głowy omawia jeden z najbardziej drażliwych tematów II wojny światowej i jej ideologicznego podłoża, problem rasowej nienawiści i pseudonaukowej podbudowy faszystowskiego okrucieństwa. Ideologiczny casus wyrażający się w praktyce poprzez hodowlę rasy panów narodu aryjskiego; a więc odrywanie dzieci od rodzin, tworzenie ferm rozpłodowych i zabieranie prawa rodzicom do wychowywania własnego potomstwa. Problem dotyczący wszystkich stron politycznego konfliktu, tragedia istoty człowieczeństwa. Reportaż ten, w warstwie dokumentalnej jest historią, która ukazuje uwikłanie w dziejową tragedię dwóch polskich dziewczynek uznanych za „czyste rasowo”; kobiet, które doświadczyły okrucieństwa samotności i nietożsamości, które miały dwie matki, czyli żadnej; dwa rodowe nazwiska, czyli żadnego; i które kilkakrotnie poznawały nowy język „ojczysty”...
Historie takie jak Noc w Wildenhagen, Obwód głowy, czy Mój warszawski szał, napisane we współpracy z Angeliką Kuźniak, uzupełniają obszerne połacie naszej ignorancji wobec tego, co stanowi rudymentarną wiedzę dziejów – wobec niesamowitości opowiedzianych tu jednostkowych zdarzeń.. Są opowieściami mrożącymi krew w żyłach, poruszającymi wrażliwość nawet najbardziej zdystansowanego czytelnika przez to właśnie, że oparto je na prawdziwych ludzkich losach, spisanych częstokroć w bezpośrednim kontakcie z ich bohaterami, a nie na katalogowym wyszczególnianiu dat i liczb, zamieniających cierpienie ludzkie w jego pozór na mocy dictum tzw. faktów. To, co się wydarzyło, kilkadziesiąt lat temu, w życiu konkretnych ludzi zamieszkujących w pobliżu Nysy i Odry, choć ze wstydem ukrywane przed światem, choć przekłamywane przez dziesięciolecia przez komunistyczną propagandę, choć trudno w to uwierzyć i w głowie się nie mieści, wydarzyło się naprawdę! Są na to nieliczne i niełatwe do zebrania świadectwa uczestników weryfikujące prawdziwość szczątków urzędowych dokumentów.
Reportaże Nowaka otwierają nam oczy, przywracają optykę widzenia i rozumienia spraw ludzkich w ich najgłębszej istocie, z pominięciem nieadekwatnych wartościujących perspektyw, którymi karmiono nas przez dziesięciolecia, a w ramach których jedni cierpieli sprawiedliwie, inni sprawiedliwiej, a jeszcze inni nawet nie powinni o swoim cierpieniu wspominać, bo im się po prostu „należało”. Należało, powołując się na koronne świadectwo pozostałych przy życiu i życia pozbawionych, głośno i wyraźnie powiedzieć, co tu się nie tak dawno działo. I to zostało w Obwodzie głowy bezwzględnie uczynione.
W innych tekstach, takich jak O Wandzie, co nie chciała Niemca, czy Adam z Ewką żyli w raju, reporter Gazety Wyborczej mówiąc językiem pogranicza, o sprawach dla mieszkańców tegoż pogranicza tak naturalnych jak krojenie chleba, opowiada o zdarzeniach, które trudno sobie wyobrazić w innej części Polski. Przemyt ludzi, narkotyków, papierosów; kradzieże, prostytucja, wysoki poziom przestępczości wśród nieletnich, itede, itepe... Oto codzienność ostatniego dwudziestolecia tych terenów. Tematy wstydliwe, o których trzeba potrafić opowiedzieć tak, by nie urazić tych, którzy siedzą w temacie, ale i tych, którzy pochylą czoła przed tematem.
Język Nowaka jest dość oszczędny, autor ogranicza się do umiejętnego cytowania, starając się nie ferować ocen i wyroków. Jednocześnie język cytowanych bohaterów często bywa zabawny sam w sobie. Kuriozalna składnia i gramatyka, regionalizmy, skróty, zniekształcenia, słowem – to, co trzeba usłyszeć, żeby zrozumieć groteskowość i absurdalność wielu sytuacji, w gruncie rzeczy dalekich od zwyczajności. Wypowiedzi nastoletnich prostytutek, wynurzenia niedoszłego sutenera i jego eks-małżonki tworzą obraz nie tylko prawdopodobny w swojej szokującej inności od tzw. normalnego funkcjonowania, ale będący prawdziwie wiernym, choć wcale nie pięknym a groteskowym właśnie, odbiciem życia, w którym wszystko jest naraz i przemieszane, a najwięcej jest tego, czego w nim być nie powinno w ogóle. Warto zauważyć, że reporter wierny naturalizmowi potoczystej mowy swoich bohaterów nie stroni wulgaryzmów, ulicznego slangu i przygranicznej „grypsery”, słownictwa rodem z zakładów karnych, burdeli i pijackich melin. Zdając sobie sprawę z niszowości problematyki i specyfiki „regionalnej gwary” tworzy nawet słowniczek niektórych nazw i zwrotów (Przejdziem Nysę, przejdziem Odrę). To kuriozalne, a jednak oczywiste: język polsko-niemieckiego pogranicza jest istotnym źródłem wiedzy o inności tutejszej społeczności, o inności w sensie kulturowym, egzystencjalnym i mentalnym. Nowak z wypowiedzi ludzi mieszkających w Słubicach, Krośnie Odrzańskim, Gubinie, Polanowicach, Międzyrzeczu i Rzepinie kompiluje opowieść o kilkudziesięciu latach tworzenia z „dzikiego zachodu” kawałka świata, w którym może być pięknie, ale nigdy łatwo, bez trudu i ryzyka. I jeśli nawet nie wszystko udaje się ludziom, o których autor Obwodu głowy pisze, to z pewnością udaje się to wszystko autorowi zobaczyć i oddać, w miarę możliwości, w nienaruszonej literacką wirtuozerią formie. Ta uważność i językowa asceza Nowaka, to jedyna chyba możliwa recepta na oddanie specyfiki tutejszego dziania się, gmatwaniny nadgranicznych problemów. Jednocześnie pamiętać należy, że uległość reportera wobec tego, co zobaczył i usłyszał musi mieć swoje granice, jedną z nich jest granica smaku. Mam wrażenie, że Włodzimierzowi Nowakowi udało się tej niewidocznej granicy nielegalnie nie przekraczać. To znaczące osiągnięcie autora Obwodu Głowy.
Rodzi się jednak we mnie – czytelniku pochodzącym z terenów polsko-niemieckiego pogranicza – pytanie, czy to wystarczy, żeby uznać książkę Nowaka za miarodajne źródło wiedzy o tej ziemi i jej ludziach. Mieszkańcy pogranicza, jak wspomniał jeden z bohaterów reportażu Adam z Ewką żyli w raju, „są niezakorzenieni”, nie mają swojej tradycji, są z przypadku... Matki i ojcowie, dziadkowie i babki poprzyjeżdżali zza Buga albo z Bieszczadów, jedni z Ukrainy, inni z Litwy, jeszcze inni z Białorusi, a prawie wszyscy przecież z Polski... Nas tu wrzucono w nowe, inne i nieznane, a to kim jesteśmy, jest w dużym stopniu wypadkową historycznych zdarzeń i zderzeń z rzeczywistością, które bywały i wciąż bywają niezwykle bolesne. Żeby być sobą w tym miejscu, zdobyć dobre wykształcenie, ogładę intelektualną, poziom kultury osobistej przekraczający przeciętną formę cinkciarza, bazarowego cwaniaka, czy przemytnika, trzeba mieć sporo szczęścia i należeć do elity, albo niesłychanie dużo charakteru, ambicji i siły przetrwania. Czasem trzeba wręcz stawać na głowie, której obwód rośnie po każdym uderzeniu w mur niezrozumienia. Niewiele znajdziemy jednak w Obwodzie głowy rzeczy o mieszkańcach pogranicza, do których można by się przyznać z satysfakcją. Te zastrzeżenia nie dotyczą jednak tego, co w książce Nowaka jest (bo to, co jest, jest dobre... ), ale tego, co by mogło być, a to już samej książki bezpośrednio nie dotyczy...
Podsumowując podkreślam, że książka Włodzimierza Nowaka to jedna z najpoważniejszych i najciekawszych literacko pozycji o polsko-niemieckim pograniczu ostatnich dziesięcioleci. Rzecz o tych sprawach, o których wiadomo niewiele lub wcale, a dotyczących nie tylko Polaków i Niemców, ale i naszych, przez długie lata nietykalnych, odwiecznych towarzyszy – Rosjan. Sprawozdanie z aktualnego stanu rzeczywistości i dziejowy raport. Ale w moim odczuciu to również niezłe doniesienie, świetna próba powiedzenia czytelnikom z centralnej Polski, że kilkaset kilometrów od Warszawy i Łodzi – tam gdzie zawracają gęsi i diabeł mówi dobranoc a kultura i sztuka funkcjonują na zasadzie objazdowego kina, i gdzie życie ma wyjątkowo intensywny smak – że na zachodzie Polski jest... Polska.
Paweł Kaczorowski