Celtycki klimat połączony z irańskim temperamentem, otoczony smakiem i aromatem perskich dań.
W ostatnich latach polskie wydawnictwa wprowadziły na rynek mnóstwo książek relacjonujących życie uciekinierów z państw, które ogarnęła islamska rewolucja. Większość z nich to wspomnienia osób, które na własnej skórze doświadczyły piekła w rodzinnym kraju, a po ucieczce postanowiły pokazać światu nieludzkie oblicze radykalnych władz, religijnych fanatyków, czy bezwzględnych terrorystów. Celem takich opowieści jest z reguły chęć poruszenia sumień tak zwanej opinii publicznej i zwrócenie uwagi świata na spychany i marginalizowany problem.
„Zupa z granatów” po części także traktuje o ucieczce trzech kobiet z ogarniętego rewolucją Iranu. Gdyby jednak był to główny wątek powieści, to nie różniłaby się ona niczym od całej rzeszy tego typu publikacji. A jednak różni się. Bardzo. „Zupa z granatów” jest, najkrócej mówiąc, opowieścią bardzo optymistyczną, wręcz baśniową. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, historia, jakich wiele. Oto trzy siostry cudem uciekają z piekła, które zgotowała im rewolucja. Trafiają do Londynu, ale w obawie przed duchami przeszłości i niebezpieczeństwem, które być może im grozi, nie zostają tam długo. Kolejny przystanek w życiowej wędrówce sióstr Aminpur to małe miasteczko w Irlandii. Spokojne Ballinacroagh od dawna żyło ustalonym rytmem. Wszystko było tam przewidywalne, toczyło się według ustalonego porządku. Przyjazd trzech młodych, pięknych kobiet musiał więc wywołać nie lada poruszenie wśród małomiasteczkowej społeczności. Fakt, że owe kobiety zamierzają otworzyć na głównej ulicy egzotyczną kawiarnię, początkowo niejednemu nie mieścił się w głowie.
Zdesperowane siostry postanowiły jednak zrealizować swój plan. Oczywiście, nie było łatwo. Obok sióstr, w miasteczku żyje wielu ciekawych ludzi. Czytelnik poznaje życiorysy większości z nich. Można powiedzieć, że społeczność miasteczka jest bardzo barwna. Nie brakuje dewotek plotkujących na każdy temat, hipokrytów, czy pijanych, niewiernych mężczyzn. Największe emocje budzą jednak oryginały. Kloszard Kot, który jest filozofem, a jego dom od podłóg po sufity wypełniają księgi uczonych, sędziwy sklepikarz Danny wierzący w krasnoludki, to chyba najbardziej wyraziste postaci. Pomimo że nie odgrywają on znaczącej roli w życiu sióstr i pojawiają się na kartach opowieści niezwykle rzadko, to nie sposób przejść obok nich obojętnie. Zwłaszcza, że każdy z nich uosabia jakąś uniwersalną cechę, przypomina o czymś ważnym i wprowadza aurę tajemniczości. Zatem oprócz losów głównych bohaterek, czytelnik poznaje życiowe historie i problemy mieszkańców miasteczka. Historie te opowiadane są równolegle, poznając początek jakiejś opowieści, nie dostajemy od razu jej zakończenia. Ciekawość i możliwość domniemania tego, co się zdarzy pobudza wyobraźnię, jednocześnie nie pozwala odłożyć książki na półkę przed dobrnięciem do ostatniego rozdziału, w którym wszystko zostaje wyjaśnione.
„Zupa z granatów” to nie tylko opowieść o nierównej walce z przeciwnościami losu. To, przede wszystkim, bogata skarbnica orientalnych smaków i zapachów. Autorka co chwilę raczy czytelnika opisami potraw i dań. Każdy rozdział rozpoczyna się nawet unikatowym, specyficznym dla perskiej kuchni przepisem kulinarnym. Bogate opisy przygotowania egzotycznych potraw dodają książce niezwykłego uroku. Bazylia, estragon, kolendra, cynamon i inne zioła wyhodowane we własnym ogródku pobudzają apetyt, nie tylko na smaczną potrawę, ale również na kolejną porcję opowieści. Z kolei w bohaterkach znajome smaki i zapachy wywołują przykre wspomnienia. Zapach suszonej kozieradki dobiegający ze spiżarki otwierał także worek przykrych wspomnień, które, dopóki nie zostały przywołane czymś znajomym, drzemały gdzieś, głęboko w podświadomości. Siostry Aminpur nie próbują nawet wymazywać z pamięci tych złych wspomnień, ale próbują po prostu nauczyć się z nimi żyć. Pomimo iż bohaterki znają wiele magicznych przepisów, a swoimi daniami potrafią zaczarować niejedno twarde serce, to nie mają żadnej sprawdzonej receptury na swoje życie. Dążą do radości metodą prób i błędów, zupę zwaną szczęściem i spokojem, za każdym razem próbują ugotować z innej mieszanki składników.
„Zupa z granatów” to, bardzo udany, literacki debiut Marshy Mehran. Autorka posługuje się prostymi środkami wyrazu, jej przekaz jej klarowny. W prostocie jest jednocześnie coś magicznego, coś, co powoduje, że ta mała książeczka urasta do rangi baśni porównywalnej do „Baśni z tysiąca i jednej nocy”.
Celtycki klimat, irlandzka mentalność, irański temperament i perskie przyprawy, z pewnością niejednego czytelnika przyprawią o przyjemny zawrót głowy.
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2008
ISBN: 83-7414-179-4