Książka Język nowych mediów, autorstwa Leva Manovicha, jest nie tylko pracą naukową uznaną za kultową zaraz po napisaniu, ale również fenomenalną inspiracją, docenioną przez specjalistów.
Przede mną trudne zadanie, ponieważ będę próbował zrecenzować książkę Język nowych mediów, autorstwa Leva Manovicha. Pozycja ta została uznana za kultową zaraz po napisaniu, czyli już w roku 2000. Jest również fenomenalną inspiracją, docenioną przez różnorodnych specjalistów zajmujący się mediami, Internetem czy nawet montażem filmowym. Ponieważ z wielu powodów musiałem odrywać się od lektury i robić dłuższe przerwy, miałem okazję pochłaniać dzieło małych porcjach i stale o nim rozmyślać. W rezultacie nie do końca widzę tę książkę jako całość, lecz koncentruję się na znaczeniu poszczególnych jej elementów. Traf chciał, że czytałem ją półtora miesiąca, aby na koniec zostawić razem z torbą w jednym z czeskich pociągów.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że jest to dla mnie książka absolutnie niezwykła. (Jeśli dobrze pamiętam, jakoś na początku drugiej części Powrotu do przyszłości [Back to the Future Part II, 1989] Spielberga główny bohater, po jakim bardzo dramatycznym wydarzeniu, zostaje zaskoczony przez kuriera, który przywozi paczkę, nadaną wiele lat temu, uzupełnioną o bardzo dokładną specyfikacją kiedy i komu ma być przekazana. Najpierw okazuje bezgraniczne zdziwienie; myśli, że to pomyłka. Po chwili jednak okazuje się, że to list od przyjaciela, wysłany w zupełnie innym czasie i miejscu. Rozpoczynając lekturę Języka nowych mediów miałem dokładnie to samo wrażenie. Że książka ta została napisana dokładnie dla mnie tu i teraz. Chociażby rok temu mógłbym ją zbagatelizować i nie docenić kunsztu powiązań).
Ponieważ, w swojej książce, Lev Manovich posługuje się kulturą (językiem starych mediów), aby opisać nowe media (czyli, w uproszczeniu, cyfrowe elementy edytowalne, zorientowane w przestrzeni jakiegoś interfejsu). Autor podaje przykłady konkretnych dzieł czy projektów, które kreują taką a nie inną siwadomość rzeczywistości, odnosząc się bezpośrednio do zawartych w nich technik. W tych momentach jak najbardziej warto jest odłożyć książkę na chwilę na bok i pozgłębiać poruszone w niej problemy. Lev Manovich w swojej pracy koncentruje się na porównaniu współczesnego sposóbu pojmowania mediów do tego, jak zmieniło światopogląd współczesnych kino lat 20. ubiegłego ieku, posiłkowane coraz nowocześniejszymi możliwościami technicznyczmi. Autor pokazuje ewolucję pojmowania i prezentowania świata, odwołując się przede głównie do rosyjskiej kinematografii z początków ubiegłego wieku, ze szczególnym naciskiem na Człowieka z kamerą filmową (Chelovek s kinoapparatom, 1929) Dżigi Wiertowa, (który to film miałem okazję niedawno dwukrotnie pokazywać z muzyką na żywo).
Manovich trafił tym samym bezpośrednio w mój aktualny obszar zainteresowań. To samo uczynił, teoretyzując na temat filmów wieloujęciowych, które w jego mniemaniu miałyby być przyszłością kina (podczas kiedy sam jestem po świeżej fascynacji genialnym filmem Fragmenty Tracey [The Tracey Fragments, 2007], nakręconym właśnie w ten sposób). Również tematyka ksiązki jak i zawarte w niej poglądy na niektóre kwestie były – bezpośrednie dla mnie – wyjątkowo interesujące. Dlatego chłonąłem książkę z najwyższym nabożeństwem, czując wyjątkową nić porozumienia z autorem. Coraz lepiej widziałem jednocześnie, że nici będą ze standardowej recenzji.
Bezcelowe, wydaje mi się, byłoby powtórzenie toku rozumowania Manovicha, który ten przedstawia w książce, ponieważ musiałoby to być streszczenie streszczenia, czyl skądinąd świetnego wstępu, który już znajdziemy w książce, połączone z takim uproszczeniem teorii Manovicha, że zupełnie zatraciłaby ona swój sens. Poza tym, po to książka została napisana, aby czytelnik miał możliwość krok po kroku odtworzyć rozumowanie autora. W tym przypadku nie nastręcza to specjalnych problemów, ponieważ dzieło jest od początku do końca spójną, konsekwentną pracą naukową. Jego analityczna struktura, wedle której po skrótowym opisie problemu następuje definiowanie pojęć, a dopiero potem konsekwentne rozważania, ujmuje sporo z fabularnej głębi, ale jednocześnie sprawia, że nie pogubimy się w toku myślenia autora. Wywód jest przedstawiony tak klarownie, że nie sposób się do czegoś przyczepić. Jeśli już, to właśnie do zbytniej systematyczności, która dla mniej wyrobionego czytelnika może być trochę irytująca.
Manovich, jak sam podkreśla, nie starał się również napisać dzieła futurologicznego, czego można by się po tej tematyce (a raczej po wielu podobnych publikacjach) spodziewać. W swojej książce autor nie przewiduje przyszłości, naukowo mówi tylko jakie są prawdopodobne konsekwencje aktualnego rozwoju rzeczy i w jaką stronę może pójść myśl ludzka. Zdaje sobie również sprawę, że artyści i naukowcy mogą świadomie wybrać drogę, której nie opisał, ponieważ tak działa postęp w sztuce – artyści starają się nagiąć każdą teorię do granic wytrzymałości.
Jak już wspomniałem, Język nowych mediów jest książką kultową, o ugruntowanej pozycji, dlatego polemika z tym faktem jest zbyteczna. Co więcej, jest lekturą obowiązkową na kierunkach związanych z montażem i medioznawstwem, zachwalaną zarówno przez pedagogów jak i studentów. Mogę zatem śmiało powiedzieć – jeżeli ktoś szuka w tym temacie wyszukanej inspiracji, znajdzie ją na pewno. Jeśli natomiast ktoś sięgnie po tę pozycję z nadzieja zrozumienia, jak działają nowe media w rozumieniu potocznym, prawdopodobnie się zawiedzie.
Manovich, sięgając po przykłady aktualnej animacji czy sposobu narracji, powraca bardzo często do gier komputerowych. Z pewnością nie jest to temat, o którym pomyślałbym pisząc pracę o nowych mediach, a jednak – im dłużej się nad tym zastanawiać – tym bardziej podejście to wydaje się oczywiste. Pojawiają się tu tytuły niosące nostalgię: Doom, Wolfenstein, Myst... Kiedy czytam o tym, jak zmienią one postrzeganie rzeczywistości, doznaję swego rodzaju olśnienia. I jakiegoś niepokojącego odczucia, że mój światopogląd został wygenerowany w pewnej mierze przez eksperymenty z interferensem postaci.
Potem przypominam sobie, że właśnie około dziewięciu lat temu zaczęła się moja wielka przygoda z Internetem, bez którego teraz nie jestem w stanie wyobrazić sobie "normalnego" funkcjonowania w świecie. W tamtych czasach w pracowni informatycznej ściągało się wtedy co parę dni aktualne maile z listy dyskusyjnych i nagrywało straszne ilości dowolnych informacji na dyskietki. A w tym samym momencie, parę tysięcy kilometrów dalej, Lev Manovich pisał o narracji jako przeciwieństwie statycznej bazy danych. Patrzył na dzieciaki używające komputera już instynktownie i myślał sobie: „Hej, świat już nigdy nie będzie taki sam!”.
Jedna tylko myśl nie dawała mi spokoju w miarę lektury: książka ta została napisana dziewięć lat temu, a od tego czasu nowe media poczyniły może nie ogromny (w stosunku do Ameryki przełomu wieków), ale jednak dość znaczący postęp. Swego rodzaju rewolucja sposobu myślenia, którą Języki nowych mediów opisują już się dokonała i jej efekty są dla nas normą. Sama książka zaś już – w sposób pośredni – wpłynęła na kulturę tak, że dyskurs na poruszane tematy już nie jest aktualny. Większość z tych rzeczy działo się również poza naszym krajem, właściwie dostaliśmy już produkt gotowy. Urodziliśmy się w nowej rzeczywistości. Przyszedł zatem czas na nową pracę naukową, która powie nam, jakie mamy mołżiwości. Oby była równie geniala i inspirująca, jak Język nowych mediów.