Książka dla każdego – 'Everyman' Philipa Rotha

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria książka · 17 lipca 2008

Nurzanie się w przeszłości postmodernistycznej - czy nawet ogólniej: w literackiej - Philipa Rotha wydaje się ze wszech miar niekonieczne, aby z subtelną przyjemnością odbioru przebrnąć przez 166 stron druku.

 

Jeżeli ktokolwiek, sugerując się tytułem tej skromnych rozmiarów książeczki, uzna, że to lektura, której każdy czytelniczy laik może sprostać bez większych problemów, to może i nie minie się z prawdą tak bardzo jak mógłbym sugerować początek tego zdania. Inna sprawa, że ów Everyman - umieszczony białymi literami na prawie czarnej okładce (polskie wyd. Czytelnik) - to nie kierunkowskaz czytelniczy.

 

Nurzanie się w przeszłości postmodernistycznej - czy nawet ogólniej: w literackiej - Philipa Rotha wydaje się ze wszech miar niekonieczne, aby z subtelną przyjemnością odbioru przebrnąć przez 166 stron (wyd. Czytelnik) druku. Doszukiwanie się zmian, stałych, czy szeroko rozumianej wpływologii można z czystym sercem pozostawić tym, którzy a) mają na to ochotę, b) znają się na tym albo c) (chyba najlepszy wybór) to potrafią. Zwykłemu pożeraczowi kolejnych książek w zupełnej zupełności wystarczą informacje zawarte na wewnętrznych stronach okładek. Oczywistym jest, że taki zjadacz papieru wychwyci pewne nawiązania, na które ukierunkuje go chociażby tytuł. Półka z kulturowymi evrymanami rozrosła się już w oddzielny dział - ile nie w całą bibliotekę. Dostawić trzeba gdzieś jeszcze jedną. Zresztą niczego sobie próby literackiej.

 

Oddanie tego swoistego moralitetu ateisty w jakże różnorodne ręce szerszej publiczności, wydaje się nie tyle zagrożone nieodczytaniem intertekstualnych treści - bądź co bądź wiele o naszej kulturze mówiących -, ile pesymistycznym podsumowaniem drogi człowieka ku śmierci. I nie będzie tu retorycznych pytań zapożyczonych z kina sensacyjnego (Umrze, nie umrze?), nie będzie tu nadziei nie tylko na lepsze po, bo na żadne po liczyć tu nie będzie można. Od samego początku drążyć nas będzie świadomość, co do ostatecznego losu mało bohaterskiego bohatera - w końcu zaczynamy od jego pogrzebu. A w trakcie nie tyle przekonamy się o ostatecznym wymiarze ziemskiego bytowania, ale zobaczymy okrutny obraz starości, nie mający zbyt wiele wspólnego z pogodną jesienią, za to podsumowywany zwięzłymi sformułowaniami; np. Starość to nie jest walka - starość to masakra.

 

Czy taki do bólu prawdziwy obraz jest obrazem, którego łakną osoby rozkochane w Grocholi, Modzie na sukces, czy - dającej nadzieję - Pasji Mela Gibsona? A przecież w krótkiej recenzji zamyka się zaledwie ogólny wydźwięk. Philip Roth swoim Everymanem doświadcza czytelnika o wiele dokładniej. Opisuje on swojego bohatera, który tak jak wszyscy starcy ulega procesowi stopniowego zaniku i przyjdzie mu spędzić w tej marnej postaci resztę bezcelowych dni - dni bezcelowych i nocy niepewnych, wypełnionych żmudnym znoszeniem degradacji fizycznej, śmiertelnego smutku i oczekiwania, oczekiwania na nic.

 

Ale jeżeli ktoś zakupił już tę pozycję, a nie ma najmniejszej ochoty ścierać się z pesymistyczną wersją nadchodzącej nieuniknienie śmierci, może pójść za radą: A: wydawnictwa REBIS (tył okładki do Czystej anarchii Allena) i podłożyć ją pod nogę rozchybotanego stolika, B: Tadeusza Różewicza, przedstawionej w wierszu Dodatkowe korzyści z książek (tomik Wyjście) - chociaż do porannych ćwiczeń rozmiary Everymana Philipa Rotha ciut mniej się nadają.

 

Philip Roth, Everyman, Czytelnik 2008