Poezja z ciągle 'tego świata' - Stanisława Barańczaka 'Wiersze zebrane

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria książka · 14 lutego 2008

Kwestionowanie przydatności omawianej książki osobom zainteresowanym poezją, czytelnikom, którzy dotychczas musieli kompletować wiersze tego poety kserując je z różnych antologii i podręczników, wyda się co najmniej bezpodstawne.

 

O ile wybory wierszy, szczególnie te wydane na dobrym jakościowo papierze, uatrakcyjnione kolorowymi, twardymi oprawami, posiadają często znamiona płyt muzycznych kategorii greatest hits (szlachetnym wyjątkiem będą tu zasłużone BN'ki), o tyle poezje zebrane, zmierzając w stronę naukowości, nie oczekują raczej owacji na stojąco. Wydawałoby się więc, że w tym drugim przypadku wystarczy odnieść się do naukowej wartości owego zebrania tekstów, do uzasadnienia ponownego ukazania się rozproszonych dotychczas utworów. Takie spojrzenie zubożyłoby jednak znaczenie omawianych książek, a co gorsza szkodliwie wpłynęłoby na ich poetyckość. Jest przecież wiele innych pytań, które gnieżdżą się w tych bardziej, jak i tych mniej, wprawionych czytelniczych głowach.

 

 

Podobne problemy funduje nam obcowanie z Wierszami zebranymi Stanisława Barańczaka. Kwestionowanie przydatności omawianej książki osobom zainteresowanym poezją, czytelnikom, którzy dotychczas musieli kompletować wiersze tego poety kserując je z różnych antologii i podręczników, wyda się co najmniej bezpodstawne. Nie każdy miał sposobność zakupić pojedyncze tomiki Barańczaka, więc zbiór ten, którego przejrzystość jest niewątpliwą zaletą, dla wielu będzie pierwszą okazją do całościowej analizy takich pozycji jak Korekta twarzy czy Jednym tchem.

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy wspomnianej przejrzystości. Można by powiedzieć - tudzież napisać -, że to cecha wpisana w to konkretne wydanie od białości stron, poprzez wybór czcionki, układ tekstów i tomików, a skończywszy na niezbędnej notce redakcyjnej. Prawie idealnie przejrzysty, by nie rzec przezroczysty, gdyż to niebezpieczny przymiotnik przy omawianiu poezji. Prawie zaś nie robi tu wielkiej różnicy, a raczej ułatwia mi nie popadanie w bałwochwalstwo, w bezkrytyczne poklepywanie wydawców po plecach. Z jednej strony prawie daje mi niezbędny recenzencki dystans, zaś z drugiej pozwala się co nieco doczepić do szczegółów.

 

Myślę tutaj o dwu tekstach zamieszczonych w aneksie, a właściwie o drugim tekście, bo o ile pierwszy (Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej) pierwotnie otwierał, a więc był integralną częścią, Jednym tchem - i to uzasadnia jego zaistnienie w Wierszach zebranych -, o tyle drugi (Tablica z Macondo), chociaż niewątpliwie interesujący, pochodzi ze zbioru esejów. Redaktorzy nie podają powodów wyboru akurat tego tekstu, nie wyjaśniają, czemu został on włączony - w specyficzny sposób - w poczet wierszy. Po kilku przeczytanych zdaniach, zmieniając się z szukam-dziury-w-całym w czytelnika, porzucam jednak te wątpliwości. Rozważania na temat związku tablic rejestracyjnych z sonetami i poezją w ogóle, pogłębione cytatem - oraz dywagacjami wokół niego - ze Stu lat samotności, napisane są z taką lekkością i dowcipem, że szybko zacząłem być wdzięczny redaktorom za umieszczenie Tablicy z Macondo w Wierszach zebranych.

 

Można by jeszcze chwalić to konkretne wydawnictwo za spis pierwszych wydań pojedynczych tomów poezji Stanisława Barańczaka, można by pisać, że to 55. tom Biblioteki Poetyckiej Wydawnictwa a5, można by...

 

Ale wszystko to spychałoby na dalszy plan najważniejszą wątpliwość: czy poezja zebrana w tej książce wytrzymała próbę czasu, czy też służy tylko za relikt, wykopalisko mówiące nam o zamierzchłej epoce? Pewnie w ostatecznym rozrachunku każdy sam będzie udzielał odpowiedzi na tak postawione pytanie, ja zaś tylko wyjaśnię dlaczego uważam, że to poezja wciąż warta tego, żeby właśnie jako poezję ją traktować.

 

Niewątpliwie istnieją wśród wierszy Stanisława Barańczaka teksty (np. Trzy spojrzenia przez ramię, Co dziś rzucili), które tkwią w jakimś wtedy (a może raczej: wtedy tkwiły w jakimś teraz). Nie będzie ryzykownym stwierdzenie, że prawie każdy utwór - ba! całe tomiki! - autora Chirurgicznej precyzji można interpretować w kontekście określonej epoki, czasu w jakim powstawał. Gdy jednak spróbujemy pójść inną drogą, drogą światów w tej poezji stwarzanych, a nie tylko opisywanych, wówczas okaże się, że to wcale nie światy przezroczyste, ale takie, w których trzeba się zatrzymać, rozejrzeć, a wtedy odnajdziemy w grząskim gruncie rzeczy rozważania o problemach człowieka w ogóle.

 

A w tym przypadku, poezji Stanisława Barańczaka, w grząskim gruncie słów. Właśnie w jego poezji odczuwa się, że jej tworzywem jest słowo, słowo zależne od sąsiadujących słów, od, niesionego ze sobą - również literackiego - bagażu znaczeń, a także od formy, w jaką zostały z bardzo szczegółową wirtuozerią wtłoczone. I to właśnie materia, z jakiej powstają, nadaje tym wierszom rysy poetyckiej uniwersalności czasowej. Ja przynajmniej bawię się świetnie czytając Żeby ci czasem nie zaszkodziło, Widokówkę z tego świata, czy Co jest grane. Wcale nie odwołuję się przy tym do określonej historycznie epoki, a raczej do mojego tu i teraz. Gdy patrzę przez okno bloku z płyty to mam wrażenie, że ciągle:

 

 

ogłuszeni i ogłupieni doszczętnie, tracimy
głos i głowę, zapominając wciąż na nowo, kto
tu gra, po co i co jest właściwie
grane.

(Co jest grane)
 

Stanisław Barańczak

Wiersze Zebrane
Kraków 2006, Wydawnictwo a5