Współczesna Rosja niczym nie odstaje od Zachodnich standardów obyczajowych. Znawcy mówią nawet, że bywa znacznie bardziej okrutna, odważna czy wyuzdana. I to w godzinach największej oglądalności.
Bo Rosja wraz
ze swymi mediami bawi się w ciuciubabkę z narodem. Za sznurki pociąga w tym
kraju Władimir Putin, za nim jednak stoją coraz możniejsi i bardziej wpływowi
obywatele. Jest ich garstka, jak w bajce o Czerwonym Kapturku.
Współczesna Rosja nie przypomina jednak bajki. Żadna
historia w tym kraju nie kończy się szczęśliwie. Mówią o tym zgodnie zarówno
korespondenci, jak i wpływowi komentatorzy rosyjscy. Znaleźć się w ich kraju to
jak zostać połkniętym przez ogromną i nikomu nieznaną rybę. Zafascynowanych
Jonaszów przybywa. Mnożą się też książki dotyczące Rosji.
Wśród nich miejsce szczególne zajmuje "Głową o
mur Kremla", Krystyny Kurczab - Redlich, która ukazała się nakładem
wydawnictwa WAB. Rozprawa o wielkiej Rosji zaczyna się od omówienia nieważnych
z pozoru detali. Takich jak choćby życie codzienne rosyjskich kobiet. To
właśnie na ich przykładzie widać najlepiej pozycję jednostki względem masy.
Również w ich wypadku można mówić o prawdziwie krzywdzącym systemie, który
zdeformował naturalnie pojmowaną "kobiecość". Kobiet w Rosji nie ma -
mówi autorka książki i jako dowód przytacza wypowiedzi poetek, pisarek i
feministek rosyjskich, które od lat 80. były traktowane w tym kraju jak
wrogowie ludu. Feminizm w Rosji był karany, dlatego większość środowiska
siedziała w więzieniach lub uciekała w popłochu z tego kraju. Dziś feministki
na równi z opozycyjnymi politykami są szanowane przez naród, ale przeklinane
przez oficjalny rząd. Wiadomo, że Putin nie przyłoży ręki do niczego, co
pachnie ograniczeniem lub namysłem w pełnieniu władzy. Państwo należy wyłącznie
do niego. Do feministek niezależne media, w tym Internet.
Rosyjskie feministki wpadły w pułapkę intelektualną.
Sądziły - zupełnie jak ich siostry w Polsce - że zmiany w ustroju Rosji
przyniosą im wyzwolenie oraz zapewnią odpowiednie miejsce obok mężczyzn.
Pierwsze dni przemiany boleśnie je rozczarowały. Rosyjskie kobiety mogły być
wolne w domu lub klubach erotycznych. Tylko te dwie płaszczyzny swobody oddano
w ich ręce. Władza polityczna, społeczna, obyczajowa należały w dalszym ciągu
do mężczyzn. Kobiety, które w państwie Lenina usiadły na traktorach, w państwie
Putina mogły co najwyżej decydować o tym, za kogo wyjść najlepiej za mąż.
Nikogo nie powinno zatem dziwić zjawisko coraz większego grubiaństwa i chamstwa
wśród rosyjskich kobiet. Starają się one "dorównać" mężczyznom. W
1989 roku poetka Łarisa Wasilewa pisała: " Co się dzieje z twoimi nerwami?
Dlaczego prawie na każdym kroku spotykasz się z grubiaństwem i chamstwem?
Dlaczego, cierpiąc z powodu chamstwa i grubiaństwa, sama potrafisz być
chamowata i gburowata? Czy nie da się inaczej?"
Prawdziwą rewolucję obyczajową przyniosły nie zmiany
w myśleniu mężczyzn o kobietach, ale wolny rynek, na którym zaczęły wyrastać
jak grzyby po deszczu butiki mody, kioski z kolorowymi gazetami oraz
perfumerie. Rosyjskie kobiety szybko dogoniły swoje koleżanki z Zachodu. Miały
jak one, garderoby pod dostatkiem i zupełnie jak one, żadnego wpływu na
rzeczywistość. Pisarka Swietłana Wasilenko, autorka kultowej rozprawy o
współczesnej Rosji, zatytułowanej "Głuptaska", twierdzi, że prawdziwa
swoboda w jej kraju ogranicza się do Internetu. W nim dyskutuje się, podważa
autorytety, publikuje propagandę na blogach oraz dokonuje kolejnych
transformacji systemu. Sieć jest dla współczesnych Rosjan czymś więcej niż
tylko sposobem na sprawną komunikację. Pozwala w względnie bezpiecznych
warunkach wieść życie wielu odszczepieńcom, feministkom i odmieńcom wszelkiej
maści, dla których nie ma miejsca w telewizji czy prasie.
To w sieci rządzą niepodzielnie czołowe feministki
rosyjskie, których nie wypędzono z kraju; Olga Lipowska i Tatiana Mamonowa.
Zakładają one coraz to nowe portale o zabarwieniu rewolucyjno - utopijnym i
walczą z putinowskim systemem opresji. Nawet one ulegają jednak prawdziwej
euforii święta narodowego Dnia Kobiet, które w tym kraju fetuje się przez trzy
dni z rzędu. Dzień Kobiet należy do czterech najważniejszych świąt Rosji, które
obchodzi się z prawdziwym pietyzmem. Na kilka dni przed nim brakuje we
wszystkich moskiewskich kwiaciarniach towaru. Czy rosyjskim kobietom jedno
święto w roku wystarcza? Wydaje się, że nie. Jednak po trzydniowym zamieszaniu
zwykle wszystko wraca do ustalonej społecznie normy, która w tym kraju jest
szczególnie rygorystyczna dla kobiet.
Społeczeństwo Rosji trawi choroba. Nie odkryje jej
nikt, kto nie zagrzał w tym kraju miejsca na dłużej. Zwykle o tej chorobie nie
mówią sami komentatorzy, bo zajmuje ich wielka polityka. A jednak syndrom
"Czerwonego Kapturka" wykańcza powoli system społeczny jednego z największych
mocarstw świata. Mocarstw, które zapomniało, że w połowie należy do kobiet.
Zaczęłam od bajki o Czerwonym Kapturku nie tylko
dlatego, że symbolem Rosji jest kolor czerwony. Bajka o małej dziewczynce
przemierzającej ciemny las doskonale oddaje sytuację kobiet uwięzionych w
okowach stereotypu. Według ustalonego schematu, młodej rosyjskiej dziewczynie
pozostaje dobre zamążpójście lub wyjazd za granicę. Poza tymi dwoma drogami nie
istnieje nic pośrodku. Chyba, że uwierzy w słowa wielkich pisarzy rosyjskich, którzy
w swoich powieściach przekazali narodowi pewien stereotyp; kobieta rosyjska to
w połowie prostytutka. Wiktor Jerofiejew pisał wprost: " Cienki jest lód
rosyjskiej obyczajowości (...). Każda rosyjska dziewczyna jest z jednej strony
jest wstydliwa, a z drugiej kurwiszon." A jednak, kobiety rosyjskie
doskonale wykorzystały wąską furtkę, która wiedzie do pozornej wolności w ich
kraju i po godzinach, za mężowskie pieniądze oddają się przyjemnościom w
salonach masażu i klubach erotycznych. Największą popularnością cieszy się dziś
w Moskwie klub nocny o jakże wymownej nazwie "Czerwony Kapturek".
Krystyna Kurczab - Redlich
Głową o mur Kremla
Wydawnictwa WAB
Warszawa 2007.