trochę o subiektywnym czytaniu poezji...
Jacek Podsiadło„Wychwyt Grahama”
Jeśli poezja jest sztuką mówienia o rzeczach, które wymykają się wszelkim opisom, schematom i konwencjom, jeśli jest opisywaniem tego , co nie da się opisać, to jedynym sposobem uchwycenia jej w zdania, wersy i strony jest chyba stawianie pytań. Więc ja spróbuję postawić pytania, które mnie samą dręczą. Nie będę szukać odpowiedzi. Bo tak naprawdę zna je tylko Jacek Podsiadło.
1.
"Tajne serce zegara” czyli o sile „NIE”.
Zawsze mnie fascynuje skąd ludzie biorą pomysły na motta swoich tomików, powieści. Jak to się dzieje, że jakieś krótkie zdanie trafia tak mocno w serce, iż można potem do niego dopisywać kolejne wersy, strofy, zdania.. Dla Jacka Podsiadło i jego „Wychwytu Grahama” motorem , mottem, siłą, inspiracją , wizytówką czy czymś zupełnie nienazwanym są słowa Eliasa Canetti:
Jest w mówieniu „Nie” ogromna siła i czasem wydaje się, że jest ona tak wielka, iż nawet nią samą można żyć.
Zaczynam czytać. Jeden wiersz, następny, potem kolejny i jeszcze jeden. Aż w końcu trafiam na takie słowa:
- Czy warto rozdrapywać rany? – A co, zagoiły się?
Odkąd pamiętam, chciałem wydać tom wierszy pod tytułem „Nie:.
Więc się umacniam. Tu poprawię zapałkę, tam dołożę cierń.
Może Wychwyt Grahama jest ostatnim krokiem do napisania tomiku pod tytułem „Nie”? A może jest tylko krokiem kolejnym?
2.
W poszukiwaniu śladów rudowłosej Magdy.
Gdyby każdy wiersz z „Wychwytu Grahama” namalować i gdyby później ułożyć te obrazy w jeden ciąg, to z łatwością można by wypatrzeć migającą gdzieniegdzie rudą głowę Magdy. Na żadnym z tych obrazów nie znalazłbyś jednak Magdy całej, wciąż tylko jakieś fragmenty, pojedyncze słowa i gesty.
(...) Rozglądam się
za rudymi dziewczynami, bo każda przypomina Magdę.
Rezygnacja z nocnego spaceru na cmentarz, bo „Magda się boi”. Ciągła obecność jej listów pełnych najintymniejszych zwierzeń i najbardziej prozaicznych spraw. Magda uśpiona w namiocie, „zwinięta w siebie na jednym z trzech żelaznych łóżek”, brodząca korytem potoku z „Chłopami” pod pachą, czytająca Dostojewskiego. Magda, której słowa zamieniają się w uniwersalne mądrości, Magda, której słowa wyrażają najważniejsze prawdy.
Czy rudowłosa dziewczyna wie, że ciągle jest obserwowana, że jej najmniejsze gesty i słowa notuje drobiazgowa pamięć poety, by potem ...
3.
„Hymen” czyli pytania bez odpowiedzi.
Wiersz zbudowany na prawdzie , która mówi o pewnym paradoksie miłości. Bo wszak z miłością jest tak: spotykają się dwie, zupełnie sobie obce osoby, często z dwóch różnych światów i dzieje się między nimi coś takiego, że stają się jednością. I pyta Podsiadło ( a może wcale nie pyta, a tylko z przekorą mruży oko i w ogóle nie chce znać naszego zdania? ), co ich zbliży. Śledząc najbardziej „przypadkowe” ( wpadną na siebie w ślepym ulicznym wirze ) lub najnormalniejsze ( niech na ślubnym kobiercu obsypią ich drobnymi i ryżem ), najintymniejsze ( on w uniesieniu swą spermę z języka jej zliże ) czy też najszczęśliwsze (ona pocznie i wielkim bólu urodzi syna ) najprawdziwsze ( jeśli ich nie zmieni czas stawiający na karkach piąty i szósty krzyżyk ) , najbardziej dramatyczne , skrajne i okrutne ( on ją porani, a ona go strasznie poniży; ją zamkną w obozie, zgwałcą; on nieprzytomny obwieści jej zwłokom :” Pamiętam, com ci, bezmyślny, przyrzekł” ) momenty w życiu dwojga ludzi powtarza jak refren pytanie : „Czy to ich zbliży?”. Nie ma odpowiedzi. Tak w życiu jak i w wierszu.
4.
Jeszcze parę słów o prawdziwym kochaniu.
Ona jakby nie z tej bajki. Nie czuje „klimatów”, nie myśli tak jak on. Inna. Obca.
Nie lubisz tymczasowości. Spania pod śpiworem,
Garnka zamiast imbryka. Lub nie obchodzi cię,
Że równo osiemdziesiąt
Cztery lata temu
Apollinaire poznał Madeleine.
I przejmujesz się szaleńcami w rządzie.
Dużo nas dzieli.
Naprawdę wiele ich dzieli. A jednak coś takiego jest w tej miłości, iż sprawia, że mury upadają , granice przesuwają się aż po nieskończoność i
Pewność przychodzi do nas
W sekrecie. To się nie mieści w głowie,
To się nie mieści w lędźwiach, to się nie mieści w sercu,
To nieustannie przepełnia
Każde z pomieszczeń i naczyń,
Jakie w nas można otworzyć. J a s n o ś ć.
On w końcu kupił ten czajnik, żeby ona nie musiała znosić „ garnka zamiast imbryka”. Magia przemieniająca całe życie, nawet najdrobniejsze codzienne sprawy.
Wypowiem tę rzecz bardzo prosto: niech wiecznie trwa ten eksponat.
Najpiękniejsze wyznanie miłości...
Jacek Podsiadło pisze dużo o miłości. Bo miłość to niekoniecznie wielkie słowa i spektakularne gesty. Miłość to codzienność, napis na podkoszulki, wspólny wypad rowerem. Może Podsiadło tworzy po prostu wiersze miłosne?
5.
Dawid i Tata czyli opowieść o chwytaniu powietrza i obcych językach.
Oprócz Magdy są jeszcze w tym „Podsiadłowym” pisaniu dwie osoby , które mnie bardzo fascynują. Jedną jest Dawid
Trzymiesięczny syn
Stroi mądre minki i śle chytry , zwycięski uśmieszek.
Coś wie.
Gdy Podsiadło pisze o swoim synku bardzo wyraźnie czyje się ogromne ciepło. Dawid nie jest „tylko” dzieckiem, jest kimś kto wie dużo więcej , czuje dużo więcej, jest mądrzejszy. Jest postacią jakby nie z tego świata. Dzieciak mruży oko i przygląda się wszystkiemu z pewnym pobłażaniem. I jednocześnie poeta staje wobec niego zupełnie bezradny. Bo chłopak potrafi chwytać powietrze, „gałurzyć w swoim afrykańskim narzeczu” i uśmiechać się do nikogo. Dawid
Ma swój świat, w którego obręb
Nie wejdę już po poplątanej nitce.
I temu dziecku poeta może się przyznać:
Zrozum, że czasem nie wiem dokąd pójść.
I temu dziecku poeta mówi:
Masz prawo urządzić świat jak swój własny pokój
Drugą osobą jest Tata poety.
Widziałem, że jest stary
- pisze Podsiadło. Patrzy na swojego ojca z troską i podziwem. Trochę go chyba nie rozumie. A może rozumie go lepiej niż sam przypuszcza.
Naprawił zegar.
Poprawił świat.
Marzenie każdego starego człowieka. Naprawić świt. Choć odrobinkę.
Między tymi dwoma postaciami – swoim Ojcem i swoim Synem- jest gdzieś ukryty Jacek Podsiadło - poeta. Tylko nie wiadomo gdzie dokładnie.
6.
„Stachurowe” podróżowanie. Rowerem.
Kiedyś przeczytałam , że Jacek Podsiadło sięga do wzorów poezji Edwarda Stachury. Że i jeden i drugi pisze o wiecznym wędrowaniu, o niebie bezkresnym, o nocach pod gwiazdami, o ognisku i o życiu trampa. Może i tak. Podsiadło jest z cała pewnością w jakimś tam sensie spadkobiercą zielonych pól Stachury i wolności, w której wszystko milknie i nie chcę się już niczego. Różnica tylko polega na tym, że Stachura zakładał wędrowanie świętą ziemią, z tobołkiem w ręce i kromka chleba w tobołku zaś Podsiadło jeździ raczej rowerem. Ale tak jak Stachura kocha przyrodę i kocha wolność. I to jest wielkie podobieństwo
Słuchałem ptaków i szumu rzadkich brzóz pośród świerków, śledziłem też marsz pająka po moim śródstopiu.
Zagotowałem wodę nad małym ogniskiem a gdy przejeżdżał traktor, położyłem się, żeby nie być widocznym.
A kiedy jeżyny chwyciły mnie za włosy i pasikoniki skakały po twarzy, zrozumiałem, że jestem wolny.
I jeszcze jedna ważna rzecz. W obliczu ciągłego przemijania, ciągłego odchodzenia i wielkiej niemożności zatrzymania czasu
Tylko gwiazdy, które są na niebie, pozostały tam, gdzie były wtedy.
7.
Wiersze – na nic ?
Nadzieja przeplatana goryczą to dwa uczucia, które towarzyszą Jackowi Podsiadło w mówieniu o poezji.
Jak to jest z tą poezją? Czy ona siedzi gdzieś w środku człowieka i sprawia, że
Przez cały czas pogwizdując odpowiednią melodię
Znowu uległem rytmowi.
Tak właśnie jest z Jackiem Podsiadło. Kolejny człowiek, który zdaje się mówić, że tworzywem wszystkiego jest życie.
Cieszę się , że moja poezja nie wymaga uczonych przypisów.
Myślę, że faktycznie nie wymaga. Bo wystarczy zamknąć oczy i spróbować wyobrazić sobie tęczową piłkę Dawida, czerwony kombajn sunący po polu, a może taryfiarza za kółkiem.
Sytuacja jest złożona, wolałbym opisywać rzeczy najprostsze.
Jacek Podsiadło ubiera w słowa rzeczy najtrudniejsze, rzeczy, które często trudno nazwać. Może właśnie na tym polega sztuka bycia poetą, aby mówić językiem najprostszym , językiem zrozumiałym ogarniać Rzeczywistość Nadzwyczajną ? Całe nasze życie składa się z małych cudów. Zwykle ich nie dostrzegamy bądź nie przywiązujemy do nich większej wagi. Autor „Wychwytu Grahama” pokazuje właśnie niezwykłość rzeczy zwykłych, sprawia , że stają się one prawdziwą poezją.
8.
Wielki Powrót.
Cały „Wychwyt Grahama” przepełniony jest jakąś dziwną tęsknotą, smutkiem, melancholią. Wszędzie widać coś na kształt chęci powrotu, w kółko czuje się jakieś niespełnienie. A jednocześnie raczej nie ma goryczy, pretensji do „czarnej wody, której esencją jest przemijanie”. Jest tylko spokój, rezygnacja i zgoda na to, że
Rozglądam się, zaglądam, wszędzie umieranie. Samo życie.
Smutne prawdy wyznaje mi Podsiadło. Bo oto:
Dzisiaj wiem:
o czym innym marzyłem. Mieć w sobie wieczny zapłon, eolską harfę w piersiach, ciągłą gotowość, by biec,
prozac życia.
I jakby to wszystko się trochę wypaliło trochę odeszło i już nawet nie ma siły żeby snuć plany i zaczynać od nowa.
Choć marzę :niech będzie jak dawniej , tylko troszeczkę mniej.
Pozostaje więc Wielki Powrót. Ciągłe szukanie obrazów, miejsc, ludzi, którzy już odeszli, minęli, nie wrócą. Pozostaje więc Wielki Powrót, bo życie nasze nie należy do nas, bo życie jest podróżą. I Jacek Podsiadło też chce wracać.
Wracam z podróży , w której wiodło mnie bicie utajonego serca zegara,
Jeszcze przed chwilą coś drgało w połamanych mechanizmach, poruszało
Się , próbowało się powtarzać, wreszcie umilkło.
Ale jest jeszcze jedna rzecz , o której nie wolno zapomnieć. Bo choć wszystko przemija i choć „zburzone będą Kraków, Sandomierz i Tarnów” i choć „chtoniczne maszyny (...) już idą po naszych śladach” , jest wszak
Nadzieja, ze ktoś tutaj
Będzie jeszcze wierszował.
Jaki jest „Wychwyt Grahama”? Pełny paradoksów. Ociekający tęsknotą za tym, co minęło, momentami przerażający beznadzieją i brakiem sensu, by już za chwilę wypełnić się gaworzeniem Dawida, uśmiechem Magdy i „prostymi” historiami „zwykłych” ludzi.
Kim jest Jacek Podsiadło ? Poetą. Poetą od języka dziecka , ciszy tykającego zegara i fioletowego podkoszulka. Poetą od najprostszych prawd i od nazywania rzeczy po imieniu. Poetą, który wciąż mnie zadziwia.
Jaka to jest poezja? Poezja jak wschód słońca nad Krakowem w mroźny marcowy poranek. Siedzisz na Kopcu Kościuszki i patrzysz jak słońce wschodzi nad miastem dwa razy – najpierw pod smogiem, a potem nad nim. J choć wiesz, że szkodzi ci siedzenie na zimnym kamiennym murze i wiatr przenikający do szpiku kości, nie możesz oderwać oczu. A słońce wschodzi – nie do końca normalnie, nie przejmuje się ani tobą ani smogiem. Pokazuje jak bardzo zanieczyszczone jest powietrze nad Krakowem. Zaś chwilę potem wędruje jakby nigdy nic po niebie oświetlając zwykłe szare budynki, wyłuskując z cienia sylwetki przeciętnych ludzi, ogrzewając drzewa i gołębie, świecąc w oczy księżom i prostytutkom. I trochę sprawia to słońce wrażenie jakby miało w nosie nasze sprawy , ono po prostu świeci i pokazuje nam różne rzezcy, a to co my z tym zrobimy, to jest już wyłącznie nasza sprawa. Taka właśnie jest dla mnie poezja Jacka Podsiadło. Dosyć drobiazgowa, przyglądająca się nieistotnym szczegółom, mówiąca o realności i codzienności. A jednocześnie jasna jak słońce, fruwająca gdzieś wysoko ponad światem i kiwająca głową z dziwnym nieprzejrzanym wyrazem twarzy. Poezja, która pokazuje prawdę, często smutną i okrutną, ale również poezja, która uczy jak szukać jasnych stron rzeczywistości.
Chciałabym móc kiedyś spotkać Jacka Podsiadło. I tylko podziękować mu , że sprawia , iż ciągle mam ochotę czytać wiersze...