Fuuurthur!

jacek
jacek
Kategoria książka · 25 stycznia 2001

To książka nienowa. Autorowi się zmarło w dość młodym wieku, ale takie to były czasy; benzedryna, kwas, DMT i cała masa pyłów i płynów, których nazw nie wymienię, bo po pierwsze nie pamiętam, a po drugie i tak się tego nigdzie nie kupi. Tom Wolfe - "Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie"

To książka nienowa. Autorowi się zmarło w dość młodym wieku, ale takie to były czasy; benzedryna, kwas, DMT i cała masa pyłów i płynów, których nazw nie wymienię, bo po pierwsze nie pamiętam, a po drugie i tak się tego nigdzie nie kupi. Tempo życia nie na wszystkie okazywało się serca.

"Próba kwasu..." to w zasadzie książka biograficzna. W zasadzie, bo opisuje fragment z życia, totalny trip jaki stał się udziałem Kena Keseya i jego Merry Pranksters. Wszystkie magiczne, czy kolorowe autobusy The Who, czy The Beatles to pomyje po tym pierwszym szkolnym busie, wymalowanym fosforyzującymi farbami Day-Glo, z mitycznym już wtedy Cassady'm za kierownicą (pierwowzór głównego bohatera "W drodze" Kerouack'a) i z cała załogą sfreakowanych... kogo? Dzieci kwiatów nie, bo to końcówka lat pięćdziesiątych, po prostu fajnych ludzi, numerasów (Pranksters).

Opowieść opowieścią, ale główną zaletą książki jest jej rytm. Żywcem przypominający fale rozkręcane we łbie przez LSD. Książka ma swoją spiralę i loty nurkowe, a także cudne chwile błogości przetykane paranoicznymi skurczami. Facet wiedział o czym pisze.

Trafimy tam na garść bezcennych informacji o samym Keseyu, O Timothy'm Leary'm i jego Lidze Studiów Duchowych (pragnęli, aby kwas stał się powszechnym doświadczeniem, ale w odrożnieniu od Merry Pranksters nie rozdawali go na imprezach, ale chcieli go wlać do studzienek kanałowych Nowego Yorku - albo innej metropolii.

Książka o podróży, która sama jest podróżą. "Daaalej" to okrzyk i hasło wymalowane na autobusie, bez celu, bez końca...