Werdykt jury VII edycji TJW im. Christiana Belwita i omówienie nagrodzonych wierszy

Redakcja
Redakcja
Kategoria konkurs literacki · 24 stycznia 2011

Turniej Jednego Wiersza imienia Christiana Belwita, powołany do życia i organizowany rokrocznie przez grono osób związanych z osobą zmarłego tragicznie patrona, to konkurs programowo nastawiony na „wyłapywanie” nowych talentów poetyckich, konkurs promujący debiutantów, turniej stanowiący rodzaj inicjacji literackiej.

 

Werdykt jury VII edycji Turnieju Jednego Wiersza im. Christiana Belwita, Wrocław 2010’.

 

Jury w składzie: Mirka Szychowiak, Marcin Czerwiński, Paweł Kaczorowski, po wysłuchaniu i przeczytaniu czternastu przedstawionych do konkursu utworów zdecydowało, przyznać dwa równorzędne wyróżnienia: Rafałowi Różewiczowi za wiersz Elegia północna i Bartoszowi Sadulskiemu za wiersz raki; drugim miejscem nagrodzić Macieja Konarskiego – autora wiersza Atawizm, a laur zwycięzcy turnieju przyznać Tomaszowi Kościelniakowi za wiersz inkaust.

 

Nagrody finansowe w łącznej kwocie 350 PLN ufundowali Organizatorzy konkursu oraz Wrocławski Oddział Stowarzyszania Pisarzy Polskich. Fundatorami nagród książkowych byli: Wrocławska Oficyna Wydawnicza ATUT, portal Wywrota.pl i SPP Oddz. Wrocław.

 

Wiersze nagrodzone I i II miejscem zostaną opublikowane na łamach pisma literackiego „Rita Baum".

 

 

Patronat medialny nad VII edycją TJW im. Belwita sprawował portal Wywrota.pl.

 

 

Gratulujemy Nagrodzonym Poetom!
Jury


 

 

 

 

 

 

 

Kilka słów na temat VII edycji TJW im. Ch. Belwita. [Subiektywny komentarz niżej podpisanego wyraża wyłącznie jego opinię o turniejowych utworach.]

 

 

Christian Belwit i turniej jego imienia.

 

Organizowany już po raz siódmy we Wrocławiu turniej poetycki, za swego patrona uznał osobę rzadko w turniejach nagradzaną. Christian Belwit (prawdziwe nazwisko: Witold Beliński) był życiowym i literackim outsiderem, człowiekiem ze wszech miar innym, poetą nieprzystającym do salonowych poetyckich elit. Dla Belwita pisanie wierszy i zabawnych (ale niegłupich) piosenek było sposobem stwarzania innego, czystszego i – być może – bardziej prawdziwego wymiaru rzeczywistości.

 

Pomieszczone w tomie Pierwszy i ostatni; rozsiane po wielu kajetach i notesach; zapisywane na karteluszkach i rozdawane „przypadkiem” spotykanym ludziom utwory Belwita – to wiersze zawierające w sobie ładunek niebanalnej refleksji, pełnej głębokiej wiedzy o życiu, płynącej z trudnych egzystencjalnych doświadczeń ale i ze skupionej lektury. Belwit, mimo, że był samoukiem, dysponował niebywałym rygorem warsztatu poetyckiego. Jego teksty, szczególnie ulubione przez niżej podpisanego miniatury, pozbawione są nadmiaru słów, jednocześnie zawierają prawdziwe bogactwo ujmujących obrazów i precyzyjnie dobywanych sensotwórczych metafor. Belwit potrafił świat zredefiniować, ukazać jakiś jego skrywający się lub skrywany aspekt w kilu ledwie wersach. Dwudziestowieczny włóczęga, bard i filozofujący poeta cierpiący na schizofrenię nie mógł być przez krytykę brany na poważnie. A jednak, kiedy Stanisław Srokowski opublikował w 2000 roku skromny zbiorek poezji Christiana Belwita – okazało się, że tomik ten zawiera perełki godne nagród w najważniejszych konkursach. Cóż, skoro Belwita czasem nie wpuszczano nawet na salę, w której odbywał się konkurs poetycki… „Cóż, z tego, że słowami tapetował rzeczywistość”, jak pisze w jednym ze swoich wierszy, skoro tak niewielu miało do niej dostęp…


Dzisiaj poezja Christiana Belwita i aura jego osoby nadal żywo inspirują wciąż nowych twórców. Turniej Jednego Wiersza imienia Christiana Belwita zaś, powołany do życia i organizowany rokrocznie przez grono osób związanych z osobą zmarłego tragicznie patrona, to konkurs programowo nastawiony na „wyłapywanie” nowych talentów poetyckich, konkurs promujący debiutantów, turniej stanowiący rodzaj inicjacji literackiej.

 


„Belwit” 2010’, omówienie nagrodzonych wierszy


Powyższa idea spełniała się dotychczas z bardzo interesującym skutkiem wyłaniając spośród biorących w nim udział takie nazwiska laureatów (wyróżnionych i zwycięzców) jak: Wojciechowski, Sadulski czy Góra. Czy tym razem belwitowski turniej spełnił swoje powołanie? W jakimś stopniu na pewno. Był bowiem szansą do zaprezentowania się kilku obiecującym głosom spoza znanych poetyckich kręgów konkursowych bywalców (czego dowodem są niżej zamieszczone wiersze).

Poezje zaprezentowane w Tajnych Kompletach (księgarni mieszczącej się w sukiennicach wrocławskiego Rynku, gdzie odbywał się siódmy „Belwit”) okazały się (w większości) być utworami napisanymi na bardzo przyzwoitym poziomie. Spośród czternastu przedstawionych do konkursu cztery stanowczo odbiegały jednak od pozostałych (w zasadzie pięć ale o tym później) pod względem warsztatowego opanowania i strukturalnej spójności. Były po prostu ewidentnie „czystsze” od pozostałych, znacznie lepiej poprowadzone; więcej w nich świadomego konstruowania i rzemieślniczej precyzji niż w pozostałych. To ważne dla jurora, który w krótkim czasie musi wydać wiążący werdykt.

 

Gdyby nagradzać jednak za samą rzemieślniczą precyzję – laureatem turnieju zostałby najprawdopodobniej Bartosz Sadulski (nota bene – byłoby to po raz drugi), jednak jego wiersz, mimo, że sprawny technicznie i błyskotliwy zasłużył jedynie na wyróżnienie. Moim zdaniem zabrakło w nim prawdy (tej zdyskredytowanej esencji wszelkiej twórczości); sparodiowana „śmierć rudnickiego” wyzywająco zestawiona z „odkryciem masturbacji” to rekwizytorium nieco trywialne, jak na, bądź co bądź, już nie debiutanta.

 

Utwór Rafała Różewicza – intertekstualny, poruszający, niepokojący i zastanawiający jednocześnie,  do zwycięstwa w turnieju potrzebowałby dozy lekkości w prowadzeniu metaforyczno-obrazowej narracji i poprawy tempa. Wiersz Elegia północna jest z pewnością tekstem nieźle pomyślanym i przepracowanym, ale i nieco przeładowanym obrazami, z których ostatni nosi znamiona melodramatycznego banału. Oba nagrodzone wyróżnieniami teksty zaliczyłbym do wartościowych pomysłów, wymagających jednak jeszcze kilku redakcyjnych poprawek.

 

Z kolei wiersz, za który Maciej Konarski otrzymał drugą nagrodę, cechuje się świetnym tempem i efektownymi połączeniami znaczeniowo-brzmieniowymi – onomatopeicznymi zrostami, dzięki którym zupełnie osobne obszary semantyczne zostają efektownie scalone we współbrzmiącą kaskadę intuicji i wizji. Jego sonetoidalna struktura z połamaną składnią robi dobre dla oka wrażenie przemyślanego układu i świadczy o niezłym poziomie warsztatowego „wyrobienia”. Nie jest to jednak wiersz, który mógłby się równać z utworem wskazanym jednogłośnie przez jury konkursu jako najlepszy.

 

Inkaust Tomasza Kościelniaka to wiersz spełniony. Wypracowany, przemyślany, ustrukturowany z polotem. Ale przede wszystkim mocno poruszający dzięki barwnemu obrazowaniu, dialektycznej grze figur i lirycznych rekwizytów. Ten wiersz działa. Przyjemny dla wewnętrznego oka i ucha liryzm i sprawność intelektualna Kościelniaka już kilkakrotnie przysporzyła mu laurów w turniejowych szrankach. Druga nagroda w konkursie O czekan Jacka Bierezina – Łódź 2009, czy pierwsza w Turnieju Jednego Wiersza im. Rafał Wojaczka we Wrocławiu w 2010 roku – to świadectwa uznania różnych składów jurorskich. Nie myśleliśmy jednak o tych turniejowych przewagach Kościelniaka czytając jego inkaust. Ten wiersz nie potrzebuje referencji.

 

Dlatego właśnie werdykt jury VII edycji Turnieju Jednego Wiersza im. Christiana Belwita, Wrocław 2010’ nikogo zapewne nie dziwi. A szkoda, niespodzianki zawsze sprawiają największą przyjemność, jak te z ubiegłego roku, kiedy to laureatem VI „Belwita” został Marcin Sierszyński a drugie miejsce zajął Michał Słotwiński. Obaj autorzy raczej niezbyt znani w tzw. środowisku literackim Wrocławia.

 

Wiersz niedostrzeżony i niedosłyszany – nie pierwszy i nie ostatni.

 

Wspomnę jeszcze o tekście ewidentnie niedostrzeżonym przez jury: Damiana Kowala metodyka etnograficznych badań terenowych. Ten brawurowo napisany liryk zawiera wszystko, co powinien zawierać dobry wiersz i to jeszcze, co sprawnie kanonicznym powinnościom i schematom się wymknęło. Spójny, błyskotliwy, narracyjny, poruszający i lekki jednocześnie wiersz rozpisany w dobrym, dalekim od standardów stylu. Dwie strofoidy o nierównych długościach wersów, napisane językiem bliskim diarycznej prozie brzmią mocnym, świeżym tonem. Wiersz ten z pewnością mógłby znaleźć się w werdykcie. Niestety w trakcie konkursowej prezentacji został przeczytany przez autora w beznamiętny, mało zrozumiały sposób, raczej z tendencją aby jak najszybciej zakończyć publiczny występ, a oddana jurorom kartka zawierała odręczny, mało czytelny odręczny zapis. Szkoda, nie mieliśmy bowiem dostępu do tego interesującego tekstu. On zaś nie miał szans na dostrzeżenie go w turnieju. Podobnie jak, niestety, wiele wartościowych tekstów przdstawianych do różnych konkursów.

 

Płynie stąd ważna nauka, przez młodych autorów wciąż nieprzyjmowana: Żeby wygrać w konkursie nie wystarczy napisać dobry wiersz, trzeba go jeszcze potrafić zaprezentować. Jednej i drugiej umiejętności życzę zarówno pozostałym poza werdyktem uczestnikom VII edycji Turnieju Jednego Wiersza im. Christiana Belwita, jak i wszystkich przyszłych jego edycji.


Zachęcam do komentowania wszystkich wierszy prezentowanych poniżej. Również tych, które nie zostały nagrodzone, a może tych właśnie przede wszystkim…

 

Paweł Kaczorowski
[członek jury]

 

Wyróżnienia:

 

Bartosz Sadulski

raki

 

zdejmują dachówki z domu
w którym zmarł na raka rudnicki

 

przed laty pływałem w jego basenie
ze swoimi kuzynkami znad morza

 

było to lato w które odkryłem nienawiść
i masturbację jak dwie pestki gorzkiego

 

jedzonego odtąd bez grymasu
dom stał za boiskiem na którym teraz budują

 

kościół a z domu w którym mieszkał rudnicki
zrobią plebanię (to że umarł na raka nie jest

 

najważniejsze – rak położył też matkę marty
i na dobrą sprawę wszyscy by chcieli

 

żeby odeszła jak rudnicki chociaż nie ma basenu
to ma dwie piękne córki z których połowę

 

chciałbym chronić) ucieczka jest daremna
barki na odrze pogłębiają dno


Rafał Różewicz

Elegia północna

 

Twój dom to skup metali ciężkich.
Prowizorka na skraju drogi – wtóruje wieś,
kilkaset osób, gdy tymczasem obok
rośnie cmentarz, realna perspektywa.

 

Często go podlewasz, widzą to mieszkańcy;
firanki czują na sobie ich oddech.
Sąsiadka natomiast zasłania się skierowaniem,
jej syn czeka aż podrośniesz
(muszą już iść – ten, który odszedł, przeżyje).

 

Dziewczynko, otoczona ze wszystkich
stron ziemią, nie mająca nawet zapałki –
prześladuje mnie tamten widok.
Okien otwartych na oścież,
ludzi na skraju drogi,
konewki porzuconej w trawie.


II miejsce

 

Maciej Konarski

Atawizm

 

najcichszy haust jak legowisko,
stężałe ciało jest przeciwciałem.
panikę bez świadomości ujawnia sposób
w jaki oko łapie światło i przebłyski

 

ruchu, ucho drażni chrzęst palonych traw,
a te, poprzez impulsy, dają sygnał do odwrotu.
tam, gdzie prowadzi ucieczka, wyliże się rany
i wtopi w tło, to jasne jak łuna nad sawanną

 

zza kineskopu. sami nie znajdujemy zmian
zapalnych i już znamy nasze miękkie podbrzusze;
odma w kanale, odmowa świadczeń uchodzi bezgłośnie.

 

w jej orzekaniu tkwi esencja ryzyka,
a właściwy tembr byłby jak szelest sierści,
gdybyśmy znów ją mieli

 


I miejsce

 

Tomasz Kościelniak

 

inkaust

 

gdzie są fabryki z międzywojnia, targ
z Grunwaldzkiego, gdzie można było kupić jeden but?

 

gdybym nadepnął winniczka i nie znał słowa winniczek,
nadepnąłbym tylko skorupkę, ale treść byłaby zniszczona.

 

nie uświadczysz już w kraju deszczu ze śniegiem.
liczą się tylko litery, które zaznały ognia,
majątki i kobiety i śniadania. tak można mnożyć,

 

bo popędy wyparły potrzeby,
bo coś trzeba zrobić z naderwaną tkaniną.

 

patrz, siedzimy i jest realność. noc jak płynna czerń –
rozlejesz i nie znajdziesz szczegółu, kształtu.


Pozostałe wiersze


Alfred Kampa

Wróżba

 

Zawikłany sen do chwili,
kiedy przechwytujesz stery.
Mozaika układa się z kwadratów – tego chcesz.
Złota geometria macza palce w dzbanach wody,
w konwiach miodu,
w kałuży krwi.
Krople wiążą dokładnie tak,
jak przewidzieli mędrcy.

 

Fale przebudzenia rozklejają rzęsy.
Otwierasz oczy.

 

Skończone – wstaje świt.
O wschodzie słońca wyjdź na drogę,
spotkasz swoje przeznaczenie.

 


Damian Kowal

 

metodyka etnograficznych badań terenowych

 

 

w głowie tworzą się galaktyki, a ludzie i psy sprowadzają się
do pierwiastkowych faktów. koty za płoty, muzyka ludowa, stosunek
wsi do islamu. szukam siebie w bibliografiach, znajduję tylko kurz.
opuściłaś dziś zajęcia, zjadłaś kromkę z dżemem, popiłaś herbatą.
ja wypiłem kawę o konsystencji nafty, wchłonąłem ciastko, mama zrobiła.
pewnie martwi się o pierworodnego zgubionego we wszechświecie,
wtopionego w Breslau, bez zielonej herbaty i słodkiej papryki.

 

przyjedziesz za pięć dni.
eksploduję za pół godziny.
w głowie Bóg kreuje kwazary,
jestem jak one.
nie widać mnie
i chce mi się palić.

 

Justyna Kocur

Rozdźwięk

 

bolisz mnie
zatrzaśnięciem powiek
żyjemy w świecie opadów atmosferycznych
i nieuniknionych braków
czy można odśnieżać wierszami?
kiedy nie widzisz
chowam sceptycyzm pod trzecią warstwą zębów
tak bardzo mam ochotę
szczeknąć

 

Marcin Doliński

Telewizornia

 

W depozycie zostawiłem trochę marzeń
Resztę zatopiłem w szkle

 

Błysnąłem okiem w oko
I oko się spaliło
Razem z oknem.

 

Mogłem uciec mogłem biec
Lecz wolałem chodzić tyłem
Dojść aż do średniowiecza
Lub do śmierci Cezara

 

Zobaczyć jak umiera człowiek
Większy niż własny posąg
Stworzyć nowy rozdział

 

Lecz to dopiero w wiosennej ramówce

 

Maksymilian Doliniak

(bez tytułu)

 

Otwierasz mi oczy widelcem
Trzymając w zębach garść gwoździ
Na stole młotek czeka na szczęście
Teraz jest czas na miłość

 

Kolorujesz życie na czarno i biało
Nie zważając, że biały nigdy nie istniał
Świat zawsze był brudny
Jak my

 

 

Maciej Krysman

dama pik

 

perfekcyjne rozdanie
uderzenie przez środek kiera
symetrycznie wartością i kolorem
pozostaje mi tylko
pas corazón
wygrałem

 

 

Wojciech Adamski

(bez tytułu)

 

gra muzyka
przez drżącą szybę w drzwiach

 

wychylam głowę za okno
wylewam na nią garnek wody z petami
rytmicznie przytupując nogą
bo lubię czuć zapach starego palacza

 

nie koniecznie na sobie ale
jak nie na sobie to na kim?

 

w domu jest przecież pusto
inaczej muzyka musiałaby być ciszej

 

wszedłem pod prysznic
nie zdjąłem nawet skarpetek
wylałem na siebie kilka puszek piwa
bo lubię czuć zapach menela

 

niekoniecznie na sobie ale
Ci dzisiejsi menele śmierdzą inaczej


Magdalena Zaręba

(bez tytułu)

 

Czy pamiętasz, jak dogasaliśmy wraz
Z popiołem? To jak niedokończony
sen o przeprawie przez rzekę, która
spływa z gór. Tak intensywnie
zieleniły się płatki, nietrzeźwe od chłodu.
Nie dotykaj moich źrenic, krzyczałeś, a ja
zatrzasnęłam chmury w szafie i schowałam
się w nich. Do tej pory mam w ustach puch
twoich wybrakowanych słów. Okazuje się,
że nikt nie przeszedł na drugą stronę. Woda
z rzeki skrzy się metalicznie i zaczyna mi
brakować tego niedokończonego snu. Dalej
mogłoby przydarzyć się coś, czego nie
spuszcza się z oczu.

 

Czasem myślę, że nigdy tego nie było
Chmur i źrenic.
Jeżeli istniejesz, to pewnie śnisz o drzewie
na równinie.
Lecz woda burzy się od tej pieśni.

 

Krzysztof Stelmaszak (? – nazwisko napisane niewyraźnie)

Bójka na słowa

 

Polsko
Uuu
Gdzie jesteś?
Polsko!
No chodź Polsko
Proszę Cię.
Chodź.
Pobij się ze mną
Bo mam ostatnio ochotę pobić się ze wszystkimi
I nie mam czasu łapać ich po kolei na ulicy
I lać słowami z osobna
Dlatego niech się wszyscy w kolejce ustawią, albo kupą na raz zwalą
Pobij się ze mną Polsko!
Tylko pobij się ze mną na słowa
Bo ja się boję, że ktoś mnie zbije
Nie bój się
Nie jestem politykiem
Ja dam ci szansę
Przepraszam pana
Czy pan pobije się ze mną na słowa?
Nie?
Widzi państwo
Ja już wygrałem
Bez słowa
A pan?
Tak?
Świetnie
Jest pan gotowy?
Proszę

la la la la la la la la la la la la la la la la la la
Widzi pan?
Wygrałem
Pan mówi słowo, a ja pana nie dopuszczam do głosu
Ktoś jeszcze?
Pani?
Czy pani ma ochotę pobić się ze mną na słowa?
Nie?
Tym razem pokonam panią inaczej niż poprzedniego pana
Obiecuję
Mam w zanadrzu więcej takich sztuczek
Ktoś jeszcze?
Pani?
Tak?
Jest pani gotowa?
Słucham?

Hmmm
Widzi państwo, co ja robię?
Otóż ja udaję, że zastanawiam się nad odpowiedzią
Ale ja już znałem odpowiedź zanim pani zadała pytanie
Aha
Widzi państwo co ja robię?
W sumie to się z panią zgadzam, ale i tak uważam, że ta pani nie ma racji
Mam ambiwalentny stosunek do przedmiotu dyskusji który podniosła
Ktoś jeszcze?
Pan?

Ktoś jeszcze?
Pani?

Ktoś jeszcze?
Widzi państwo co ja robię?
Ja przechodzę do następnego pytania
I pokonuję państwo seriami
Ktoś jeszcze?
Ktoś jeszcze?
Ktoś jeszcze?
Ktoś jeszcze?
Walka na słowa ze mną to jak walka na słowa z politykami
Tylko ja daję państwu szansę
Bo kłótnia z politykiem to jak dyskusja z politykiem w telewizorze
Państwo siedzi przed telewizorem
A polityk nie słucha
Czy ja mogę prosić panią na scenę
Pani będzie politykiem, a ja państwu pokażę jak to wygląda
Bycie politykiem jest proste
Mówi pani dużo bla bla bla i wrzuca czasami jakieś słowa w stylu podatki, kurs waluty
Jest pani gotowa?
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla podatki
Nie to nie tak
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla kursy waluty
Ej co jest?
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla kryzys światowej bankowości
Zamknij się
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla zadłużenie publiczne
Kurwa!
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla podatki
Spierdalaj
Bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla wybory
Nie będę na ciebie głosował
Bla bla bla terroryzm
Bla bla bla
Bla bla
Bla
Bla
Bla?
Bla
Ale czy państwo wie, dlaczego politycy dopuszczają nas do głosu raz na jakiś czas?
Nie z powodu wyborów
Oni nas po prostu świetnie znają i doskonale wiedzą czego my chcemy
I nie po to nas reprezentują żebyśmy głos za często zabierali
Rozsiądźmy się wygodnie i czekajmy, aż nas urządzą
Przecież oni nas kochają
Tak nas kochają, że jesteśmy wypięci do nich tyłem, ze spuszczonymi do kostek majtkami,
przywiązani do telewizora, z różowym pingpongiem w ustach
A politycy nas kochają
Uch
Polsko
Kocham Cię
Polsko
Kocham Cię
Kocham Cię
Polsko
Kocham
Kocham
Kocham!
Polsko!
To stara gra
W mamy was tu
Tu?
A tu!
Jak tu to…
Mamy cię!
Aaaaaaa
Aaaaaa
Aaaa
Aaa
Aa
A
A
A
A
A
A
A
Długo tak jeszcze?
Tylko do następnych wyborów, ale daj nam 500 dni, to wspólnie osiągniemy szczyt
Panie prezydencie
Panie premierze
Panie po prezydencie
Panie po premierze
Ja mam już dość tej waszej polityki miłości
Nie zrozumcie mnie źle
Ja kocham miłość
Nie jestem radykałem
Nie jestem wojownikiem
Ja jestem kochankiem
Ja po prostu nie wchodzę w anal z politykami
Bo to jest zwykłe gang bang party

 

*
Jedna z uczestniczek TJW nie zgodziła się na publikację wiersza.

 

Pozostałe teksty zostały upublicznione po uzyskaniu ustnej zgody od każdego z Uczestników turnieju.