Lato w środku października zmusiło do wylecenia z pracy. Dziś nikt na mnie nie zarobi i ja też na nikim dziś nie zarobię. Oto letnia październikowa sobota zmieniła się w Sromotę.
Marcina Świetlickiego spotykam na swej drodze nadspodziewanie często. Nasze szlaki przecierają się tymi samymi knajpami i prowadzącymi do nich zakamarkami. Świetlicki-poeta jest mentorem, dobrze, że żyje.
Świetlicki-wokalista natomiast, lider zespołu o profilu muzycznym, posługującego się przekorną nazwą Świetliki wydał właśnie, wraz z współtowarzyszami, pierwszą powakacyjną płytę. Owe mentalne wakacje trwały lat osiem, a ich owocem jest dwuipółpłytowy album.
Sobota-Sromota w Rotundzie rozpoczęła się krótko po godzinie 19:30, gdy palarnia centralno-kulturalna zaczęła raz po raz zapełniać się kolejnymi gośćmi, pragnącymi zebrać nikotynowy zapas na najbliższe kilka godzin. W sali właściwej palenie surowo zakazane, jedynym wyjątkiem miał być wokalny gaduła o imieniu Marcin, który pierwszego papierosa odpalił około godziny 20:33, a akompaniowały mu dźwięki tytułowego, a zarazem otwierającego album utworu.
Świetlicki na scenie oczywiście w ciemnych okularach, które jakby wylały swoją czerń na trzy czwarte sali, a w tym półmroku dało się zauważyć tylko dźwięki Świetlików. Po pierwszej Sromocie wybrzmiał Alkohol, gdzie autor przekonuje, że w jego domu nie ma problemów z alkoholem, ponieważ pije na mieście, pije na mieście, pije na mieście. Później Bałwan, zwiastujący wiosnę trupem zimy, Cały w psie, Majowe wojny, Gotham, aż w końcu nadspodziewanie – jak na Świetlickiego – melancholijne O. (Znowu mam życie, ona mi je robi). Koniec pierwszej części koncertu obwieściła dziewczyna z Wenus na czole, bohaterka Niebieskich słońc.
Prezentację drugiej płyty otworzył Pierwszy dzień średniowiecza, a po nim Papierosy, z okazji których autor jednego z bohaterów tytułowych odpalił, jak to nazwał:
z obowiązku. Następnie zdecydowanie wyróżniający się Pinokio, którego drzazga tekstu wbiła się w moją pamięć i ciągle w niej tkwi (W tym domu, w którym już nie mieszkam, na klatce schodowej jest deska, na którą jeśli się nastąpi (…) słychać kwilenie, płacz dziecka). Po nim Przeprowadzka, Kapusta, Brazilianda oraz melancholijno-pogrzebowe Przedtem, w którym Świetlicki pisze o miłości w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób (Jak długo jeszcze? Jak długo, powiedz. Na razie jestem w getcie, na razie jestem w grobie).
Na koniec koncertu promującego swoją najświeższą płytę, Świetliki zaprezentowały dodatkowo kilka utworów starszych, co nie znaczy czerstwych (m. in. Filandia, Olifant, Nieprzysiadalność). Przy wybrzmiewających jeszcze akordach ostatniej piosenki Świetlicki, wraz z tymi, których zapas nikotyny uległ wyczerpaniu, udali się na zewnątrz, by odkurzyć ciemność. I tak przecież jaśniejszą, niż te okulary.
tekst: Michał Killiński
zdjęcia: Urszula Jędruch
Świetliki w składzie:
- Marcin Świetlicki – głos
- Grzegorz Dyduch – gitara basowa, kontrabas, gitara barytonowa
- Marek Piotrowicz – perkusja
- Tomasz Radziszewski – gitara elektryczna
- Zuzanna Iwańska – altówka
- Michał Wandzilak – instrumenty klawiszowe
Lista zaprezentowanych utworów:
Z płyty „Sromota”:
- Sromota
- Alkohol
- Bałwan
- Cały w psie
- Majowe wojny
- Gotham
- O.
- Niebieskie słońce
- Pierwszy dzień średniowiecza
- Papierosy
- Pinokio
- Zimna lala
- Przeprowadzka
- Kapusta
- Sałatki
- Brazilianda
- Przedtem
Utwory starsze:
- Czary-mary
- Henryk Kwiatek (kawałek)
- Olifant
- Łabędzie
- Filandia
- Freeedom
- Chmurka
- Listopad
- Nieprzysiadalność
- Złe misie