To hasło towarzyszyło mi już od momentu pobudki, kiedy utalentowany sąsiad z góry wirtuozersko wchodził w kolejne akordy swoją wrzeszczącą wiertarką udarową. Ale jazz – myślałem, siedząc w środku komunikacji miejskiej, gdy jej koła odbywały jam session z dziurami na drogach.
W Rotundzie pojawiłem się kilkanaście minut przed czasem, miałem więc chwilę na zapoznanie z publiką powiększającą się w miarę nadchodzącego startu pierwszej edycji Akumulator Jazz Festival. Mile zaskoczył mnie fakt, że powszechne przeświadczenie, jakoby jazz był muzyką przeznaczoną wyłącznie dla społecznych wyżyn i panów wspomagających się krawatami, okazało się wierutną bujdą bez odzwierciedlenia w rzeczywistości. Całe szczęście – pomyślałem, poprawiając moją czarną bluzę z kapturem.
Po niedługim opóźnieniu, wpisanym już chyba w konwencję podobnych przedsięwzięć, na scenie pojawił się pan prowadzący, szerzej znany jako Mariusz Kałamaga z kabaretu Łowcy.B. Rzucił dowcipem, pozbierał mięso i już zamiast niego przed widownią stał Karl Culley ze swoją gitarą. Ale jak stał! I jaka to była gitara! Przez dobre pół godziny, odruchowo wzrokiem poszukiwałem towarzyszy Brytyjczyka, wspomagających go swoimi instrumentami. Na próżno, wszelkie dźwięki unoszące się nad publicznością, dochodziły wyłącznie z owej gitary oraz z ust samego Karla. Nic dziwnego, że tzw. krytyka entuzjastycznie odebrała jego twórczość. Mi, wciąż pozostającemu pod wrażeniem występu, pozostaje jedynie zachęcić do sięgnięcia po płytę angielskiego emigranta, z wyboru krakowianina.
Jako następne pojawiło się trio pod dowództwem Athimosa Apostolisa, znanego, między innymi, z obrosłego w legendę zespołu SBB. Panowie, mimo spędzonych na scenie lat, nie sprawiali wrażenia zmęczonych i doskonale bawili się, improwizując kolejne dźwięki. Byłbym skończonym ignorantem, gdybym stwierdził tu i teraz, że występ wirtuozerskiego tercetu nie porwał publiczności – ta mianowicie cały wieczór reagowała żywiołowo – ja jednak czułem się lekko niedojedzony i apetyt musiałem zaspokoić na barze.
Chwilę po występie Athimosa i spółki widowni ukazały się, reprezentujące polskie sieci second-hand, Uda. Wszystko jest jazzem – pomyślałem znów, odsłuchawszy pierwsze dźwięki zespołu, przywodzącego na myśl dokonania TPN 25 i Zacieru, serwującego coraz mocniej rozgrzanym słuchaczom, elementy rock and rolla, a nawet metalu, okraszone prześmiewczymi i celowo bełkotliwymi wokalizami. Z sali raz po raz słychać było nawoływania do odrzucenia trzymających nas w obcisłych ryzach konsumpcjonizmu i konformizmu, krzeseł. Dałbym sobie głowę uciąć, że gdyby koncert potrwał kilkanaście minut dłużej, niechybnie właśnie tak by się wydarzyło.
Krzesełka i stoliki ocalały, lekko tylko zmieniwszy swoje położenie. Przed niedoszłymi rewolucjonistami wbił się oczekiwany gwóźdź programu, w postaci zespołu Pink Freud. Kwartet, z konieczności zmieniony w trio, potwierdził swoją mocną pozycję na szeroko pojętej polskiej scenie podziemnej. Każdy element ich występu był doskonały, a publiczność zamarła w okraszonym półmrokiem poczuciu celowości. Niestraszny był fakt, że ostatni autobus już odjechał, swoje wielkie i straszne oczy zmrużył też powrót na piechotę, a mróz wystawił panu Celsjuszowi swój środkowy palec i zelżał. Znaczenie miały tylko: tu, teraz i Pink Freud, serwujący wybrańcom przepis na niezapomniany wieczór.
Koniec końców noc wysłała po mnie autobus, jazz zatoczył więc koło. A nawet cztery.
Michaś Killiński
Akumulator Jazz Festival
Data koncertu: 19.01.2013
Miejsce: Rotunda Centrum Kultury, Oleandry 1, Kraków
Zespoły, które wystąpiły:
Karl Culley
Anthimos Apostolis Trio
Uda
Pink Freud