BERNHARD LANDBERG w Gdyni


Krótko i "węzłowato" czyli koncert Bernharda Landberga w Gdyni z okazji wejścia do Unii Europejskiej (30.04.04r.)

Jak zwykle władze Gdyni zorganizowały koncert na zasadzie "jakoś to będzie". Bernhard Landberg (muzyk z Austrii) był tylko jednym z wykonawców, ale za to szumnie zapowiadany m.in. w Radiu Gdańsk. Po pierwsze scena została tradycyjnie umieszczona na końcu Al.Zjednoczenia (przedłużenie Skweru Kościuszki). Lokalizacja ta jest bardzo niefortunna (nie będę tutaj tłumaczył dlaczego), jedyną zaletą jest to, że może tam przebywać dość pokaźna liczba ludzi. Po drugie występ zaczął się wcześniej (ok. 10 min.) niż przewidywał program. Po trzecie podczas koncertu miał być pokaz laserowy (wg programu), a skończyło się na dwóch ledwie widocznych laserach (dających całkowicie statyczne światła) ustawionych na scenie. Po czwarte nagłośnienie było jak zwykle "skopane", kolumny przy scenie dawały jeszcze znośny dźwięk (zdarzały się jednak przestery), ale to co ustawiono przy telebimie (zresztą dość małym) charczało niemiłosiernie. Efekty świetlne i dymne towarzycące występowi standardowe, nic szczególnego. Tyle o otoczce.

Jak spisał się artysta ? Moim zdaniem muzyk raczej średniego sortu. Zagrał same covery głównie utworów z kręgu el-muzyki (Jarre, Vangelis, coś z muzyki poważnej ale nie skojarzyłem kompozytora i jeszcze coś znanego, być może z jakiegoś filmu). Niektóre z nich mocno przerobione (tak, że trudno czasami było je rozpoznać), zbyt "udanceowione" lub "stechnocyzowane". Nie popisał się więc niczym szczególnym, choć trzeba przyznać, że niektóre kawałki były interesujące (ale było ich zdecydowanie za mało).

Bernhard Landberg usilnie chce się upodobnić do Jarre\\\\\'a, (światła, dymy, ruchy sceniczne, itp.), co moim zdaniem wychodzi mu dość słabo. Podejrzewam, że jakby wystąpił jakiś polski multiinstrumentalista (jest w kraju kilka osób, których poziom artystyczny jest o wiele wyższy) byłoby dużo ciekawiej. No ale cóż, miało być po "europejsku" (wg władz miasta). Wyszło niestety tak sobie. Kto nie był, nie ma czego żałować.

obserwował i słuchał

El-Skwarka