Drugi koncert formacji Placebo w Polsce był od dłuższego czasu na horyzoncie mojego rejsu, niestety, nie udało mi się dotrzeć do celu.
Nie udało mi się pojawić na warszawskim Torwarze, gdzie Brian Molko, Stefan Olsdal i Steven Hewitt mieli porwać ku niebu polską publiczność. Udało się to natomiast mojej koleżance, której relację zamieszczam poniżej:
Tym razem miało nas być więcej. Wszystko odbywało się w innym miejscu, przybyło wielu ludzi których 9. kwietnia 2001 roku w warszawskiej Stodole nie było. Niezmiennym, natomiast, okazało się wyczekiwanie na koncert. Zniecierpliwienie i podniecenie każdego nie mogącego się doczekać fana dawało się we znaki. Placebo wydało nowy krążek i z tego właśnie powodu oczekiwanie wydawało się jeszcze bardziej uciążliwe. Siedziałam na chodniku wyczekując godziny 18. i zastanawiając się, jak zabrzmią utwory z ”Sleeping With Ghosts” na żywo, w jaki sposób grupa zaprezentuje starsze kompozycje. Po około półgodzinnym opóźnieniu ochroniarze zaczęli wpuszczać zniecierpliwionych fanów do środka.
O godzinie 20. wyszedł na scenę zespól Tosteer. Przeciętnie wyglądający kolesie dali czadu i pokazali na co ich stać. Naprawdę gorąco polecam. Po małym doszlifowaniu chłopaki mogliby nieźle namieszać na rynku muzycznym.
Po 21. ponownie zgasły światła, a na scenę wkroczyło wyczekiwane trio wspierane przez dwóch klawiszowców, z czego jeden udzielał się również na gitarze. Show rozpoczęło się mocnym „Bulletproof Cupid”, czyli pierwszym utworem z nowej płyty. Zaraz potem kolejną dawkę mocnego uderzenia przyniosło „Every You Every Me”. Publiczność krzyczała z radości, a chłopaki upajali się widokiem zadowolonych fanów. Odegrana została większość kawałków z „Sleeping With Hhosts”. Wielki entuzjazm zapanował np. w momencie, gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki niesamowicie wymownego „Protect Me From What I Want”. „Słowa tej piosenki dużo znaczą”. „Teraz musimy się zjednoczyć”- tak Brian zapowiedział ten, moim zdaniem, jeden z lepszych kawałków z nowej płyty. Gdy Stefan powiedział: „Teraz cofniemy się w czasie i powrócimy do „Without You I’m Nothing”, nastąpił krzyk, szaleństwo, które są po prostu nie do opisania.
Panowie spisali się świetnie. Głos Briana przenikał chyba każde ciało i każdą duszę. Energia, jaką emanował podczas takich numerów jak ”The Bitter End”, czy ”Slave To The Wage” oraz spokój i skupienie, którym oddawał się podczas wykonywania ”Cetrefolds” i ”I’ll Be Yours” unosiły torwar, a zarazem przyprawiały o dreszcze.
Pomimo faktu, iż irytować mogły krótkie przerwy między piosenkami, to gdy zabrzmiały pierwsze nuty „Taste In Men”, a Stefan przez kilka minut hipnotyzował widzów gibkimi ruchami swojego ciała, naprawdę nitk nie mógł narzekać. Potem wszyscy czekali na następne mocne uderzenie. Tak stało się, gdy z głośników poleciały kawałki „Special K” czy „Black-Eyed”. Brian, gdy zapowiadał „Pure Morning” powiedział – „To bardzo głupia piosenka. To piosenka, która ma wiele znaczeń, trzeba zrozumieć jej słowa.”
Gdy już straciłam nadzieje na kawałki z pierwszej płyty, do mych uszu dobiegły dźwięki „Teenage angst”- w nieco zmienionej, wolniejszej, ale jakże przemawiającej wersji. Na koniec Placebo zaskoczyło mocnym i energicznym wykonaniem utworu „Where Is My Mind” zespołu The Pixies.
Dodatkowo zmysły publiczności pobudzane były przez niesamowite oświetlenie, nadające klimat całemu koncertowi – jasne i niezmienne przy balladach, ciemne, jaskrawe, kontrastowe, gdy gitary zaczynały mocniej grac.
Atmosfera na koncercie Placebo była naprawdę świetna. Mimo dużego ścisku, zgromadzona publiczność spokojnie pozwalała podejść bliżej sceny, widząc jak usilnie próbuję zrobić zdjęcia mojemu idolowi, który w danym momencie wspinał się na rusztowanie. Brawa nie ustawały mimo wcześniejszym zapowiedziom, że „Where Is My Mind” będzie ostatnim utworem tego wieczoru. Wszyscy chcieli więcej. Muzycy kłaniali się i dziękowali publiczności, która wrzeszczała w niebogłosy. Na koniec Brian owinął Stefanowi wokół głowy flagę z nazwą zespołu rzuconą z publiczności. Światła powoli zaczęły się zapalać, a ludzie wychodzić. Za plecami usłyszałam tylko czyjś glos: „..nie wychodźcie jeszcze, na pewno wrócą...”
Mi i reszcie fanów, którzy nie mogli być na tymże koncercie pozostaje zatem żal. Do dyspozycji mamy również nadzieję, która każe nam czekać na trzecią wizytę Placebo w Polsce.