Placebo - Warszawa, Stodoła, 9.04.2001

s314ryt
s314ryt
Kategoria koncert · 30 lipca 2003

Poniedziałkowy wieczór. Z nieba pada nieśmiały, klimatyczny deszcz, a dość duża grupa fanów Placebo czeka przed warszawskim klubem Stodoła. Czekają aż mili panowie otworzą przejście i zaczną wpuszczać ich grupkami do środka...

Po krótkim opóźnieniu zaczęto wpuszczać do środka. Około godziny 20.00 na scenie pojawił się support. SNEAKER PIMPS zagrali 8 utworów. Grali 45 minut i bardzo dobrze zaprezentowali się ze swoim elektroniczno-trip-hopowym rockiem. Jeszcze podczas ostatniego numeru supportu w przejściu na górze, za kolumną, w towarzystwie kilku osób pokazał się Brian. Publiczność oszalała. Totalnie zignorowano Sneaker Pimps. Wrzawa była ogromna, choć nie wszyscy widzieli Molko w tym momencie. Wokalista Placebo szybko przebiegł ukazując się w całej okazałości i wzbudzając zachwyt większej ilości osób schował się za drzwiami.

Dokładnie o godzinie 21.00 na scenę wkroczyło oczekiwane trio – Brian Molko, Stefan Olsdal i Steve Hewitt. W ciemnościach okraszonych elektronicznym bitem chwycili za swoje instrumenty i rozpoczęli swoje show. Placebo uderzyło w publikę jedną ze swoich ostatnich, niesamowitych nut. ”Heamoglobin” i ”Days Before You Came” rozruszały stłoczoną publiczność, która nie miała ani chwili odpoczynku, ponieważ kolejnymi trzema utworami, jakie zagrało Placebo okazały się: ”Allergic”, ”Scared Of Girls” oraz ”Bionic”. Po tych 5 dynamicznych jazdach Brian przemówił do publiczności. Przywitał się i zaczął dalej. Podczas godzinnego, podstawowego koncertowania zespół zaprezentował się niesamowicie. Brian mówił raczej rzadko, ale podczas tych nielicznych, aczkolwiek miłych momentów wspaniale nawiązywał kontakt z publicznością. Komunikowanie się przebiegało bez najmniejszych przeszkód. Emocje, jakie emanowały z instrumentów i gardeł członków zespołu sięgały zenitu. ”Without You I’m Nothing” wywołało niesamowite uczucia. Podobnie było podczas genialnego ”Passive Aggressive”. Placebo zagrało też ”Nancy Boy”, ”Special K”, ”Slave To The Wage” oraz 2 mniej znane numery, nie pochodzące z albumów. Duże poruszenie wywołał najbardziej znany wśród „non-fanów” zespołu kawałek - ”Every You Every Me”. Wykonanie tej piosenki sprawiło, że Stodoła wzniosła się na chwilę do góry. ”Taste In Men” ze swoim psychodelicznym, monotonnym i zarazem niesamowitym bitem pożegnało fanów zgromadzonych w warszawskim klubie. Nie mogło skończyć się tak łatwo, a więc publiczność wywołała grupę na pierwszy bis. Po pierwszym nastąpił też drugi. Placebo zagrało ”My Sweet Prince”, które poprzedzone było przeciągniętym, charakterystycznym dla koncertów grupy wstępem, ”Peeping Tom” oraz m.in. ”Commercial For Levi”. Światła znów zgasły, ale ponownie nie na długo. Trzeci bis udowodnił, że Placebo jest niepowtarzalnym zespołem z jakże charyzmatycznymi członkami, z jakże pięknymi melodiami, z jakże niesamowitymi tekstami. Ostatnie dwa numery koncertu to ”Black Eyed” i ”Pure Morning”. Pierwszy utwór z ”Without You I’m Nothing” wyszedł im jak zwykle genialnie, wykonali go w nieco zmienionej, koncertowej formie, a podczas ostatnich taktów ”Czystego Poranku” Brian Molko śpiewał tekst z ”Feel Good Hit Of The Summer” Queens Of The Stone Age. Nie wszyscy załapali, że było to właśnie to, ale efekt był nieziemski. Po ”Pure Morning” koncert skończył się.

Przez ponad 1,5 godziny mogliśmy oglądać Placebo w warszawskiej Stodole. Warto dodać – TYLKO przez 1,5 godziny. Czas leciał strasznie szybko, a kiedy zespół schodził po zakończeniu ”Taste In Men” nie wiedziałem co się dzieje. No cóż, chwile jak ta mijają bardzo szybko, ale warto było ją przeżyć.

Brian wspomniał nawet o „genialnym” programie ‘Big Brother’. Powiedział: „So... I heard that Big Brother is here”. Wokalista Placebo dał wszystkim znać, że program jest denny i określił go jednoznacznym słowem: „shit”.

Publiczność pokazała się z bardzo dobrej strony. Wiele numerów brzmiało o wiele głośniej właśnie dzięki fanom zespołu. ”Passive Aggressive” w całości został odśpiewany przez zauroczoną publikę, która spodobała się grupie. Warunki dla niej nie były wymarzone, ale jak wiadomo, problemy z oddychaniem w Stodole podczas takiego koncertu są nieuniknione. Tlenu w formie niezapomnianych przeżyć i sączących się ze sceny uczuć dostarczało oczywiście Placebo, dzięki któremu całkowicie zapominało się o niedogodnościach. Brian zmieniał gitary i przenosił wielki, duchowy ładunek wprost na publiczność. Lampy umieszczone z tyłu za zespołem tworzyły ciekawą atmosferę. Kojarzyły się z lampami szpitalowymi umieszczanymi nad chorymi, nad ludźmi przygotowanymi do operacji, do zabiegu, podczas którego owe lampy będą prześwietlały jego głowę. Te tutaj spełniały podobną rolę. Były wyrazem świetności trójki ludzi stojących przed publicznością, wyrazem ich geniuszu muzycznego i poetyckiego, który trafiał bezpośrednio do duszy.

Koncert był naprawdę nieziemski. Na pewno zostanie długo w pamięci ludzi, którzy tam byli. Wspaniałe party, podczas którego Placebo zaprezentowało się niesamowicie. Efektowne przeciągnięcia wokalisty i koncertowe wstawki instrumentalne wspaniale wypełniały oryginalny materiał zespołu. Oby więcej takich koncertów...