„Rita” to duński serial, który podbija serca widzów na całym świecie. Netflix wypuścił właśnie piąty sezon. Równie dobry, jak cztery wcześniejsze.
Rita jest niezależna, zbuntowana oraz wolna duchem (ciałem i umysłem zresztą też) – robi co chce i kiedy chce, zawsze mówi, co myśli, a zasad przestrzega dość wybiórczo. Ma mnóstwo pewności siebie, bywa arogancka, a nawet niegrzeczna, nie znosi ściemy ani pustosłowia i nie pozwala sobie wciskać kitu. Lubi palić papierosy w szkolnej toalecie, poprawiając przy tym błędy ortograficzne w wulgarnych napisach na ścianach. Bo Rita jest nauczycielką. W dodatku znakomitą. Jest nauczycielką z przekonania i powołania – a przy tym tak fajną, że wszystkie dzieciaki chciałyby być jak ona. Połowa dorosłych zresztą też, ale nie mają odwagi.
Nauczycielka z powołania
Szkoła jest dla Rity naturalnym środowiskiem: w klasie pełnej uczniów czuje się jak ryba w wodzie. To ucząc jest sobą najpełniej, tak rozwija skrzydła i realizuje swój potencjał. Rita w pracy jest najbardziej imponującą wersją samej siebie, w przeciwieństwie do Rity w życiu prywatnym – tu nienajlepiej się sprawdza w rolach matki i partnerki. Patrząc na nią w domu czy na łonie rodziny, ma się wrażenie, że jest tu tylko chwilowo, przypadkiem, że nie do końca się odnajduje w tych sytuacjach i że myślami i sercem jest gdzie indziej. Choć kocha całą trójkę swoich (niemal już dorosłych) dzieci, prawdopodobnie nie zostałaby wybrana matką roku w żadnym plebiscycie. Ale raczej nie spędza jej to snu z powiek.
W każdym kolejnym odcinku serialu Rita musi zmierzyć się z innym problemem dotyczącym któregoś z uczniów. Raz chodzi o zbyt wymagających rodziców, kiedy indziej o nastoletnią ciążę albo narkotyki. Bywają też zwykłe problemy z nauką albo z brakiem akceptacji przez rówieśników. Jak to w szkole. Siła Rity polega na tym, że rozmawia, słucha i podejmuje błyskawiczne, często niekonwencjonalne decyzje. I jakimś sposobem udaje jej się dotrzeć do każdego z uczniów. Być może dlatego, że nie idealizuje ich ani nie demonizuje, nie próbuje dopasować ich do żadnych szablonów ani podstaw programowych – widzi i rozumie ich dokładnie takimi, jacy są. Rozmawiając z nimi, rozmawia z prawdziwymi ludźmi, a nie z własnymi wyobrażeniami o tym, jacy powinni być. Dlatego prędzej i precyzyjniej niż inni nauczyciele jest w stanie zdiagnozować i rozwiązać problem.
Duńska szkoła polskim okiem
Patrząc na duńską szkołę z perspektywy polskiego widza, można się nieco sfrustrować i uznać, że łatwo być nietuzinkową i wolną duchem nauczycielką w systemie zbudowanym na takich wartościach jak tolerancja, równość i integracja. W Polsce pewnie dużo trudniej byłoby Ricie być Ritą – jej pomysły i dobre chęci non stop rozbijałyby się o skostniały mur konserwatyzmu i zaściankowości. Dlatego momentami drażni to, że Rita zdaje się nie doceniać rzeczywistości, w której żyje i funkcjonuje – Dania, tak jak inne kraje nordyckie, ma w końcu jeden z najlepszych systemów edukacji na świecie. Duński system jest demokratyczny, partnerski i egalitarny, a z uczniami można swobodnie rozmawiać o aborcji, czy homoseksualizmie – aż chciałoby się powiedzieć: kobieto, doceń to, co masz, zamiast szukać dziury w całym. Spróbowałabyś tak w polskiej szkole urządzić pogadankę o homoseksualizmie!
Choć, oczywiście, z drugiej strony dobrze zobaczyć, że ten świetny system też nie jest idealny, też miewa niedociągnięcia i musi nieraz mierzyć się z problemami, na które nie jest do końca przygotowany. Takimi jak napływ dzieci imigrantów, które – mimo dobrych intencji i deklaracji władz – wciąż nie czują się w szkole jak u siebie, wciąż czują się uczniami drugiej kategorii.
Hjørdis: bohaterka drugiego planu
Drugoplanową bohaterką, której nie sposób nie pokochać, jest Hjørdis – początkowo nieopierzona młoda nauczycielka, zapatrzona w Ritę jak w boginię i stająca na głowie, by się z nią zaprzyjaźnić. Uroku dodaje jej to, że w wolnych chwilach przebiera się za trolla. Z czasem Hjørdis staje się dla Rity podporą i opoką, której ta do końca nie jest w stanie docenić. Ale w końcu to z Hjørdis właśnie postanowi otworzyć własną szkołę – finał czwartego sezonu zostawił nas z lekkim niedosytem i kazał zastanawiać się, co z tego może wyniknąć.
Piąty sezon: wyzwania i kryzysy
Piąty sezon koncentruje się na tym właśnie wspólnym projekcie Rity i Hjørdis. Nowa szkoła – z siedzibą w dawnym domu Rity – jest maleńka, ma kilkunastu zaledwie uczniów, a Rita i Hjørdis to jedyne nauczycielki. Wyzwań w nowej placówce jest sporo: rodzice uczniów, jak zwykle, za bardzo się wtrącają, Rita, jak zwykle, nie przestrzega zasad (nawet tych, które sama ustaliła), a Hjørdis, jak zwykle, za bardzo się stara i oddaje się pracy z takim poświęceniem, że doprowadza do poważnego kryzysu w swoim życiu osobistym. Obie aktorki zresztą: Lise Baastrup grająca rolę Hjørdis oraz Mille Dinesen wcielająca się w Ritę, mają w tym sezonie sporo możliwości by zgłębić poważniejsze, cięższe i mroczniejsze zakamarki dusz granych przez siebie postaci. Zarówno Rita jak i Hjørdis przechodzą w piątym sezonie dość poważne kryzysy. W pewnym sensie ten wspólny, szalony projekt wyostrzył tylko dzielące je różnice i doprowadził obie na życiowe zakręty, gdzie każda z nich, w którymś momencie będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej?
Zobaczymy w tym sezonie również kilka innych drugoplanowych postaci, których wątki rozwiną się w ciekawych kierunkach – warto tu wspomnieć choćby Jeppego, najmłodszego syna Rity czy dawnego dyrektora szkoły – Rasmusa.
A poza tym, jak zwykle, dużo zaskakujących sytuacji i niebanalnego humoru. Oraz aktualnych problemów społecznych podanych strawnie, lekko i nienachalnie. Z najwyższą przyjemnością obejrzałam cały sezon w jeden wieczór.
Przeczytaj również tej samej autorki recenzję serialu The Umbrella Academy