Kiedy dowiedziałem się, że w Kinie Muza podjęto decyzję o puszczeniu filmu dokumentalnego o Popku, nie zdziwiłem się. Czemu tu się dziwić? W końcu filmy dokumentalne powstawały o przeróżnych postaciach. Tych wielkich tego świata, tych maluczkich. Tych lubianych oraz tych nie darzonych szacunkiem – przynajmniej oficjalnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś może mieć z tym filmem problem. Okazuje się jednak, że na tym świecie ciągle pełno ludzi trzymających swoje gusta w zamkniętych klatkach, wciśniętych w szufladki, z których nie sposób wyjść, za to z których coraz częściej skutecznie atakuje się wszystko, co do owej szufladki nie chce się zmieścić.
Świat poukładany jest światem bezpiecznym. Bezpieczna wydaje się także świadomość, że ta szufladka, w której my – niczym bohaterowie filmu Kingsajz – siedzimy, jest najlepszą szufladką. Kiedy patrzymy za okno, kiedy spoglądamy w czeluści Internetu, zdaje nam się, że to prosta droga do takich wynaturzeń jak nacjonalizm, homofobia, szowinizm etc. Moja szufladka jest moja. I dlatego najlepsza. W szufladkach mieszkają sobie także odbiorcy ambitnej sztuki, wielbiciele wszystkich dziewięciu muz.
Oraz tej dziesiątej.
Dotychczas wydawało mi się, że właśnie oni – kinomani – są najbardziej wszystkożerni. Że właśnie film – jako ten wielowarstwowy mix wszystkich innych dziedzin –wykształcił odbiorców żyjących poza pudełkiem. Nic bardziej mylnego. Na – mówiąc ogólnie – pracowników Kina Muza spadły gromy1. Za umieszczenie w repertuarze filmu o Popku. Rzucili się na nich obrońcy… ambitnego kina? Czyli jakiego? Takiego już omówionego przez mądre głowy? Takiego wszem i wobec uznanego za ambitne? Czyli właściwie takiego, po którym wyjść można z kina i powtórzyć za Takim-To-A-Takim, co ten film miał nam pokazać i dokąd doprowadzić? A najwygodniej nic nie mówić?
Problem z rozumianym w ten sposób ambitnym kinem jest taki, że… nie dociera nigdzie. A przynajmniej nie tam, gdzie powinno. Zamiast refleksji u odbiorcy, zamienia go w balonik. Balonik, który powoli się nadyma. Nadyma z każdym kolejnym filmem z wyższej półki. Właściwie niedyskutowanym. Widzieliście kiedyś, ile baloników wychodzi z niektórych kin studyjnych po filmie? Trzymają usta na wodzy, aby czasami nie wypuścić powietrza. Refleksji u nich mniej na temat widzianego obrazu, niż u fana slasherów po maratonie Koszmaru z ulicy Wiązów. Ci zapatrzeni w swój jedynie słuszny gust ludzie rzucili się na film o… Popku! I dobrze.
Dobrze też, że Kino Muza puści ten film. Bo doprowadza on do dyskusji jeszcze przed premierą. Powoduje burzę w świecie skostniałym. Może sam film nie będzie zbyt dobry. Idźcie, oceńcie. Ale decyzja pracowników Kina Muza o jego projekcji robi to, co zawsz potrzebne w świecie kultury – porusza baloniki, zmusza do wyjścia poza szufladę. Każe spojrzeć szerzej. Jeśli decyzja o projekci filmu Popek - Za życia zmusza nas do dyskusji nad estetyką, do weryfikowania własnych poglądów na temat tego, co w kinie potrzebne, co dobre – to warto ją było podjąć.
---------------------------------------
Proponuję zapoznać się także z artykułem Kto ma problem z filmem o Popku?
1. Z profilu fb Kina Muza zniknęły już obraźliwe komentarze, ale pewnie odnajdziecie jakieś, jeśli dobrze poszperacie.