Dwoje trzydziestolatków ma problemy w małżeństwie. Mniej więcej tyle dzieje się przez cały seans. Jest to jednak dalekie uproszczenie. Reżyser za pomocą klisz, przypominających pojedyncze myśli, nakreśla schematy osobowościowe wszystkich bohaterów. Głównym podejrzanym jest oczywiście Kamper (Piotr Żurawski), którego śmiało można nazwać – nomen omen – kamperem. To popularne w środowisku graczy sformułowanie zostało wzięte od angielskiego camping, czyli biwak. Określa się nim graczy, którzy siedzą nieustannie w jednym, dogodnym miejscu, czekając na okazję, żeby strzelić. I strzelają. Czasem wejdzie, czasem tylko żenująco będą czekać na coś, co nigdy może się nie wydarzyć. Siedzą w miejscu i psują zabawę innym. Tak jak Kamper. Gdy dowiaduje się o tym, że żona go zdradza – czeka. Gdy ma możliwość, żeby stworzyć fabułę do gry komputerowej – czeka. Życie niemiłosiernie spędza mu na czekaniu. Powoli jednak uczy się, że nie ma tyle czasu, żeby czekać. Trzydzieści lat na karku, coś wypadałoby zrobić, uniezależnić się od rodziców żony, przestać ciągle grać na komputerze/konsoli, pić i jarać blanty, tylko wyjść na świat pełen potencjalnych headshot’ów z wysoko podniesionym czołem.
Zgrzyty pojawiają się po seansie.
Szczególnie, gdy wróci do nas obraz niezbyt przekonującego (niezbyt przekonanego?) Piotra Żurawskiego, czy też wrzucenia w dialogi nazwiska Habermasa, na maturalnej zasadzie „szczególnych walorów pracy”. Największy jednak zarzut, który można postawić reżyserowi to specyficzna autobiograficzność tej historii połączony z oskarżycielskim tonem wobec żony głównego bohatera z emfazą w postaci promującej film piosenki Pezeta – Co jest ze mną nie tak? Historia zaczyna przypomina raczej wylew frustracji niż rzetelną próbę przedstawienia rzeczywistości. Nie przytłacza to jednak całości kompozycji, gdyż reżyser bardzo zręcznie porusza się po współczesności, skutecznie operując zarówno parodią jak i solidną krytyką, nie popadając jednocześnie w ton moralizatorski.
Nic z tego nie udałoby się bez specyficznej estetyki tego filmu. Wizualnie jest to rozkosz dla wszystkich wielbicieli pierwszych filmów Xaviera Dolana i jego królestwa drobiazgów. W przeciwieństwie do Dolana, Grzegorzek nie tworzy hipsterskiego świata młodych intelektualistów-humanistów-bezrobotnych-których-na-wszystko-stać z Wyśnionych kochanków, ani musimy-ciągle-coś-robić z Faceta (nie)potrzebnego od zaraz. Jego podróż po Warszawie to statyczne miejsca, bez ordynarności, w których jednak jest sporo niepokojącego autentyzmu, niebezpiecznie intymnego, który sprawia wrażenie, jakby to mogło się tam naprawdę dziać. Podkreśla to również muzyka. Od smutnego indie-rock’a, przez sfrustrowany rap do podsumowujących rockowych ballad.
Kamper to nie jest seans dla wszystkich. Nie poleciłbym go wielbicielom kina akcji, ani też współczesnych, polskich komedii romantycznych. To werystyczny portret współczesnego świata ludzi, którzy ten świat widzą najdokładniej. Nie ma tu patosu, ani zbędnych dramatów. Są tylko trudne sytuacje, w których nie ma zielonego EXIT na horyzoncie, tylko kilka pięter schodów, których pokonanie zajmie dłuższą chwilę.
Jakub Wejkszner
Ocena: 8 /10
Kamper
Reżyser: Łukasz Grzegorzek
Scenariusz: Krzysztof Umiński, Łukasz Grzegorzek
Produkcja: Polska
Czas: 89 min
Premiera w Polsce: 15 lipca 2016
Premiera na świecie: 3 lipca 2016