Dyktatura par, czyli "Lobster" (recenzja)

sierzantpieprz
sierzantpieprz
Kategoria kino · 4 marca 2016

Lobster przypomina nam o kilku ważnych kwestiach. Miłość romantyczna jest wciąż dość nowym kulturowym wynalazkiem, a co więcej, jak się okazuję, nie odróżnia się znowu tak bardzo od kontraktowo zawieranych małżeństw. W epoce rozkwitu portali randkowych oraz coraz sprawniejszych aplikacji pozwalających znaleźć drugą połówkę, oddalamy się od porywu uczuć w kierunku opartej na twardych danych, doskonałej kalibracji z partnerem. 

 

Futuryzm filmu Lanthimosa odbiega w znacznym stopniu od charakterystycznych dla gatunku klisz. Tam, gdzie zazwyczaj pojawia się postać posępnego tyrana i ciemiężonych mas, Grek sytuuje antagonistycznie nastawione wobec siebie grupy samotników i par. Grupa żyjących w związkach posiada akces do pełnej wygody miejskiej egzystencji – mieszczańskiej idylli. Samotnych czeka dwojaki los: albo trafią do zamkniętego ośrodka stanowiącego połączenie luksusowego hotelu, urzeczywistnionej, trójwymiarowej wersji konta premium na portalu randkowym oraz last, but not least obozu survivalowego; albo zdecydują się na banicję i niczym partyzanci, wyjęci spod prawa zaczną prowadzić żywot leśnej komuny. 

 

Chłód kadrów doskonale koresponduje z pustką emocjonalną bohaterów. W momencie gdy znalezienie partnera/ki okazuje się być równoznaczne z walką o przeżycie, sentymenty zostają zepchnięte na dalszy plan. Jednak jedyną szansą na wkupienie się w łaski drugiej osoby jest upodobnienie się do niej. Swoisty model miłości opartej na podobieństwie przywołuje rzeczywistość wirtualnych przystani randkowych: proces parowania opiera się przecież o podobne zainteresowania. Jest jednak w filmie Lanthimosa znacząca różnica. Owo podobieństwo ma charakter negatywny, dotyczy wspólnych ułomności, jak krwawienie z nosa czy astygmatyzm. To poprzez swoje wady stajemy się sobie bliscy, a wręcz równi, jak zdaje się sugerować reżyser. 

 

Oszczędna gra aktorska oraz precyzyjne chłodne ujęcia tworzą obraz wyprany z emocji. Choć to film o miłości, nie zobaczymy w nim ckliwych ujęć patrzących sobie w oczy zakochanych, wpadających w swe ramiona oblubieńców. Tempo rozwoju wydarzeń jest flegmatyczne jak główny bohater (Colin Farrell) – małomówny, opłakujący porzucenie przez żonę, zrezygnowany architekt. Brzmi to fatalnie, jednak Lanthimos punkt ciężkości w napędzaniu narracji przerzuca na inne aspekty filmu. Satyryczne podejście wobec zastanej rzeczywistości wyzwala spore pokłady czarnej komedii. W hotelu, w którym dziecko łagodzi związkowe problemy, a dłoń onanisty ląduje w tosterze, czy w drugiej części filmu, gdy samotnicy „w przebraniu” wybierają się miejskie eskapady – są to sceny, wobec których trudno powstrzymać się od śmiechu. 

 

Osobny akapit z pewnością należy się muzyce, która wiedzie prym w dynamizacji akcji czy podkreślaniu temperatury emocjonalnej scen, tworząc w ten sposób kolejną filmową opowieść. Pośród utworów Beethovena, Strawińskiego czy Szostakowicza odnajdziemy autentyczne momenty grozy czy tak rzadką na ekranie nutkę romantyzmu. 

 

To, co czyni futurystyczny obraz ciekawym i wartościowym, jest najczęściej fakt, iż pod płaszczykiem opowieści o nieodgadnionej przyszłości, kryje się refleksja na temat współczesności. Reżyserowi Lobstera tej intuicji nie brakuje. Nie brakuje mu również pesymizmu. Rzeczywistość, w której samotność staje się coraz bardziej piętnowana, a propaganda bycia szczęśliwie zakochanym prowadzi nas do budowania kolejnych wymiarów świata pozorów, trudno nie przyjąć tezy o konstruktywistycznej naturze miłości, a wtedy pozostaje tyko śmiech z godowego cyrku homo sapiens. Z drugiej strony, można zarzucić twórcy czarnowidztwo, nihilizm, pesymizm do przesady. I właśnie ze względu na fakt, iż jakoś musimy się do tej sprawy ustosunkować – warto obejrzeć Lobstera. 

 

 

Lobster
2016

Reżyseria: Yorgos Lanthimos, scenariusz: Efthymis Filippou, Yorgos Lanthimos zdjęcia: Thimios Bakatakis, obsada: Colin Farrell (David), Rachel Weisz (krótkowzroczna kobieta), Ben Wishaw (kulejący mężczyzna), J. C. Reilly (sepleniący mężczyzna), Lea Seydoux (samotna liderka), Ariane Labed (pokojówka), Olivia Colman (kierowniczka hotelu).

 

Film obejrzany w Kinie Muza w Poznaniu.