Jak się nie ma Stevena Spielberga, to się lubi... Roba Lettermana.
Autor (Jack Black) książek z dreszczykiem (które, jak dowiadujemy się z filmu, sprzedają się lepiej niż Stephena Kinga) wraz ze swoją córką Hannah (Odeya Rush) są sąsiadami nowego chłopaka w mieście Zacha (Dylan Minnette). Pewnego dnia nastolatek niechcący uwalnia potwory z książek pisarza. Teraz razem muszą obronić przed nimi całe miasteczko.Steven Spielberg niestety zaniedbuje nieletnich kinomanów, na szczęście pojawiają się naśladowcy. Rob Letterman nakręcił naprawdę sympatyczny film dla młodych widzów. Niemal wszystko w "Gęsiej skórce" jest jak trzeba. Jest przygoda, akcja, potwory i czarujące wesołe miasteczko w lesie. Czeka nas też dużo humoru i to nie tego banalnego, durnowatego, tylko inteligentnego, opartego na sarkazmie. Dzięki temu też dostajemy dialogi, które nie wywołują zgrzytania zębami. Twórcy nie zapomnieli również o drugoplanowych postaciach, które często kradną show ze znakomitym tchórzliwym Champem (Ryan Lee) i niezdarną, żywiołową ciotką Lorraine (Jillian Bell) na czele. Dzieje się tu wiele i niewiele. Wiele, bo mamy sporo potworów, sporo ucieczek, walki, ale w zasadzie tylko to. I kiedy wydaje się, że już do końca będziemy tylko oglądać potyczki z dziwnymi stworami, zgodnie z zasadą, którą wygłasza pisarz, pojawia się zwrot akcji. Jedyny zarzut to efekty specjalne. Boleśnie komputerowe, syntetyczne, trochę bezduszne.
Jest w tym filmie pewna urzekająca naiwność, prostota. Nie ma tylu warstw, detali, tej życiowości, co u Spielberga, a niektóre watki są mocno spłycone, ale "Gęsia skórka" ma sporo z klasyki młodzieżowego kina przygodowego, gdzie liczą się przyjaźń i odwaga, gdy trzeba ratować śliczną dziewczynę.