Janusz Majewski, mistrz ciepłego humoru, autor kultowych "C.K. Dezerterów", powraca z filmem, jaki dawno na naszych ekranach nie gościł.
"Excentrycy" zabierają widzów w dawny świat i dawne kino. Bardzo klasyczne i proste w strukturze, pozbawione zaskoczeń, ale rekompensujące to niepowtarzalnym, kojącym serce klimatem. Chociaż akcja rozgrywa się w czasach komuny i w znacznej mierze związana jest z ówczesnymi pomysłami inwigilacyjnymi, jej głównym tematem jest muzyka i prawdziwa miłość, pasja.Fabian (Maciej Stuhr) wraca na łono ojczyzny z powojennej tułaczki po Wielkiej Brytanii. Przybywa z piękną czerwoną limuzyną i wytwornymi strojami, przede wszystkim zaś z pomysłem, żeby założyć swingowy big band. Dość szybko na jego drodze pojawia się zmysłowa uwodzicielka Modesta (Natalia Rybicka). Karminowa szminka i jej głos - wystarczają, by Fabian całkowicie przepadł w miłosnych marzeniach.
Choć wątki polityczne nadają "Excentrykom" pewien tragiczny, gorzkawy posmak, to jednak dominującym smakiem, a właściwie nutą jest tu "słoneczna strona" życia. Owszem, nie wszystkie marzenia Fabiana się spełniają, po drodze pod jego nogi rzucane są kolejne kłody, pojawiają się jakieś smutki, ale on jakoś idzie do przodu z uśmiechem na twarzy. Nie jest to uśmiech naiwny, głupkowaty, raczej afirmacyjny, aprobujący. Fabularnie nie dzieje się na ekranie za wiele, nie ma szalonych zwrotów akcji, ale są za to serdeczność oraz wspaniali aktorzy zarówno starszego - Wiktor Zborowski, Wojciech Pszoniak, Adam Ferency, Marian Dziędziel, jak i młodszego pokolenia - obok Stuhra i Rybickiej świetną kreację stworzyła Sonia Bohosiewicz. Swingowe melodie budują optymistyczny, nieco bajkowy nastrój, który pozostaje w widzu także po seansie. Może nie na długo, ale zawsze to jakaś okazja, by uciec od codzienności, zimowej szarugi i krótkich dni. Taki właśnie spacer "po słonecznej stronie ulicy".