Absolutnie magnetyczny Xavier Dolan tworzy z Brucem Greenwoodem mieszankę wybuchową. Postać stworzona przez Dolana, bardzo umiejętnie balansującego na granicy przesadnej ekspresji, stanowi niezaprzeczalny argument za tym, że "Pieśń słonia" koniecznie trzeba zobaczyć.
Xavier Dolan w swoim reżyserskim debiucie z 2009 roku opowiada o trudach dojrzewania i toksycznych stosunkach z rodzicami – Zabiłem moją matkę to relacja młodego chłopaka, który żywi do matki co najmniej siarczystą nienawiść. W Pieśni słonia Charles'a Binamé, gdzie Dolan jest już nie twórcą, ale odtwórcą, i to głównej postaci, wreszcie realizuje swój zamiar sprzed sześciu lat i w roli Michaela Aleena morduje swoją matkę.
To umiejętnie zmontowany spektakl, w którym sceną jest hermetyczny i duszny gabinet, przeplatany intrygującymi zbliżeniami, retrospektywnymi scenami przesłuchań pracowników szpitala, a także obrazami z pamięci Aleena, doświadczającego traumy podczas mordów słoni w Afryce.
Aleen, po zabójstwie matki, słynnej śpiewaczki operowej, trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie pod opieką dr. Lawrence’a przechodzi terapię. Poznajemy błyskotliwego, bardzo przebiegłego i nietuzinkowego pacjenta w chwili, gdy dr Lawrence w niejasnych dla szpitala okolicznościach – znika. Ostatnią osobą, która go widziała, jest Michael, ale wydobycie z niego informacji o tym, co stało się z psychiatrą nie będzie takie proste. Odtąd pacjent i dyrektor szpitala – dr. Green będą toczyć niemal dwugodzinną grę, w której stawką, jak wydaje się psychiatrze, jest życie zaginionego lekarza. Z uwagi na jej wysokość Green godzi się na trzy warunki pacjenta.
„Siostra Peterson nie może się mieszać”
Susan Peterson to pielęgniarka, która opiekuje się Michaelem i nie opuszcza go ani na krok, tłumacząc się jego nieprzewidywalnością i nieobliczalnością. Pojawia się w ułamku sekundy, podsłuchuje pod drzwiami i wie wszystko o niesfornym pacjencie. Catherine Keener buduje postać stopniowo – najpierw dając widzom świadectwo o swojej rzekomej, niezdrowej dociekliwości, w toku wydarzeń okazuje się ciepłą kobietą, doświadczoną przez życie, do Michaela podchodzącą raczej z macierzyńską miłością, niż pragnieniem niezdrowej kontroli. Jej stosunek do pacjenta definiuje z kolei jego samego – budzącego bardzo skrajne emocje, z jednej strony wrażliwego i rozczulającego, z drugiej – nieznośnie sarkastycznego, wytrawnego manipulatora.
„Nie będziesz czytał moich akt”
Aleen chce, aby dr Green wysłuchał go bez uprzedzeń wynikających ze stanu wiedzy o jego chorobie psychicznej. Obaj toczą pełną napięcia, stanowiącą zresztą główny trzon fabularny obrazu, grę, której przebiegiem manipuluje Michael – to jemu, pacjentowi szpitala psychiatrycznego, częściej i szybciej udaje się wyprowadzić z równowagi psychiatrę, niż samemu pozwolić sobie na wyraz nieopanowania. Wprowadza go w zaułki labiryntu, podrzuca jakąś tezę, by za chwilę jej zaprzeczyć, koloryzuje, szantażuje i z lekkością opowiada o swoich bestialskich skłonnościach, okraszając je ckliwymi opowieściami o łagodnej naturze słoni. Klaustrofobiczne poczucie, z jakim zmierzymy się, czując w powietrzu gęstą atmosferę tej rozgrywki, jest dodatkowo potęgowane przez zamknięty gabinet, do którego reżyser ogranicza niemal całkowicie pole gry.
Teatralizacja filmu działa na jego korzyść – hermetyczna przestrzeń, w upstrzonej rekwizytami scenerii gabinetu psychiatrycznego i poczucie niepokoju związane z samą postacią Michaela, sprawiają, że można się niemal udusić w dymie z papierosów, które pacjent nieustannie odpala. Ten przytłaczający klimat w głównej mierze buduje jednak Dolan, od którego kreacji ciężko oderwać wzrok. Jest cyniczny, złośliwy, diabelsko inteligentny, to znów zaskakująco czuły i empatyczny, ale wciąż z patologiczną skłonnością do kłamania. Nawet jeśli udaje mu się powstrzymać inklinację do koloryzowania i sarkastycznych uwag, potrafi mimiką i gestykulacją przekazać tak szeroki wachlarz emocji, że nie potrzeba niczego do tej kreacji dodawać.
Tyle że to emocje wystudiowane. Aleen buduje historię o zniknięciu Lawrence’a, ubarwiając ją szokującymi obciążeniami samego doktora, a przy tym bawi się doskonale i szybko zmienia front gry, aby wyprowadzić przeciwnika w pole. Dr Green nie mając pojęcia, co właściwie dzieje się w zamkniętym gabinecie, traci nad sobą kontrolę, co całkowicie przysłania mu umiejętność racjonalnego myślenia. To postać bardzo wycofana, mało dynamiczna, co za tym idzie – nie tylko zupełnie w cieniu przebiegłego pacjenta, ale też daleko w tyle za Dolanem. Absolutnie magnetyczny Xavier Dolan tworzy z Brucem Greenwoodem mieszankę wybuchową. Jeśliby poddać w wątpliwość pointę filmu (wielka intryga związana ze zniknięciem Lawrence’a może rozczarować widzów oczekujących kryminału psychologicznego, bo faktycznym clou filmu jest jedynie portret psychologiczny Aleena), to postać stworzona przez Dolana, bardzo umiejętnie balansującego na granicy przesadnej ekspresji, stanowi niezaprzeczalny argument za tym, że Pieśń słonia koniecznie trzeba zobaczyć.
„Dostanę swoje czekoladki”
To trzeci i, jak się okazuje, determinujący bieg wydarzeń warunek Michaela. Kiedy wreszcie wyjawia prawdę na temat tajemniczego zniknięcia swojego psychiatry, dostaje pudełko czekoladek, których zjada więcej, niż wolno osobie uczulonej na orzeszki.
Cała ta misternie tkana intryga jest więc tylko tajemniczą grą Michaela, w której stawką jest dosięgnięcie celu – opuszczenie szpitala psychiatrycznego, nawet jeśli to wyjście miałoby być ostatecznym. Portret psychologiczny genialnego introwertyka odrzuconego przez matkę jest więc osią, wokół której snuje się fabuła Pieśni słonia.
Karolina Obszyńska
Pieśń słonia / Elephant Song
Reżyseria: Charles Binamé
Scenariusz: Nicolas Billon
Kanada / 2014
Obsada: Xavier Dolan, Bruce Greenwood, Catherine Keener, Carrie-Anne Moss