W najnowszym obrazie Woody’ego Allena, "Nieracjonalnym mężczyźnie", znać klasyczne dla reżysera, żeby nie powiedzieć – wyświechtane – środki wyrazu.
Zaczyna się do bólu schematycznie. Abe (Joaquin Phoenix) to znudzony życiem profesor filozofii po czterdziestce, a Jill (Emma Stone) jest studentką wodzącą oczami za swoim wykładowcą już od pierwszego spotkania. W końcu Jill uwodzi nieprzejednanego Abe – ale nie będzie to historia ich miłości, bo ta nie jest tu wcale istotna.
W najnowszym obrazie Woody’ego Allena, Nieracjonalnym mężczyźnie, znać klasyczne dla reżysera, żeby nie powiedzieć – wyświechtane – środki wyrazu. Allen powiela ulubione tropy, ale nie można tu mówić o intertekstualności, bo nie kontynuuje podejmowanych wcześniej myśli – po prostu je powtarza. Reżyser po raz kolejny próbuje uświadomić widzom, że coś tak nieprawdopodobnego jak przewidywalność losu po prostu nie istnieje. Znów, bo podobne refleksje podejmuje w obrazie sprzed dziesięciu lat – kultowym Wszystko gra. I tam również wychodząc od filozofii Dostojewskiego, podanej w Zbrodni i karze, snuje rozważania na temat zabójstwa w dobrej wierze.
Plany, jakie zakładają bohaterowie Allena, zazwyczaj szybko palą na panewce. Reżyser pławi się we wnioskach, jakoby nic na świecie nie było stałe i możliwe do zaplanowania, a w swoim najnowszym obrazie pointuje to do bólu dosadnie – ale to dzieje się dopiero w finale Nieracjonalnego mężczyzny. Wcześniej oferuje półtorej godziny nieźle poprowadzonej z widzami gry, momentami bardzo zaskakującej, z pewnością umiejętnie budującej napięcie.
O przewidywalności nie może być mowy, o czym dowiadujemy się, gdy film robi zdecydowany zwrot – scena, w której Abe podsłuchuje rozmowę przypadkowych gości w restauracji i podejmuje decyzję o morderstwie sędziego – przedmiotu dyskusji – tym samym przysługując się nieznanej kobiecie, która cierpi z powodu niesłusznego wyroku. Będąc posłańcem bezinteresownej przysługi, zupełnie jak Raskolnikow, decyduje poświęcić jedno istnienie w zamian za szczęście setek innych istnień. Tyle tylko, że Raskolnikow ostatecznie żałuje morderstwa, jakie popełnił, a Abe dopiero uczyniwszy coś tak niecnego, odzyskuje sens życia.
Do momentu nagłego olśnienia głównego bohatera niewiele od dramaturgii filmu należy oczekiwać. Tytułowy bohater jest nieznośnym mizantropem, w każdym niemal kadrze ukazanym z piersiówką uspokajającego trunku, pozbawionym sensu życia, nie spełniającym się w łóżku, zestresowanym i wszystko poddającym w wątpliwość. Jako uznany profesor nauk filozoficznych, Abe wiedzę o życiu posiada dość rozległą.
To zresztą czyni jego postać jeszcze ciekawszą – wykładowca etyki, który bez mrugnięcia okiem morduje? To każe zastanawiać się nad ludzką naturą. Złożona osobowość postaci zbudowanych przez Allena stanowi mocny punkt filmu. Oprócz Abe mamy równie ciekawą Jill. Na pozór ułożoną, inteligentną studentkę, głęboko ukrywającą skrajny egocentryzm i zapędy autodestrukcyjne, gotową poświęcić stabilność emocjonalną dla kilku chwil uniesienia.
Niepoprawny romantyzm dziewczyny staje w szranki ze zgorzkniałością profesora, który odrzuca zaloty Jill tak długo, jak jest w stanie opanować buzującą w nim ekscytację związaną z odkryciem nowego powołania. W końcu wdają się jednak w płomienny romans, ale i to nie powstrzymuje go przed działaniem na własną korzyść, nawet jeśli miałby przy tym skrzywdzić dziewczynę. Abe jest inteligentnym, ale zmęczonym nużącą egzystencją mężczyzną, którego Phoenix ogrywa za pomocą wrodzonej bohaterowi nonszalancji i abnegacji, z którą traktuje wszystko wokół. Postać jest dynamiczna, w finale zaskakuje swoją nagłą przemianą – decyzja o obsadzeniu głównej roli Phoenixem okazała się dla filmu zbawienna – aktor jest przekonująco zmęczony, żeby nie powiedzieć – styrany – życiem, choć tak właściwie krążące na temat jego życiowych katastrof plotki są mocno przesadzone.
Allen miesza gatunki filmowe, co nie wychodzi obrazowi na dobre. Zupełnie jakby nie mógł się zdecydować, czy pozostając w swobodnej dla siebie konwencji – rozbawić widzów, czy też cofnąć się do czasów Tajemnicy morderstwa na Manhattanie albo Match Point właśnie (wspominane Wszystko gra) i oscylować między kryminałem a thrillerem psychologicznym. Skutkiem jest nużące pierwsze pół godziny, skoncentrowane na próbach filozoficznych potyczek słownych Abe i młodej studentki, rodzącego się ze strony dziewczyny uczucia i ukazania jej egocentrycznej natury.
Ale kiedy reżyser uderza, to już z całą mocą. Znane allenowskie zagrania, jak absurdalne zbiegi okoliczności, prowadzą w końcu do zupełnego odwrócenia sytuacji, kiedy jedna osoba traci życie, a druga odnajduje jego sens, spada lawina naprawdę niemożliwych do przewidzenia konsekwencji.
Gorzki, ironiczny, nieprzewidywalny. Momentami naprawdę zabawny, ale w bardzo wysublimowany, niedosłowny sposób. Taki jest najnowszy obraz Woody’ego Allena. Satysfakcjonujący. Ale nie można o nim powiedzieć, że... "wszystko gra".
© Karolina Obszyńska
Nieracjonalny mężczyzna
Reżyseria i scenariusz: Woody Allen
Obsada: Joaquin Phoenix, Emma Stone, Parker Posey, Jamie Blackley.
Produkcja: USA
Premiera: 14.08.2015 (Polska), 15.05.2015 (świat)