Czy cud równa się fałsz? Recenzja filmu „Anioł”

Agata Iżykowska
Agata Iżykowska
Kategoria kino · 14 sierpnia 2015

Film „Anioł” to produkcja wyjątkowa - uhonorowana nagrodą publiczności na 21-szym Festiwalu Wiosna Filmów. To libański film poruszający kwestie wiary i odmienności. Wszystko ubrane w komediowe szaty lekko oprószone nostalgią i melancholią. Zdecydowanie, film nie do przegapienia.

Wiara to indywidualna sprawa każdego człowieka. To banał, zda się niezaprzeczalny. Czemu jednak nie zabawić się w podważanie tego twierdzenia? W szczególności, jeżeli można się podeprzeć produkcją, która kwestionuje ten frazes.

 

Wiara jest czymś indywidualnym, ale przecież wspólnotowość jest ważnym elementem największych monoteistycznych religii świata. Wspólnotowość i indywidualizm już się ze sobą nie zgrywają.

 

Jeżeli problem zawęzimy do małej społeczności, a konkretniej do małej libańskiej dzielnicy, gdzie wszyscy się znają, to wiara przestanie być czymś zindywidualizowanym. Co gorsza, może stać się narzędziem manipulacji. Film Amin Dory to diabelska intryga o anielskiej twarzy i idei. Jest sprytną satyrą na fałszywą, budowaną na pokaz, religijność. Trzeba przecież oddzielić wiarę od religijności. Wiara może być czymś pięknym i szlachetnym, jednak plotki i kąśliwe uwagi przy oporządzaniu ołtarza już nie koniecznie są zgodne z moralnością chrześcijańską. W małym libańskim społeczeństwie wiara nie jest niczym indywidualnym. W tym filmie nie widzimy samotnej, gorliwej modlitwy. Widzimy społeczne biesiady przy niedzielnej celebracji, ubrane w złośliwe sądy o sąsiadach. Tutaj wspólnotowość przewyższyła indywidualizm.

 

Na całe szczęście, na szczęście dla widza, film nie prezentuje kreacji jednolitych i monotonnych. Amin Dora stworzył coś, co w polskiej kinematografii mogłoby zostać uznane za kiczowate spojrzenie na religijność, ale tak naprawdę libański film w delikatny sposób pokazuje ważne kwestie wiary i życia w małej społeczności.

 

Anioł to jeden z najpiękniejszych filmów, jakie do tej pory udało mi się obejrzeć. Jest niezaprzeczalnym świadectwem tego, że w komediowy klimat można wpisać pełne refleksji sekwencje. Tytułowym aniołem jest niepełnosprawny chłopiec — syn głównego narratora Leba Seby (Georges Khabbaz). Mężczyzna od początku pokazuje się nam jako wrażliwy i baczny obserwator dzielnicy wypełnionej zażyłymi kontaktami. Dzielnicy, w której każdy każdego obgaduje, w której oszustwa i kłamstwa są na porządku dziennym. Leba wraz z żoną starają się o syna. Wszyscy mieszkańcy oczywiście kibicują, nie szczędząc uwag dotyczących na przykład tego, po której stronie łóżka ma leżeć partner, bądź jaka pozycja będzie odpowiednia.

 

Rodzi się pierwsza córka, potem druga. W końcu trzeci przychodzi na świat syn. Leba wraz z Larą (Lara Rain) kochają niepełnosprawnego chłopca (Emmanuel Khairallah), ale mieszkańcy dzielnicy upatrują w nim szatana, który przywłaszczył sobie dziecięce ciało. Wymuszają od rodziny, aby oddała Ghadiego. Tu nie ma miejsca na niedoskonałości. W tym momencie narodził się plan, który dla wszystkich stał się cudem. Ojciec przedstawia mieszkańcom syna jako anioła, który poprzez całodzienne przesiadywanie na balkonie chce pilnować ich od złego. Oczywiście, wszystko przenikają podsłuchiwanie, plotkowanie i planowanie cudów oraz modlitw, które coraz nagminnej spływają na Ghadiego. Chłopiec staje się aniołem, pośrednikiem na Ziemi. Ghadi z obiektu nienawiści zamienia się w obiekt miłości i czci. Pod jego wpływem mieszkańcy kończą z grzeszkami, plotkami, rzeźnik przestaje oszukiwać, fryzjer zmniejsza prowizje za usługi, a prostytutka rezygnuje ze swojej profesji.

 

Film jest bardzo ciekawą reprezentacją relacji społecznych w pigułce. W małym gronie wszystko staje się sensacją: nowy lokator, nowa miłość, kłótnie czy sprawy łóżkowe. Każdy żyje życiem sąsiada. Nie jest to nic nadzwyczajnego, przecież i w Polsce takie zachowanie jest na porządku dziennym. Jednak nie to najbardziej zaskakuje w Aniele. Film w delikatny sposób porusza wrażliwie społecznie kwestie. Szczególnie zapadająca w pamięć jest scena rozmowy — nie dosłownej — na temat aborcji. Przed narodzinami syna Leba przychodzi odwiedzić swojego dobrego nauczyciela muzyki. Zawierza mu się z trosk na temat źle rozwijającego się płodu. W nostalgiczny sposób przedstawia swoją sytuację i myśli, że może lepiej jednak oszczędzić temu dziecku cierpień i sprawić, żeby się nie narodziło. Nauczyciel w stanowczy sposób oponuje. Wypowiada zdanie zbliżone do złotych cytatów z Małego Księcia:

 

Gdy dostanie imię trudno będzie się go pozbyć.

 

A potem Anioł przychodzi na świat…

 

Anioł łatwo zakwalifikować do filmów typu pro-life. Kwestie dotyczące wagi każdego istnienia, każdego życia przewijają się przez całą produkcję. Obrazuje to pięknie opowiedziana anegdota o Mozarcie. Gdyby w życiu płodowym wykryto, że ma wadę serca, która nie pozwoli mu na długie życie, to być może nie mielibyśmy tylu pięknych oper. Chyba nie trzeba precyzować, jakie zdanie na temat aborcji prezentują twórcy.

 

Dzieło Amin Dory pokazuje, jak wymyślona historia przewyższa pojmowanie wiary. Kiedy kłamstwo wychodzi na jaw, nikt nie chce w nie wierzyć. Mieszkańcy wolą trwać w fałszywym cudzie, niż zaakceptować, że dobro może wychodzić od nich samych. Satyryczność Anioła w finale okazuje się bardziej nostalgiczna niż można było przypuszczać. Czy prawdziwa wiara, nakłaniająca do zmian, jest zbiorem fałszywych sztuczek? To pytanie zostawiam otwarte: nasunęło się na koniec filmu, który pomimo szczęśliwego zakończenia, niesie powiew melancholijnej refleksji.

 

 

Anioł

reżyseria: Amin Dora

scenariusz: Georges Khabbaz

gatunek: Dramat/Komedia

produkcja: Liban

premiera: 21 sierpnia 2015 (Polska) 31 października 2013 (świat)