„Heroikomiczny wybór pomiędzy demencją a śmiercią”, o którym pisze Pilch, tutaj jest właściwie fabularnym meritum. To obraz emocjonalny do głębi. Wywleka z ludzi ich najbrzydsze, podyktowane fizjologią popędy.
Ekranizacja powieści Jerzego Pilcha Pod Mocnym Aniołem to niezwykle wyczekiwany film Wojciecha Smarzowskiego. Po szczerym Weselu, poruszającej Róży czy kontrowersyjnej Drogówce łączy w kolejnym swoim obrazie tę jedną cechę Polaków, o której chętnie wspominał już w poprzednich dziełach. Rujnujący doszczętnie alkoholizm.
Poznajemy Jerzego (fantastyczny Robert Więckiewicz) jako opanowanego autoironistę. Spotyka rodziców ukochanej i bez zbędnej pruderii wywleka przed nimi swoją najgorszą stronę osobowości, rzucając sugestie o swoim alkoholizmie, wprost na ciepły, niedzielny obiad. „Ona” (naturalna Julia Kijowska, po raz drugi u Smarzowskiego) miała być jego ostatnią deską ratunku, ale przerosła ją rola pielęgniarki. Wydaje się, że Jerzy jest wyleczonym alkoholikiem, który panuje nad swoim nałogiem. Potencjalny odbiorca uwierzy mu w abstynencję, mimo iż on sam zapewnia, że w kwestii alkoholu jest nieuleczalnym oszustem. Dopiero po czasie orientujemy się, że nie należy go słuchać, a wyłącznie uważnie obserwować.
Jerzy trafia na odwyk. Brudny szpital pełen ludzi, którzy nie radzą sobie z nałogiem. Pili przed odwykiem, nie żałowali sobie też w jego trakcie i zapewne nie przestaną po wyjściu. Obraz jest właściwie kolażem faktycznych sytuacji, wyobrażeń, halucynacji i pijackich snów Jerzego. Pod Mocnym Aniołem to film rozdarty, pourywany, zupełnie jak wspomnienie alkoholika z poprzedniej nocy. Przedstawia wielu bohaterów, każdego z odrębną, pijacką historią, którzy w końcu spotykają się gdzieś z Jerzym – w nocnym sklepie, na ulicy, pod bankomatem. Tworzą razem korowód okropieństw, fizycznych słabości człowieka upodlonego conocnymi eskapadami po kilka butelek alkoholu. Nie wiemy, czy faktycznie wpadają na siebie poza ośrodkiem, czy Jerzemu podsuwa te wizje utopiony w alkoholu umysł czy tez może raczej zmysł artysty. Alkoholem pisarz próbuje bowiem zrodzić w sobie zmysł kreacyjności.
Pije, żeby poczuć literackie natchnienie, na co dzień chętnie udziela wywiadów w telewizji i chodzi do łóżka z rożnymi, żeby nie powiedzieć wszystkimi, kobietami. W szpitalu jest jednak wyłącznie kolejnym alkoholikiem, nie innym od reszty, do czego zresztą nie potrafi się przyznać. Wychodzi i wraca, powtarza identyczny scenariusz, za każdym razem coraz mniej jednak przypomina człowieka. Spotyka w swojej wyobraźni Bukowskiego i Jerofiejewa, dyskutując z nimi o literaturze i dzieląc się wzajemnymi spostrzeżeniami. Nic to. W rzeczywistości jest tylko kierowca tira, ksiądz, zarzygane kobiety i stanowczy pielęgniarz oraz brzydka baba w dresie. Ta ostatni to Kinga Preis, przekonująca mimiką i słowem, budująca w efekcie jedną z lepszych kreacji w Pod Mocnym Aniołem.
Jak się zdaje w Weselu czy Drogówce, Smarzowski łączył ze sobą zamiłowanie do alkoholu z mrocznymi, nieludzkimi stronami człowieka. Ci, którzy mordowali, kradli, dawali się przekupić, chętnie kombinowali – lubili też sięgnąć po alkohol. Jedno nie wynikało z drugiego, ale szło w parze. Tutaj człowiek jest ofiarą alkoholu i każde zło, jakiego się dopuszcza jest wynikiem słabości w którą wpada, kiedy pije. Kiedy nie pije, także. „Heroikomiczny wybór pomiędzy demencją a śmiercią”, o którym pisze Pilch, tutaj jest właściwie fabularnym meritum. Bohater zdaje się być bowiem bezwolny, a wszystko, co go spotyka to efekt pijackich uniesień. Trafia na odwyk znaleziony przez ukochaną, przez sąsiada, pracownika z gazowni czy taksówkarza, wychodzi z odwyku przekonany o tym, że więcej nie chce pić, po czym w pół świadomie kieruje się do tytułowego baru. Istotnie do takiego wniosku dochodzi Pilch – ten w powieści i ten w skórze Więckiewicza. Jego wybory, decyzje, cele i twórczość to pisane patetycznym stylem historie, ale pisane wyłącznie palcem po wodzie. Wszystko bowiem trwa tylko do następnego kieliszka. Tutaj wszyscy piją, bo powód do picia zawsze się znajdzie. „Bo jestem nieśmiała”, „bo lubię” „jak Polska wygrywała... i jak przegrywała”.
To obraz emocjonalny do głębi. Wywleka z ludzi ich najbrzydsze, podyktowane fizjologią popędy. Celebruje bardzo dosadnymi zdjęciami najmniej chwalebną stronę człowieka, poniżając go i doszczętnie niszcząc. Ale zaznacza z pełną świadomością, że każdy z nich jest ofiarą swoich wyborów. Turpistyczny, wizualnie odpychający, na początku zabawny. Z czasem jednak to, co wcześniej bawiło, zaczyna przerażać. Smarzowski prowadzi widza za rękę, prosto za Jerzym, któremu właściwie dmuchamy w kark. Oglądamy rzeczywistość bohatera jego wzrokiem, w końcu dostając się też do jego żołądka. Reżyser puszcza oko do widza, dokonując autocytatów i impresji na temat poprzednich realizacji. Z całości wyłania się kompletny obraz Polaka, obserwowanego przez kamerę z każdej możliwej strony, w efekcie zostającego głęboko w dole, w absolutnej samotności.
Można zarzucić dość pochłaniającej narracji chwilowe zawieszenie – w pewnym bowiem miejscu Pod Mocnym Aniołem staje i zdaje się, że w tej kondycji poprowadzi już do pointy. Szczęśliwie, podnosi się, by zakończyć niezwykle smutnym obrazem.
© Karolina Obszyńska
Pod Mocnym Aniołem
Scenariusz i reżyseria: Wojciech Smarzowski
Gatunek: dramat
Produkcja: Polska
Dystrybucja: Kino Świat
Premiera: 17 stycznia 2014