Koniec świata w Abu Haraz - retrospektywa twórczości Macieja J. Drygasa

anonim
Anonimowy użytkownik
Kategoria kino · 2 grudnia 2013

Od 1 do 5 grudnia 2013 roku trwa w Kino Nowe Horyzonty retrospektywa twórczości wybitnego polskiego dokumentalisty Macieja J. Drygasa.

Filmami Usłyszcie mój krzyk Abu Haraz rozpoczął się 1 grudnia przegląd filmów

Macieja J. Drygasa. Reżyser był gościem wrocławskiej premiery filmu o zatopionej sudańskiej wiosce i opowiedział widzom o okolicznościach jego powstania.

 

Do 5 grudnia będzie można obejrzeć w Kino Nowe Horyzonty nast. filmy:

2.12 poniedziałek
20.15 Stan nieważkości
3.12 wtorek
20.15 Głos nadziei + słuchowisko dokumentalne Testament
4.12 środa
20.15 Jeden dzień w PRL (prelekcja: Małgorzata Kozubek) + słuchowisko dokumentalne Moja góra
5.12 czwartek
20.15 Cudze listy + dyskusja

 

Zapraszamy do lektury recenzji filmu Abu Haraz:

 

       Film Macieja J. Drygasa o sudańskiej wiosce Abu Haraz tylko pozornie wydaje 
się być egzotyczną i odległą historią. Kiedy go oglądałam we Wrocławiu, tym 
szczególnym mieście, do którego po II wojnie przeniesiono mieszkańców 
Kresów, nie mogłam pozbyć się uczucia, że to jest także historia mojej 
rodziny… Reżyser wiedział, że wioska będzie zatopiona i miał niepowtarzalną okazję utrwalić ją w kadrze, zanim to się stanie. Mógł także towarzyszyć jej mieszkańcom, gdy 
jeszcze w niej mieszkali, kiedy protestowali, a wreszcie kiedy z niej wyjeżdżali. 
Widzimy ich także w obcym, pozbawionym zieleni krajobrazie, w którym czują się 
wyobcowani i nieszczęśliwi. 
     

      Twórczość Macieja J. Drygasa fascynuje mnie począwszy od filmu Usłyszcie mój 
krzyk
. Artysta z wielkim szacunkiem i niebywałą cierpliwością wydobywa z 
niepamięci ludzkie historie, dramaty, wydawałoby się, bezpowrotnie zapomniane. 
Nie tylko przywraca pamięć o takich nietuzinkowych bohaterach jak Ryszard 
Siwiec, odnajduje także fragmenty biografii zwyczajnych ludzi, którym je kiedyś 
skradziono (Cudze listy), ba, sięga znacznie dalej w głąb czasu, towarzysząc 
archeologom podczas wykopalisk w Sudanie (Usłysz nas wszystkich). 
W tym kontekście nie dziwi, że reżyser znowu sięga po taki temat. 

   

    Abu Haraz, ma momentami realistyczny charakter, jednak ujęcia ludzkich twarzy i krajobrazów służą przede wszystkim refleksji i mają impresyjny charakter. Rozpoczyna go i kończy wyrazisty bohater – Sulejman, który opowiada swój sen: 

 

„Często mi się śni, że jestem u siebie w Abu Haraz i prowadzę normalne życie. Śni 


mi się, że koszę trawę, że jestem wśród palm. Nieraz mówię do kogoś, kogo już nie 
ma, o rzeczach, które już nie istnieją. Czuję, że jestem martwy, chociaż jeszcze 
żyję”.

 

Również na końcu filmu bohater opowiada o tym, że śnili mu się zmarli rodzice. 
Pomiędzy tymi opowieściami o snach z przeszłości obserwujemy życie w wiosce. 
Narodziny dziecka są traktowane jako doniosłe wydarzenie, o którym powinni wiedzieć wszyscy. Obserwujemy pracujących w polu rolników, bardzo precyzyjnie 
nawadniających swoje uprawy, opiekujących się nowo narodzonymi zwierzętami, 
dzieci uczące się w szkole (kapitalna scena, w której nauczyciel pyta je o to, kim 
jest biedak), rodziny jedzące wspólne posiłki. Czasami dochodzi do kłótni, ale 
mimo wszystko jest to bardzo dobrze zintegrowana mała społeczność. Jednak – jak 
się okazuje – poza nią mielą się żarna Historii i wystarczy czyjaś decyzja, aby 
całkowicie zmienić los tych ludzi. Protesty na nic się zdadzą… Trzeba sprzedać 
część zwierząt, spakować skromny dobytek i ruszyć w nieznane. Ci, których na to 
stać, zamierzają ekshumować i zabrać z sobą prochy swoich bliskich, ale dla 
większości jest to niewykonalne. Widzimy ich następnie mieszkających w 
podobnych barakach, ale krajobraz wokół nim – obcy, jałowy… Smutek i 
przygnębienie z powodu oderwania od korzeni drążą nie tylko głównego bohatera, 
widać je na twarzach wszystkich mieszkańców wioski.

      Można by powiedzieć, że i tak mieli szczęście, bo ich nie rozłączono, bo dano im 
czas na spakowanie się i wyprowadzkę, bo mogą jeszcze popłynąć łodzią i na 
skrawku lądu wystającego z wody pomodlić się za swoich przodków… A jednak 
oglądając film czuje się bezbrzeżny smutek i tęsknotę za tym, co bezpowrotnie 
minęło. To tak jak w wierszu Zbigniewa Herberta: 


„Gdybym tam wrócił 
Pewnie bym nie zastał 
Ani jednego cienia z domu mego 
Ani drzew dzieciństwa 
Ani krzyża z żelazną tabliczką 
Ławki na której szeptałem zaklęcia 
Kasztany i krew 
Ani też żadnej rzeczy która nasza jest” 

 

(Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta

 

Barbara Lekarczyk-Cisek