Ludzie i nic więcej. To oni stają się przyczyną wszystkiego, zapowiedzią i obietnicą, że to, co zobaczmy, dotyczy każdego z nas.
Podobają mi się ujęcia kamery Michała Englerta, które skupiają się na człowieku. Portretują go uważnie i drobiazgowo, akcentując każdą emocję, rejestrując każdy ruch i słowo. Wywołują specyficzne odczucia – z jednej strony poczucie bliskości, a z drugiej trwogi, która wynika z niesamowitej intymności.
Pojawia się uczucie totalnego wejścia w czyjeś życie. Już w pierwszym ujęciu łzy Robin Wright i głos Harvey’a Keitel’a. Ludzie i nic więcej. To oni stają się przyczyną wszystkiego, zapowiedzią i obietnicą, że to, co zobaczmy, dotyczy każdego z nas. Przedmioty i przestrzenie, które otaczają człowieka oraz warunkują jego funkcjonowanie w świecie, tym razem stanowią jedynie tło. Są pokazane z dużą surowością. Tutaj zasadą działania tych elementów jest: nie przeszkadzać. Nawet muzyka milknie na długie chwile. To ciekawi i koncentruje widza na bohaterach, dba się o to, aby miał on na uwadze relację z drugim człowiekiem.
To samo czyni reżyser ze swoimi bohaterami. Ari Folman w filmie Kongres, który jest luźną adaptacją opowiadania Stanisława Lema pt. Kongres futurologiczny, czyni postacie partnerami. One nie działają dla siebie, lecz dla innych. Drugi człowiek jest gwarantem ich bycia. Relacje między nimi opierają się na tworzeniu zależności, co powoduje, że mają one trwały charakter. Tworzą pewien trzon, który daje poczucie ciągłości. W takim świecie funkcjonują. Każdy z bohaterów ma swoje priorytety, swoje tajemnice i lęki, ale jednocześnie świadomość, że pewne elementy pozostaną niezmienne. To szczególna więź, a jej główny punkt stanowi Robin Wright, czyli starzejąca się aktorka, która ze względu na swoje słabości przegapiła karierę i grywa jedynie w filmach klasy B.
Zresztą ciekawy pomysł, aby Robin Wright znana z roli Jenny w znakomitym filmie Forrest Gump zagrała siebie. Znów podkreśla się rolę człowieka, jego życia i jego realności. Zdaje się, że to głos w kwestii znaczenia i charakteru sztuki oraz obecności w niej człowieka. To doprawdy uderzające, jak prostymi środkami i z jaką konsekwencją twórcy walczą o ludzkie bycie. W tym momencie wszystko jest w porządku, ale pojawia się kwestia trudnych wyborów, które można sprowadzić do klasycznego pytania „być, czy nie być”?
Niestety możliwa jest tylko chwila, aby zachwycić się ciekawą, kolorową animacją, tworzącą obraz połączony z pewną dawką humoru, która tym bardziej umila feerię barw. W tym momencie być może posłużę się słowem niegodnym, lecz przejście, które tak gwałtownie i tak dalece postępuje wydaje mi się niegrzeczne. Pierwsze wrażenie szybko mija i pozostaje kwesta, że tego wszystkiego jest zbyt dużo, a w gruncie rzeczy to wszystko razem stanowi nic. Nie ma emocji, wszelkie uczucia są nijakie i niejasne. Konsekwencje porzucenia człowieka w swoich skutkach są katastrofalne dla sztuki? – na pewno dla tej produkcji. Tylko patriotyczne myśli każą cieszyć się, że to wytwór działań polskich animatorów i grafików.
Jest też chwila oprzytomnienia, ale ta nadchodzi późno i na krótką chwilę. Pozwala to odetchnąć świeżym, zimnym powietrzem, przypomnieć, co znaczy prawda odczuwania w sztuce. Przestrzeń działań bohaterki skurczyła się. Nie ma już trwałości, nie ma bliskich. Pozostaje złudzenie realizacji marzeń, ale okazuje się, że te nie zawsze powinno się doganiać.
tytuł polski: Kongres
tytuł oryginalny: The Congress
scenariusz i reżyseria: Ari Folman
produkcja: Belgia, Francja, Luksemburg, Niemcy, Polska, Izrael
czas trwania: 122 minuty
premiera: 13 września 2013 (Polska), 16 maja 2013 (świat)