Imagine Jakimowskiego to film wyjątkowy, bo dający oglądającym pewien dostęp do doświadczenia ślepoty. Widz zostaje w nim potraktowany bez taryfy ulgowej - tak jak jeszcze jeden uczeń, który nie wie czy Ian naprawdę nie widzi, czy jedynie zręcznie udaje swoją ślepotę.
Jeśli czytasz ten tekst, to zakładam, że nie masz większych problemów ze wzrokiem. Twój świat składa się z ostrych jak żyletka obrazów przedmiotów, a poruszanie się po nim nie sprawia większej trudności. Co jednak gdybyś nagle utracił wzrok, gdyby świat, jaki dobrze znasz pochłonęła nieprzenikniona czerń? Wtedy nawet orientacja we własnym pokoju wydałaby się czymś kłopotliwym, równie kłopotliwym jak nowe dzieło Andrzeja Jakimowskiego, Imagine.
Reżyser Sztuczek i Zmruż oczy tym razem osadził akcję swojego filmu poza Polską, w lizbońskim ośrodku dla niewidomych. Jakimowski od pierwszego ujęcia igra z percepcją i przyzwyczajeniami widza. Widz podgląda przybycie do ośrodka Iana, niewidomego nauczyciela stosującego kontrowersyjne metody echolokacji, który pragnie nauczyć podopiecznych orientacji w przestrzeni. Początkowe filmowe przejście od puentylistycznych kształtów do ostrych brył budynku Lizbońskiego szpitala mylnie sugeruje jakieś zdrowe spojrzenie, dzięki któremu będzie można bez przeszkód obserwować codzienne rytuały niewidomych.
Imagine to film wyjątkowy, bo dający odbiorcom pewien dostęp do doświadczenia ślepoty. Widz zostaje w nim potraktowany bez taryfy ulgowej - tak jak jeszcze jeden uczeń, który nie wie czy Ian naprawdę nie widzi, czy jedynie zręcznie udaje swoją ślepotę. Jakimowski co chwilę wytrąca odbiorcę z umysłowej drzemki, podsycając nastrój niepewności. Kiedy odpowiedzi stają się nazbyt oczywiste, wykonuje jedną ze swoich magicznych sztuczek i widz jest znowu w punkcie wyjścia – błądzi w ciemności, a czar wyobraźni znowu działa. „Czy patrzysz uważnie”, pytał iluzjonista z Presitżu Christophera Nolana. Jakimowski w Imagine zdaje się pytać: „co z tego, że patrzysz? Wyobraź sobie”.
Fenomenalny Edward Hogg grający Iana, stworzył postać tajemniczą, ale na szczęście nieprzerysowaną - nauczyciela z misją, który pieczołowicie dba o każdy wykonywany gest, nie pozwalając innym zdemaskować swoich motywacji. Aktor doskonale wypada w duecie z Eve graną przez Alexandrę Marię Larę. Długonoga niewidoma piękność, dzięki Ianowi może liczyć choć na namiastkę normalnego życia. Jej relacja z Ianem podszyta jest od pierwszej do ostatniej sceny dziwną mieszanką niepewności i nadziei. Podobne rozterki przeżywa widz, kiedy reżyser w elegancki sposób pogrywa z jego wzrokowymi przyzwyczajeniami, nie wyjaśniając, gdzie kończy się wyobraźnia, a zaczyna rzeczywistość.
Adam Bajerski operuje przestrzenią kadru niczym wytrawny magik kina. Podobnie jak w Sztuczkach operator kamery napawa swój obraz nieśpieszną magią codzienności. Kamera uwodzi przesyconymi słońcem kadrami. Koncentruje się na ptakach dziobiących ziarnach oraz na sposobie chodzenia postaci. Dzięki drobiazgom tworzy misternie szytą fabularną całość, pozostawiając jednak miejsce na niedopowiedzenia. Oszczędna, nastrojowa muzyka Tomasza Gąsowskiego uzupełnia wybijane staccato kroków, które niezwykle intensywnie pobrzmiewa w uszach widza. Uderzenia dzwonów są mocniejsze, a ryk samochodowych silników brzmi w filmie naprawdę groźnie.
Imagine unika pułapek banalnego tragizmu, w które czasem dają wpędzić się polskie filmy. Nikt tu niewidomym za bardzo nie współczuje, brakuje rozmiłowania w znanych patologiach codzienności. Jakimowski nie sili się, aby demonstrować wyłącznie obraz ciężkiego życia osób niewidomych. Pokazuje swoich bohaterów w całej pełni, jako ludzi z krwi i kości skłonnych i do gniewu, i do radosnego śmiechu. Rozsądnie różnicuje emocje kadrów, dzięki czemu film nie staje się ani miałkim dramatem, ani też nie popada w dokumentalny manieryzm. Umiejętne balansowanie między nastrojem melancholii, a nieco komediową lekkością to zdolność, której wielu reżyserów mogłoby się od Jakimowskiego uczyć. Niestety, nie zawsze w parze z emocjonalną subtelnością kadrów, podąża wyczucie czasu. Jakimowski przetrzymuje nieraz uwagę widza, odwleka moment akcji, aby pozwolić kadrom wybrzmieć. Wierny stylowi reprezentowanemu szeroko przez dzisiejsze arthousowe kino, nie urywa gwałtownie ujęć, miejscami poświęcając odrobinę za wiele czasu powtarzalnym czynnościom niewidomych, czy spacerom ulicami Lizbony.
Kilka nadmiernie wydłużonych ujęć to jednak wyłącznie drobna skaza – ślepa plamka w doskonałej wizualnie strukturze Imagine. Film Andrzeja Jakimowskiego powinien zdecydowanie zadowolić fanów wcześniejszej twórczości reżysera, jak i grono widzów narzekających nieustannie na poziom polskiego kina czy na jego wtórność wobec zachodnich wzorców.