Małżeństwo po gwałcie. Mizoandryczny film psychologiczny

Jarosław Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk
Kategoria kino · 17 marca 2013

Znakomite kreacje aktorskie, zwłaszcza Julii Kijowskiej, magnetyczne zdjęcia, większość w bliskim planie, rosnące napięcie i wyjątkowo ważny problem poruszony w opowieści – oto największe zalety „Miłości” w reżyserii Sławomira Fabickiego.

Długo oczekiwany film twórcy Z odzysku porusza do tego stopnia, że nawet ciepłoręczna osoba ogląda go z zimnymi dłońmi. Siła zbliżeń i półzbliżeń nie byłaby tak wielka, gdyby nie bardzo przekonujące kreacje aktorskie dwojga głównych bohaterów. To, co dzieje się między nimi zachodzi zapewne w niejednym wieloletnim związku. Małżonkowie pozornie są blisko, lecz kryzys czeka tylko na jakiś katalizator. Gdy głównym powodem poczęcia dziecka jest chęć przywrócenia gasnących uczuć, to raczej przejaw desperacji niż rozsądku. Noworodek jako istota scalająca małżeństwo i zacieśniająca więź to jeden z 24 mitów opisanych przez Arnolda Lazarusa. W historii według scenariusza Sławomira Fabickiego i Marka Pruchniewskiego jednak nie narodziny trzeciego członka familii, lecz o wiele dramatyczniejsze wydarzenie wyzwala kryzys.

 

Gdy przestaje się kochać lub po prostu nie jest się pewnym swoich uczuć, wystarczy błahy pretekst, by za własny niepokój lub niechęć obwinić partnera czy partnerkę. Ukochanej osobie łatwiej ufać, jeśli jednak wątpliwości pojawiają się na rozdrożu uczuć, oskarżenie o nielojalność i zdradę pomaga odsunąć się nawet od niewinnego małżonka. Zranienie może być wtedy podwójne: ze strony obcego i ze strony najbliższej osoby. Maria, główna bohaterka Miłości znosi te ciosy dzielnie. Nie zmienia się pod ich wpływem. Właściwie od początku jest wycofana, nieco depresyjna. Kijowska gra ją z nigdy nie otwartymi do końca ustami, jakby bała się wtargnięcia nadmiaru świata do wnętrza postaci. Jest mało energiczna, pozbawiona radości życia, choć jednocześnie bezpośrednia i szczera, co budzi ogromną sympatię. W sytuacjach, gdy mogłaby – i w pełni miałaby prawo – zareagować gwałtownie i agresywnie, tłumi złość, nie broni się, przyjmuje zranienie. Trwa w coraz trudniejszym, patologicznym związku, właściwie w marnej jego atrapie. Próbuje jednak powrócić do bliskości i z rzadka tylko pozwala sobie na wyrzuty („Pieprzyć się ze mną możesz, a zjeść śniadania nie możesz?”). Jest też na tyle silna, by pójść do domu mężczyzny, który ją skrzywdził i popatrzeć mu w oczy.

 

Wiele w tym filmie dzieje się bez słów, samą tylko grą twarzy, gestami, krokami. Nie ma muzyki, lecz dzwonki do drzwi, sygnały telefonów i esemesów budują napięcie. To wyczerpujące emocjonalnie doświadczenie i wciągająca historia. Ma parę mielizn i niekonsekwencji, jednak wymagają one oka psychologa praktyka (dziękuję, Elu). Na przykład dlaczego wycofana, mało energiczna kobieta tak łatwo umawia się z narzucającym się jej szefem, choć chciałaby odrzucić jego niechciane awanse? Dlaczego później tak spokojnie przyjmuje zło, którego doświadcza ze strony mężczyzn? Jak to jest, że – choć tak depresyjna i skulona w sobie – doskonale radzi sobie z dzieckiem i sama inicjuje powrót do seksualnej relacji z mężem, który emocjonalnie odszedł? Te niekonsekwencje mogą być zarówno efektem scenariuszowych niedoróbek, których jest więcej (w kościele katolickim do chrztu niemowlę trzymają raczej rodzice chrzestni, a nie biologiczni), jak i mało precyzyjnego prowadzenia aktorki.

 

Film, poza główną bohaterką i szoferem prezydenta, pozbawiony jest właściwie jednoznacznie sympatycznych postaci. Scenarzyści łaskawiej potraktowali kobiety, choć matka Tomka jest nadmiernie dominująca, a żona prezydenta miasta bardziej mu matkuje niż partneruje. Natomiast w zdecydowanie niekorzystnym świetle przedstawieni zostali mężczyźni. Główny bohater nie zdobywa się na szczerą rozmowę z żoną, a zamiast tego eskaluje bezzasadne zarzuty, przejawia wrogość, izoluje się, ucieka. Układ, praktycznie separacja, którą narzuca żonie, jest okrutny, nieznośny i świadczący o jakimś bezwładnym psychicznym znęcaniu się nad nią. Także wobec gwałciciela Tomek nie umie zachować się jak mężczyzna – budzi zdumienie, niezrozumienie, pogardę. W scenie, w której spodziewamy się agresji, fizycznej lub choćby werbalnej, do konfrontacji nie dochodzi, a bardziej pozbierany i rezolutny okazuje się winowajca.

 

Prezydent miasta, choć zaangażowany w jego sprawy, przedstawiony został jako osobnik emocjonalnie niedojrzały, nieumiejący panować nad impulsami, nadużywający władzy i łamiący normy. Domyślać się także możemy, że jego relacje z żoną przypominają raczej relacje syna z matką, skoro o niedozwolonym seksualnym akcie najprawdopodobniej natychmiast opowiedział swojej kobiecie. Jak bowiem wyjaśnić można fakt, że tak szybko odciął się od tej nieszczęśliwie kochanej, której dziecka chciał (lub tylko deklarował, że chce) być ojcem, rozwiódłszy się, jak proponował, ze swoją starzejącą się ślubną.

 

Także mężczyźni drugoplanowi mają problemy ze sobą. Ojciec Tomka jest pantoflarzem i niezaradnym życiowo safandułą, który nie tylko w skrytości ducha życzył żonie śmieci, ale jeszcze ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Przypadkowo spotkany przez głównego bohatera kierowca dał się sprowokować wyciągniętym środkowym palcem. Typowy mężczyzna z kultury honoru, który gotów jest na kiwniecie, a właściwie wyprostowanie nieznajomego palca, rzucić się do mordobicia, może i przeprowadzić krwawą wendettę.

 

Mizoandria filmu Fabickiego niczego mu nie ujmuje. W myśl stereotypowej mądrości to kobiety są cudowne („Women Are Wonderfull”, WAW). Ani ich związki z mężczyznami, ani sami mężczyźni już jednak tacy nie są. Bohaterowie pokazani z bliska wydają się zagubieni, bezradni, zżerani przez niepokój i rozpacz. Ich twarze, nienaturalnie wielkie na kinowym ekranie budzą zainteresowanie, empatię, współczucie. Prosty zabieg polegający na kręceniu zbliżeń uczynił film przemożnie silnym.

 

Miłość to bardzo smutna, niekonkluzywna, nade wszystko jednak prawdziwa historia. W dodatku opowiada o czymś, czego wielu z nas doświadcza lub co czeka nas w przyszłości, o momencie, gdy uczucie przygasa, tym zaś, co pozostaje są wspomnienia ze wspólnej przeszłości. To one podtrzymują więź, uzasadniają trwanie w relacji. Tylko czy aby na pewno są w stanie nadać jej sens?

 

 

Jarosław Klebaniuk

 

 

MiłośćReżyseria: Sławomir Fabicki. Scenariusz: Sławomir Fabicki i Marek Pruchniewski.  

 

Dramat obyczajowy produkcji polskiej. Premiera polska: 15 marca 2013.

 

 

Recenzja ukazała się na: http://klebaniuk.natemat.pl/