Subiektywny przewodnik po filmach oscarowych 2013

Eni
Eni
Kategoria kino · 30 stycznia 2013

Co warto obejrzeć przed tegoroczną GALĄ OSCAROWĄ? Skrótowe recenzje 8 filmów z najważniejszej kategorii.

Jako wieloletnia, zapalona fanka hollywoodzkich gali nagród filmowych mam już za sobą nagrody Emmy i Złote Globy (na żywo oczywiście). Początek roku to dla mnie ekscytujący pod względem filmowych nowości okres. Zawsze śpieszę się, o ile jest taka możliwość, żeby obejrzeć wszystkie filmy z najważniejszych kategorii przed galą. A w tym roku jest na co czekać i jest co oglądać.

 

Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej wyróżniła 8 filmów w kategorii najlepszy film. Pierwszym z nich jest Operacja Argo Bena Afflecka (oparty na prawdziwej historii z 1979 r.). Agent CIA ma za zadanie sprowadzić do Stanów sześciu amerykańskich pracowników ambasady w Iranie. Najlepszym pomysłem na ich ratunek jest podszycie się pod hollywoodzką ekipę filmową, która szuka lokalizacji do swojego filmu Argo. Affleck po raz trzeci już pokazał swoje wyśmienite zdolności reżyserskie. Jestem jego wielką fanką od momentu obejrzenia debiutanckiego Amando wróć. Affleck tworzy prawdziwie amerykańskie kino, w dobrym tego słowa znaczeniu. Jego filmy przypominają mi dramaty z lat 70. Operacja Argo wyjątkowo trzyma w napięciu, jest świetnie zagrana i zrealizowana. Dobry kawał hollywoodzkiego kina i nie zdziwiłabym się, gdyby Affleck  nie powtórzył sukcesu ze Złotych Globów i wyszedł z gali z Oscarem w dłoni. Niestety, nie został nominowany w kategorii najlepszy reżyser, ale nic nie szkodzi. Pominięty został także w końcu Paul Thomas Anderson za swój potężny film Mistrz (pewnie z powodu tematyki filmu, w końcu traktuje tak naprawdę o scjentologii, a powszechnie wiadomo ilu wyznawców jest w Hollywood). W tej kategorii nie dostał nominacji wszakże też Quentin Tarantino.

 

Kolejnym najlepszym filmem według Hollywoodu jest Życie Pi Anga Lee (wcześniej reżyser był nominowany za film Przyczajony tygrys, ukryty smok i zdobył Oscara za Tajemnicę Brokeback Mountain). Bardzo dobra, wierna ekranizacja książki Yanna Martela, opowiada alegoryczną historię o chłopcu – Pi, który dryfuje po oceanie z tygrysem bengalskim. Tak powieść, jak i film przypominają przypowieść biblijną. Pięknie zrealizowany (zachwycające zdjęcia Claudio Mirandy), porządnie zagrany. Irytowało mnie jednak kilkakrotnie zbyt bezpośrednio podane przesłanie, na zasadzie gdybyście mnie nie zrozumieli chodziło mi o to. Ale polecam mimo to, realizacja filmu bowiem przesłoniła moje zastrzeżenia.

 

Poradnik pozytywnego myślenia mnie z kolei nie zachwycił. Owszem dobrze zagrany (nominacje dla czwórki aktorów – Bradley Cooper, Jeniffer Lawrence, Robert De Niro i Jacki Weaver), sprawnie opowiedziany, ale jednak czegoś brakowało. Jest to historia mężczyzny wracającego do swojej rodziny ze szpitala psychiatrycznego po załamaniu nerwowym. Film przypomina mi zlepek różnych filmów o podobnej tematyce, jednak nie sądzę, żeby nawiązania były świadomie wykorzystane. Takie oglądadło. Uważam, że nominacja w głównej kategorii niezasłużona. Warto jednak zwrócić uwagę na nowy utwór Alabama Shakes:

 

 

 

 

 

Najnowsze dzieło Quentina Tarantino – Django mnie za to bardzo pozytywnie zaskoczyło. Po poprzednim filmie Bękarty wojny czułam niesmak, więc z tego powodu trochę się bałam zawieść ponownie. Django okazał się jednak jednym z czołówki najlepszych filmów Tarantino, przejawem świetnej formy reżysera.Western ten nawiązujący do klasyki gatunku przedstawia czarnoskórego niewolnika Django („D jest nieme”, jak mówi bohater grany przez rewelacyjnego Jamiego Foxxa), którego wyzwala niemiecki łowca głów - Christoph Waltz (tu nominacja, wygrany Złoty Glob). Wspólnie tropią przestępców, a następnie obierają sobie za cel uwolnienie żony Django – Broomhildy z rąk szalonego właściciela Candylandu (Leonardo DiCaprio, niestety Hollywood omija aktora szerokim łukiem jeśli chodzi o nagrody).Muzyka i zdjęcia, jak to u Tarantino, wyśmienite, dialogi zabawne.Django ma dużą szansę na nagrodę za scenariusz. Poza tym, film więcej mówi o niewolnictwie w swoim pastiszowym stylu, niż śmiertelnie poważny Lincoln.

 

 

 

 

Film Spielberga ze świetnie obsadzoną (i oczywiście zagraną) rolą Lincolna – Daniel Day Lewis, który najpewniej dostanie w tym roku swoją trzecią statuetkę – jest nużący i patetyczny. Zdjęcia ciekawe, owszem, sceny wyglądające jak z obrazów portretujących wojnę secesyjną. Możliwe, że mój niezbyt pozytywny odbiór filmu był spowodowany niedawną lekturą filmową – serialem John Adams. Naoglądałam się w nim naturalistycznych scen historycznych i przydługich scen sądowych. Podobny był także sam klimat tych dwóch filmów (mimo, że nie traktujących o tym samym). Lincoln jest dobrze zrobionym filmem historycznym i tyle.

 

Jednak ze wszystkich oscarowych filmów najbardziej zmęczyli mnie Nędznicy. Zrobiony z rozmachem, ale jednak operowy (według mnie - nie musicalowy). Śpiewający Hugh Jackman, Russell Crowe i Anne Hathaway nie zrobili na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie. Muzyka szybko zaczęła irytować.

 

Następnym filmem jest Wróg numer jeden Kathryn Bigelow, czyli historia polowania na Osamę Bin Ladena. Mam pewien problem z tą reżyserką, przyznam się szczerze.  Nie zrozumiałam, jaki był zamysł tego filmu. Czy chciała pokazać w sposób feministyczny kobietę, która przyczyniła się do złapania terrorysty? Czy przedstawić w sposób wręcz dokumentalny proces działania CIA? Nie wiem, czy potępia sposób wydobywania informacji z więźniów, czy pochwala. 

 

Rozumiem za to oburzenie amerykańskich analityków CIA, jakoby to dzięki torturom uzyskano informację dotyczących miejsca pobytu Bin Ladena. Okrutne sposoby przesłuchań – waterboarding, pozbawianie snu, bicie. Główna bohaterka uczestniczy w tych procederach, a nawet podejmuje aktywną postawę w ich trakcie. Wolę jednak political-fiction, jakim jest znakomity serial Homeland. Niech i to będzie fikcja, ale podana znacznie ciekawiej i wieloaspektowo.

 

Bestie z południowych krain są alegoryczną opowieścią kilkuletniej Hushpuppy na temat powodzi w jej rodzinnej miejscowości. Dziewczynka opowiada o życiu, żywiołach, ludziach, którzy ją otaczają. Jej ojciec jest agresywny  i często pijany, matki nie ma. Film ten ma społeczne przesłanie i traktuje między wierszami także o Nowym Orleanie. Podejrzewam, że to właśnie reżyser Benh Zeitlina może za ten debiut zgarnąć Oscara. Jednak dla mnie film był miejscami infantylny i trochę przegadany, ale doceniam nowatorskie podejście do tematu.     

 

Ostatni nominowany do nagrody za najlepszy film jest Miłość Hanekego. Od czasu obejrzenia Funny Games jestem obrażona na reżysera za jego podejście do widza i okrucieństwo. Zatem mimo obejrzenia jego najnowszego filmu powstrzymam się od recenzji. Robi bowiem filmy tak depresyjne i działające na psychikę, że nie potrafię podejść do nich z odpowiednim dystansem. 

 

Żałuję, że Mistrz został tak pominięty w nominacjach. Chociażby pod względem mocnej, sugestywnej muzyki Jonny’ego Greenwooda. Zdaje sobie też sprawę, że niestety wybitny w swojej roli Joaquin Phoenix przegrał sobie wygraną, gdy zakpił z pozbawionego poczucia humoru i dystansu do siebie Hollywoodu (Jestem jaki jestem).

 

Będę trzymać też mocno kciuki za reanimację dawnych filmów grozy, czyli bajkę Tima Burtona Frankenweenie. Oczywiście nadzieję mam także na nagrodę dla mojego ulubionego aktora, genialnego Phillipa Seymoura Hoffmana i świetną w roli żony Mistrza Amy Adams. Choć podejrzewam, że statuetki dostaną Anne Hathaway i Christoph Waltz, a za główną rolę żeńską zapewne Jessica Chastain. Piosenka jest chyba pewnikiem - tu króluje Adele.

 

Z czystym sumieniem mogę polecić szczególnie trzy filmy z nominowanej ósemki: Operację Argo, Życie Pi Django.  Proszę się jednak uzbroić w cierpliwość, każdy film (oprócz Bestii z południowych krajów) trwa od 2 godzin w górę. Najdłuższy Django aż 165 minut. Cała ósemka trwa łącznie 19 godzin. Jeszcze doliczyć należy samą galę oscarową, więc reasumując cudownie spędzone 24 godziny.

 

Życzę zatem miłego oglądania oscarowych filmów i już 24 lutego ekscytacji związanych z galą!