To rodzaj metafilmu, ale subtelnie dozowanego, kadr po kadrze. Wydaje się, że reżyser znów porusza sprawy społeczne, ale jednak Miłość to film bardziej prywatny, intymny.
Wirtuoz kina lodowatego, lubujący się w tematyce zatracania więzi międzyludzkich i społeczności często moralnie lub etycznie wyobcowanych - Michael Haneke - stworzył nowy film. Nowy, także dlatego, że zupełnie inny. Inaczej zmontowany, w nietypowej konwencji, w nieszablonowy dla niego sposób – dramaturgicznie wyważony, bardzo harmonijny.
Straż pożarna wyważa z hukiem drzwi do mieszkania dwojga starszych ludzi - Anne i Georgesa. Przerażona kobieta, córka wspomnianych państwa, wbiega do środka i szuka swojej matki. Po chwili odnajdzie ją martwą, w swoim łóżku, z kwiatami ułożonymi nad głową. Tak zaczyna się film.
George i Anne to emerytowani nauczyciele muzyki, dość zamożni. Niekiedy umilają sobie czas wieczorami w operze – w tej właśnie sytuacji ich poznajemy, siedzących obok siebie, w tłumie roześmianych, energicznych osób. Oboje są spokojni, wpatrzeni w to, co ma dziać się za chwilę na scenie, ale są przez chwilę lustrzanym odbiciem nas, widzów siedzących w kinie. George patrzy na Anne, ale ona tego nie zauważa - tak zresztą, jak przez resztę filmu, kiedy przygląda jej się równie nachalnie. Jeszcze tego wieczoru, w domu, mówi jej jak pięknie wygląda – jak na ironię, bo od tej sceny Anne będzie już tylko brzydła i coraz mniej przypominała tamtą elegancką, wykwintną kobietę. Kadr, który został użyty do plakatu filmowego, to moment, w którym zmienia się bieg akcji – podczas śniadania Anne na chwilę traci świadomość, ale dopiero później okazuje się, że konsekwencją będzie wylew i paraliż jednej strony ciała. Do domu wraca już na wózku inwalidzkim, ale jej stan pogarsza się z każdym dniem, aż w końcu przestaje wychodzić z łóżka. Georges opiekuje się żoną, spędza z nią każdą chwilę, prowadza ją do łazienki, karmi, kąpie. Ona bardzo wcześnie, zanim jeszcze jej choroba postępuje i przykuwa ją do łóżka – mówi do męża, że lepiej byłoby, żeby zmarła. Nic nowego w tego typu historiach, ale za to zaskakująca jest jego reakcja – przyjmuje te słowa bez zdziwienia, a nawet wcale nie oponuje. Ma to swoje siarczyste konsekwencje, umotywowane również słowami, które Anne skierowywała pewnego razu do męża : „całe życie byłeś potworem, ale dobrym”. Co się wydarzyło, może lepiej byłoby nie zdradzać, choć wydaje mi się, że nietrudno domyślić się samemu.
George i Anne zamykają się w domu, nikogo do niego nie wpuszczając. Ona nie chce by ktokolwiek, w końcu nawet jej córka, oglądał ją w chorobie; a on czuje się za nią odpowiedzialny, więc godzi się na wszystkie jej prośby. Tworzą swój wyizolowany świat, którego nikt nie pojmuje; George fizycznie jest zdrowy, ale wydaje się, jakby chorował z Anne. Mało tego, bo nawet brzydnie razem z nią, coraz bardziej z każdą sceną.
Jean-Louis Trintignant i Emmanuelle Riva stworzyli fantastyczne kreacje. George jest człowiekiem o wielu twarzach, dokładnie takim, jakim widziała go Anne – dobrym potworem. Trintigant zbudował postać, która nie jest wyłącznie kochającym, oddanym mężem; ale mężczyzną momentami agresywnym i nieprzejednanym. Trudno nawet jednoznacznie określić, czy przeraża go ból, jaki odczuwa jego umierająca żona, czy też kieruje się tym, jak bardzo sam jest nią zmęczony. Dualizm tej postaci objawia się kilkakrotnie, choćby w scenie polowania na gołębia, która w swej prostocie jest doskonale ujmująca.
Z kolei Riva jest idealną Anne – kobietą z klasą, poukładaną i wyważoną, bardzo dumną; nie gorszą też w ukazywaniu fizycznej brzydoty, w końcu nawet odstraszającą.
Uderzająca gwałtownością obrazu wyłącznie na samym początku, potem już staje się Miłość coraz lżejsza i odprężająca – ale tylko wizualnie, bo jednak to, co dzieje się w pozornie uporządkowanym obrazie, jest w istocie potworną wizją schyłku życia.
Taka jest starość w percepcji Hanekego, zresztą siedemdziesięcioletniego już artysty. Ciągnące się w nieskończoność ujęcia z codzienności Georgesa i Anne, ospałe ruchy kamery, kadrowanie detali, zamiast planu ogólnego – wszystkie techniczne posunięcia Hanekego, są metaforą tego, o czym opowiada. To rodzaj metafilmu, ale subtelnie dozowanego, kadr po kadrze. Wydaje się, że reżyser znów porusza sprawy społeczne, ale jednak Miłość to film bardziej prywatny, intymny. Nie ma w nim obrazów społecznego linczu, z jakim mogliby spotykać się starsi ludzie; brak też dywagowania o materialnej biedzie.
Muzyka w tym filmie odgrywa znaczną rolę, nie tylko ta, która daje się słyszeć w soundtracku, ale również ta, której słuchają jego bohaterowie. I choć w Pianistce muzyka była raczej ogniwem zapalnym dla fascynacji i nieporozumień fabularnych; tak w Miłości jest głównie nośnikiem wspomnień i sentymentów. Wybiera jednak znów reżyser Schuberta (m.in. Impromptu, Opus 90) oraz Beethovena (Bagatelle, Opus 126).
Nie o fabułę chodzi tym razem Hanekemu, mistrzowi zaskoczenia i napięcia – gdyby tak było, nie zdradzałby zakończenia już na początku. Istotnie, na tle pozostałych jego dzieł, Miłość jest prostym obrazem, ale czy nie taki właśnie był zamysł reżysera? Krytyka zarzuca mu posługiwanie się zbyt prostym językiem filmowym, oczywistości i nachalną przejrzystość przesłania, ale kiedy u progu dwudziestego wieku David Linch wyreżyserował Prostą historię - ta sama krytyka suszyła mu głowę. Czy nie należy dać wielkim mistrzom odpocząć od jarzma ich własnego geniuszu? Przecież oni sami, robiąc takie akurat, odstające od dotychczasowych, filmy, próbują nie ulegać szufladkowaniu. Te zabiegi nie są z pewnością przypadkowe, ale służyć mają raczej interpretacji filmu. Musi to być powód – przecież na tle gwałtownych, zaskakujących, dynamicznych filmów, Miłość jest nie tylko spokojnym dramaturgicznie, ale też dokładnie takim, jak jego temat. Haneke opowiada więc o starości, nie samą fabułą, ale też sposobem montażu i grą dramaturgii. Jeśli widzowie poczują się znużeni tym, co dzieje się na ekranie – to znaczyli, że połknęli haczyk – rozumieją już, jak wygląda schyłek życia dwojga ludzi, których świat zamyka się w czterech ścianach mieszkania.
© Karolina Obszyńska
Miłość, reżyseria i scenariusz: Michael Haneke
gatunek: dramat
produkcja: Austria, Francja, Niemcy
Obsada: Jean-Louis Trintignant, Emmanuelle Riva, Isabelle Huppert, William Shimell, Ramón Agirre, Rita Blanco, Carole Franck
Premiera: 2 listopada 2012 (Polska), 20 maja 2012 (świat)
Dystrybucja: Gutek Film