Podróż po Moskwie pełnej miłości i przypadkowych spotkań, czasem brutalnej, która jednak łzom nie wierzy...
...czasem w rytmach jazzu, a czasem z psem-kosmonautą przy nodze, by potem udać się na wieś i potem jeszcze dalej, na Syberię, gdzie i codzienny uśmiech, i codzienna walka z naturą, wspólne życie człowieka i przyrody – taką podróż można było odbyć z rosyjskimi filmami.
Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską jest organizowany przez fundację WSPIERAM we współpracy z Europejską Agencją Reklamową oraz firmą dystrybucyjna 35 mm. Jego celem jest – jak brzmi informacja na oficjalnej stronie – zaprezentowanie jak najszerszej publiczności największych osiągnięć rosyjskiej kinematografii. Podczas Festiwalu pokazywane są zarówno dzieła mistrzów kina rosyjskiego, jak i produkcje młodego pokolenia reżyserów, a także filmy dla dzieci. Jego 5 już edycja gościła w 39 polskich miastach.
9 marca na siedem dni zagościła do krakowskiego Kina po Baranami (41-szym i ostatnim miastem na trasie Sputnika będzie Ostrowiec Świętokrzyski). W Krakowie pokazano dziesięć filmów, najstarszy z roku 1924, najnowszy z 2011. Szczególnymi wydarzeniami festiwalu były: pokaz filmu Aelita Jakowa Protazowa, pierwszego rosyjskiego filmu science fiction, z muzyką na żywo w wykonaniu Marcina Prokaluka oraz specjalna edycja Baranków Dzieciom, tym razem pod nazwą Baranki w Rosji, w ramach której pokazano Konika Garbuska. Definitywnym końcem festiwalu będzie zaś koncert polsko-rosyjskiego zespołu Samokhin Band, który odbędzie się 1 kwietnia w klubie Lizard King.
Przy okazji przeglądów filmów spod jednej flagi często zadajemy sobie pytanie typu: co ten przegląd mówi nam o tym kraju? Albo: co nam mówi o kinie tego kraju? Albo jeszcze: co nam mówi o tamtym społeczeństwie? Myślę, że akurat w przypadku Rosji te pytania byłyby zupełnie bez sensu, ponieważ z góry skazywałyby zadającego je na porażkę nieotrzymania odpowiedzi. Jedyne bowiem co nam Sputnik ogólnego o Rosji może powiedzieć to to, co i tak wiemy, a mianowicie, że Rosjanie i ich filmy są tak różni, jak różne strefy czasowe i klimatyczne w tym wielkim kraju. Dlatego nie warto uogólniać, lepiej zastanowić się nad tymi konkretnymi filmami i nad tym, jakie twarze Rosji i Rosjan właśnie one nam pokazały.
Я люблю тебя!
O miłości było wiele, a najwięcej w filmie miłości w całości oddanym – Moskwo, kocham cię. Najpierw powstał Zakochany Paryż, potem Zakochany Nowy Jork, w planach jest m.in. Jerozolima i Szanghaj. Jest więc i Moskwa, której w planach nie było, ale Jegor Konczałowski w następstwie niewzięcia jego etiudy do Zakochanego Paryża (przyczyn nie znam) postanowił pomysł przenieść do stolicy Rosji. Mamy więc 18 etiud filmowych 18 reżyserów (m.in. Artyom Mikhalkov, Georgi Natanson, Ivan Okhlobystin, Oleg Fomin, Vera Storozheva, Alla Surikova, Konczałowski), każda trwająca około 5 minut. Elena Kurant (Rosjanka mieszkająca w Polsce, która przed niektórymi pokazami opowiadała widzom o filmie) mówiła, że temu obrazowi zarzucano głównie brak obiektywizmu, realizmu i brak prawdziwej Moskwy. Elena Kurant filmu broniła, bo to film o miłości i zakochaniu, które przecież ani realne, ani obiektywne nie są. Możliwe. Ja mam w stosunku do tego filmu inny zarzut: mnie to bardziej przypominało zakochaną Pragę niż Moskwę. Większość filmów opierała się na humorze i dowcipie sytuacyjnym, prosto, lekko i trywialnie. Dużo było zamierzonego kiczu, za często bawiono się montażem (dzielenie obrazu, kolorowanie obrazu, komiksowe chmurki itp.), wiele było bajkowo-kabaretowych postaci. Zabrakło mi w tym wszystkim rosyjskiej duszy. Nie wiem, może specjalnie, może rosyjska dusza jest od cierpienia, a to miał być radosny film o radosnym uczuciu, więc jarmark zamiast opery. Może. Parę filmów było dobrych, ja za najlepszą uznaję historię snajpera/płatnego zabójcy, który mierząc do celu (jakiś biznesman-mafioso-polityk) zauważa, że parę metrów dalej kierowca wciąga do samochodu małą dziewczynkę. Główny bohater musi wybrać, czy uśmierci cel, zakończy misję i pójdzie swoją drogą, czy też uratuje dziewczynkę, co sprawi, że zobaczą go ochroniarze celu i pewnie nie omieszkają zastrzelić. Ciekawy pomysł, wykonanie bez zbędnych dodatków – dobra etiuda.
Ani kabaretowości, ani też braku realizmu absolutnie nie można zarzucić kolejnemu filmowi o Moskwie i miłości – Moskwa nie wierzy łzom. Zresztą temu filmowi trudno zarzucić cokolwiek. Zdobywca Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny w 1981 roku wyreżyserowany przez Władimira Mieńszowa to chyba najbardziej znany film Sputnika w Krakowie. Tak zwana klasyka. Ale nie w stylu Tarkowskiego, Kałatozowa, czy dawnego Michałkowa. To typowy film obyczajowy pokazujący kawał życia bohaterów (film trwa 139 minut). Nie ma tu symboliki ani patosu, bo po prostu by nie pasowały. Jest natomiast wszystko na miejscu: dialogi, montaż, scenografia, muzyka, gra aktorska (Alieksiej Batałow!). Uważam, że każdy, kto chce robić kino obyczajowe, powinien ten film zobaczyć, jest on dowodem na to, że takie kino (bez filozofii i metafizyki) też może być wybitne. Wielki film o codzienności zwykłych ludzi. A moskiewska miłość tutaj i w Mosko, kocham cię – bez porównania.
Jesień Andrieja Smirnowa to opowieść o dwójce kochanków, którzy kiedyś się znali i kochali, ale nie zeszli i teraz ona-rozwódka oraz on-żonaty wyjeżdżają na tydzień z Leningradu, by spędzić razem romantyczny i wiejski czas, wspominając przeszłość i bijąc się z planami na przyszłość. Ten film łączy w sobie humor z obyczajowością. Choć momentami trudno powiedzieć, czy zachowanie wiejskiej rodziny, u której mieszkają albo zwariowanej przyjaciółki głównej bohaterki to żarty, czy tylko my je tak odbieramy ze względu na odstępstwa od znanej nam miejskiej stabilizacji. Żartem mogą też być patetyczne momenty, gdy poważna muzyka, jej płacz, jego uczucia przypominają bardziej sceny z ekranizacji pozytywistycznych lektur szkolnych niż z prawdziwego klasycznego romansu. Może to specjalnie ta ironia, a może po prostu wszystko jest serio i życie takie bywa, że czasem jest wielkie uczucie ze łzami i deklaracjami, a czasem sytuacje jak z dobrej komedii. Film na pewno warty obejrzenia, z Leonidem Kułaginem i Natalią Rudnają, którzy pozostają w pamięci.
Счастливые люди
Najbardziej radośni wydawali się być bohaterowie większości etiud z Moskwo, kocham cię. Śmiali się, brykali, ale radość i śmiech to nie całkiem szczęście. Bohaterowie dokumentu Dmitrija Wasiukowa i Wernera Herzoga Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze są spokojni, pokorni wobec ogromu świata, często milczący. Z ich oczu natomiast oraz z delikatnego uśmiechu bije szczęście z kategorii spełnienia. Są łowcami, traperami, spędzającymi większość roku w syberyjskiej tajdze ze swymi wiernymi psami, polując, naprawiając chatki, które służą im za dom, łowiąc ryby w przeręblu, jeżdżąc na śnieżnym skuterze lub własnej roboty nartach. Ci ludzie są częścią natury, przyrody, ingerują w nią na tyle, na ile ingerować potrzebuje każdy żywy organizm, czyli na tyle, by przetrwać, by żyć. Nie biorą za dużo, nie niszczą niepotrzebnie, wykorzystują, co się da, a jedyny element nowoczesności w ich długich zimach to skuter i piła mechaniczna. Choć i tak najlepszy jest młotek z klinem, bo nic tak równo nie wytnie deski potrzebnej do wykonania nart. Zastawiają łowieckie pułapki wymyślone jeszcze przez ich pradziadów, w rodzinnej wiosce (300 mieszkańców) robi się łodzie z drzew, narzędzia w kuźni i lalki nocą chroniące domostwa. Przede wszystkim, co cały czas podkreślają, są wolni. Robią to, co chcą i kochają, nikt im nie rozkazuje, nie używają pieniędzy, podatków, rachunków, regulaminów, jedyne prawo obowiązujące to moralny kodeks w głowie. Nigdzie się nie spieszą, nie mają setek materialnych pragnień i egoistycznych dążeń, współpracują z otoczeniem z pełnym do niego szacunkiem. (Ciekawostka: jeden z traperów nazywa się Tarkowski i tak, jest krewnym tego Tarkowskiego.)
Zawracając słowo szczęście na tory śmiechu i humoru, przejdę do filmu Stworzył nas jazz. Temat na pozór nie za radosny, bo o tym, że władze ZSRR krzywo patrzyły na ludzi uprawiających burżuazyjną sztukę o nazwie jazz (do 1953 r. jazz, nawet gra na saksofonie, były zakazane). Jednak dzielny Konstantin (pianista, zapalony miłośnik jazzu) zbiera jazzband i gra, ile się da. Jazzband przypomina bardziej trupę cyrkową niż koncert w nowojorskiej piwnicy, ale dzięki temu mamy komedię. Obok komedii zaś jest nostalgia, o której wspomniała Elena Kurant, a która towarzyszy wielu współczesnym rosyjskim reżyserom kręcącym filmy o czasach przeszłych. Bikiniarze czy Dom słońca to tęsknota za przeszłością oraz poszukiwanie utraconych wartości. Podobnie jest u Karena Szachnazarowa, który w planach ma nakręcenie sequelu. Na największe uznanie w tym filmie zasługuje muzyka Anatolija Krolla. Jest to jazz radosny, swobodny, bardziej rozrywkowy i bandowy niż Miles Davis czy John Coltrane. Jest idealny do filmu i świetnie nadaje się też do słuchania na co dzień – wszystkim lubiącym jazz (i nie lubiącym też) polecam!
Muzyka jest również jednym z lepszych elementów jednego z ciekawszych filmów Sputnika – Obojętność Olega Fliangolca. Film jest czarnobiały, stylizowany na lata 60., akcja dzieje się w Moskwie i trochę w kosmosie. Mamy zakochanego Pietię, jego wybrankę, jego kumpli i jego wrogów oraz psa-kosmonautę. Jest romans, czarny humor, rozmowy przy wódce, trochę animacji i dobre, nienachlane zdjęcia. Ogólnie ładnie przemawiająca i intrygująca, lekko flegmatyczna obojętność. Trochę w stylu kina skandynawskiego, trochę minimalizm Jarmuscha… film ten zdecydowanie wyróżnił się na tle innych obrazów (oczywiście poza Moskwa nie wierzy łzom, ale to inna kategoria) i warto nań zwrócić uwagę. Nie byłoby błędem wprowadzenie go do dystrybucji kinowej.
Кремень
Mogłoby się wydawać, że Sputnik w Krakowie opływał w radość i zakochanie. Mogłoby, ale co to, to nie. We współczesnym kinie rosyjskim wiele jest przemocy, naturalizmu, zła i dosłownego pokazywania ludzkiego zezwierzęcenia. Wystarczy zerknąć w filmografię Aleksiej Bałabanowa (m.in. Ładunek 200). Syberia. Mon amour też jest takim filmem. Wbijającym w fotel, wywołującym przekleństwa na ustach i westchnienia z napięcia. Slava Ross pokazuję parę ładnych obrazów, motywów, zachowań, ale nie pozwala na złudzenia. Krew, gwałt, zbrodnia, przemoc, niegodziwość – to główne kadry jego filmu. Miejscem akcji jest surowa ziemia syberyjskiej tajgi. Ta sama, na której mieszkają „Szczęśliwi ludzie”. Ale jakże inna. Tamci współpracowali z naturą. Na tych na każdym kroku czyhają wściekłe, żądne mięsa psy i wilki. Jeśli one ich nie dopadną, zrobią to ludzie stale gotowi do ataku. Na tej Syberii się walczy. Walczy ze zwierzętami, z ludźmi, ale też z samotnością i pustką. W dokumencie Wasiukowa ludzie ustawieni byli w stosunku do natury i innych z otwartymi rękoma, czujnie, ale z szacunkiem i pokorą. U Rossa ludzie stoją z naładowanymi strzelbami i naostrzonymi nożami. Dla nich nie ma opcji równowagi, albo oni, albo my, inna możliwość nie istnieje. Zło jest tu wyraźne i tylko czasem – ważne, że w ogóle – dobro prześwita, czasem, na chwilę w przerwie permanentnej walki o przetrwanie.
Jak bohaterowie Syberia. Mon amour walczą w syberyjskich lasach, tak Anton z filmu Słowo jak głaz Aleksieja Mizgiriowa walczy w lesie moskiewskim. (W czterech z dziesięciu filmów akcja dzieje się w Moskwie, w piątym częściowo.) Chłopak z głębokiej prowincji po odbyciu służby wojskowej rusza do stolicy w poszukiwaniu szczęścia i dziewczyny. A tu też na każdym kroku ktoś lub coś na niego czyha. By okraść, wyłudzić, pobić, wykorzystać. Ci, którzy powinni porządku pilnować i prawa strzec, pierwsi stoją w kolejce do jego łamania. Moskwa jest pokazana jak współczesna Sodoma i Gomora razem wzięte. Brudna, skorumpowana, z ludźmi, dla których ważny jest tylko wyścig po sukces, najlepiej depcząc pozostałych. Moskwa rządzona przez pieniądz gnije i, choć film nie na leży do najsprawniejszych, to warto odnotować i takie współczesne na to miasto drogich apartamentów, ekskluzywnych sklepów i najlepszych samochodów spojrzenie.
Na wstępie napisałam, że Rosja jest różna, różni są Rosjanie na tej wielkiej przestrzeni i że wszyscy to wiemy. Może nie jest to dla nas oczywiste cały czas, ale warto, gdy myślimy czy dyskutujemy o Rosji, o tym pamiętać. Filmy wybrane na Sputnik w Krakowie swą różnorodnością w tematyce, technice, latach powstania, ale też jakości wykonania, nam o tym przypominają, układając się w ciekawą podróż po miejscach kraju mającego 17.075.400 km² oraz 143.030.106 mieszkańców.
Anna Wyrwik