„Łono” to film, w którym tak jak splatają się gatunki – głównie science fiction i dramat – tak też splatają się pytania: Czy jesteśmy wyjątkowi? Gdzie są granice życia i etyki? Czym różni się miłość do matki/dziecka od miłości erotycznej? Czy miłość może przetrwać śmierć?
Rebeka, czekając w samotności na rozwiązanie, wspomina, jak w dzieciństwie spotkała Thomasa. Łączy ich coś, co chcielibyśmy nazwać miłością, ale nie mamy pewności, czy wypada tak mówić o uczuciach dzieci względem siebie. Zupełnie inaczej wygląda ich wspólne spotkanie dwanaście lat później. Okazuje się, że nie tylko cały czas pamiętali o sobie, ale także o drobnych szczegółach związanych z wydarzeniami z przeszłości. Stają się parą i wtedy Thomas umiera.
Rebeka podejmuje decyzję o sklonowaniu swojego ukochanego.
Decyzja ta nie jest oczywiście do końca przemyślana. Mówiąc kolokwialnie, płynie prosto z serca. Racjonalna postawa rodziców Thomasa nie jest dla niej do zaakceptowania.
Taka fabuła pozwala węgierskiemu reżyserowi Benedekowi Fliegaufowi (Mleczna droga, Dealer) zbudować film będący rozważaniami na wiele różnych tematów. Mamy tutaj miłość, która próbuje wygrać ze śmiercią, ale jednocześnie zastanawianie się, jak dalece o nas decydują geny, wychowanie itd. Czy nic nie podejrzewający „nowy” Thomas ma wgraną w głowę matrycę z idealną kobietą? Wiele scen wskazuje na jego erotyczne zainteresowanie matką, wiele scen wskazuje na to, że Thomas nie patrzy na Rebekę okiem syna.
Ważny w Łonie jest także problem bycia kopią. Społeczeństwo zdaje się do sklonowanych ludzi odnosić z rezerwą, z nienawiścią. Zdają się ich traktować jak nieludzi. Czy faktycznie nie mają duszy? Ciekawie wygląda również konfrontacja życia ludzkiego z życiem ślimaka, traktowanego przez dzieci prawie jak osoba; lub zabawki – w scenie, w której dwójka chłopców zasypuje ją ruszającą się jeszcze pod ziemią, wydaje nam się, że przez chwilę jej współczujemy.
Z tych tematów rodzą się następne. Jedne problemy zostają rozwiązane, inne jednak zdają się tylko sygnałami, głosami w niezakończonej dyskusji. Finałowe zachowania/decyzje bohaterów nie są, bo nie mogą być oczywiste.
*
Film Benedeka Fliegrafa rozgrywa się głównie w nadmorskiej scenerii plaż Morza Północnego. Sam reżyser podkreśla, że chciał „uzyskać ponadczasowe, spokojne, ale mocne tło”, które miało widzowi pomóc w zastanawianiu się nad przedstawioną historią.
Niezwykle ważnym elementem jest w Łonie także praca kamery. Pozornie obraz określa minimalizm. Nie dostajemy żadnych fajerwerków, ale za to długie znaczące ujęcia. Ślimak pokonujący blat stołu. Ruchoma zabawka zakopywana przez chłopców. Symetrycznie podzielone ścianą dwa pokoje z dwoma „różnymi” kobietami. Zresztą reżyser podkreślał:
Pracowaliśmy w węgierskim stylu, co oznaczało, że autor zdjęć jest najbliższym współpracownikiem reżysera. Nie tylko w kwestiach związanych z obrazem, ale także przy analizowaniu scenariusza, castingu i scenografii. Nie pamiętam, żeby zdarzyło mi się podjąć jakiejkolwiek decyzji artystycznej bez udziału Petera Szatmariego.
Częstokroć relacje między poszczególnymi postaciami poznajemy właśnie dzięki obserwacji, w scenach pozbawionych dialogów.
Powolnie prowadzona narracja ubarwiona zostaje brakiem muzyki.
Nie licząc oczywiście pojedynczych dźwięków.
To właśnie spowodowało, że spora część odpowiedzialności za efekt przeniosła się na aktorów. Trzeba przyznać, że wywiązali się z zadania. Eva Green – znana głównie z roli w Casino Royale i Marzycieli – grając starszą Rebekę, konsekwentnie buduje swą postać. Zamknięta w sobie, niepewna, jakby zawstydzona. Uśmiecha się, ale to podkreśla jej odrębność od reszty świata. Zresztą także jej domek na plaży uwidacznia jak dalece pozostaje różna. Jednocześnie wszystkie aspekty jej gry uwidaczniają bezgraniczne poświęcenie się miłości do Thomasa.
To nie przeszkadza Evie Green zagrać Rebekę szarpaną silnymi emocjami, kiedy świat zewnętrzny ze swoją nietolerancją względem kopii – jak niektórzy nazywają klony – próbuje zniszczyć sumiennie budowaną sielankę.
Dobrze spisała się także młodsza wersja Rebeki – Ruby O. Fee. Ustępuje co prawda Tristan Christopher – odtwórcy roli dziesięcioletniego Thomasa. Benedek Fliegauf przyznaje, że młodzi aktorzy zaangażowali się w odgrywanie postaci i że pracowało się z nimi to była przyjemność.
Efekty widać na ekranie.
Właściwie w całym Łonie nie znajdziemy źle zagranej roli. Nawet te epizodyczne – dziewczynka z królikiem, matki innych dzieci – wydają się dopracowane, jakby były nie tylko filmową postacią, ale osobą z całym bagażem doświadczeń.
*
Łono to film dobry. Może nawet bardzo dobry. Dopracowany i przemyślany. Nie można jednak go polecić każdemu. Osoby, które lubią, gdy świat przedstawiony buduje się głównie w oparciu o fabułę i dialogi, mogą się znudzić. Ci jednak, którzy potrafią zagłębić się w liryczność obrazu i subtelne rozkładanie akcentów między poszczególne elementy – mogą być zadowoleni.
© Michał Domagalski
Łono (org. Womb)
Romans, S-F, Dramat
Niemcy/Węgry/Francja 2010, 107 min.
Reżyseria i scenariusz: Benedek Fliegauf
Zdjęcia: Péter Szatmári
Muzyka: Max Richter
Producent: Roman Paul, Gerhard Meixner, Andreas Muhi
-----------------------------------------------------------------------------------
Wypowiedzi Benedeka Fliegrafa zgodnie z materiałami dystrybutora AURORA FILMS SC