Mniej niż zero? „Cube Zero”!

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria kino · 21 listopada 2011

W jednej ze scen „Kung Fu Pandy” mistrz Shifu stwierdza: „Teraz już jest poziom zero”. I myślę, że gdyby obejrzał dzieło Erniego Barbarasha, powtórzyłby tę kwestię. A może nawet zaśpiewałby refren znanej piosenki Lady Pank.

Dziesiąta muza zna nie tylko przypadki, kiedy w przypływie euforycznego uniesienia po jakimś dziele, a częściej po sukcesie finansowym, powstają kolejne części bądź to opowiadające dalsze losy bohaterów – jak w Terminatorach – bądź wykorzystujące pewien schemat fabularny 

– wystarczy przypomnieć pięciokrotnie podejmowaną próbę oszukania przeznaczenia. Dziesiąta muza zna również przypadki, kiedy paradoksalnie późniejszy film przedstawia nam wydarzenie będące z punktu widzenia czasu akcji wcześniejsze. Najczęściej twórcy sięgają w tym celu po przeróżne retrospekcje – niektóre sekwencje w kolejnych Koszmarach z ulicy Wiązów. Zdarza się jednak, że kontynuacja staje się pozornym prologiem, co nieprzypadkowo znajduje swój wyraz w drugich członach tytułów: Początek – jak w Egzorcyście lub Wstrząsach IV. Podobny los spotkał historię opowiedzianą przez Vincenzo Natali w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.

 

Sześcian już w kontynuacji dokonanej przez Andrzeja Sekułę stracił swój wyraz, bo zamiast chaosu rządzącego światem dostajemy zalążki teorii spiskowej, które to Cube krytykował i w pewien sposób ośmieszał. Podczas oglądania wersji Zero ma się wrażenie, że twórca scenariusza, będący niestety równocześnie reżyserem, Ernie Barbarash, popadł w jakąś obsesję. Idzie jeszcze dalej, a właściwie cofa się.


Pytanie, czy tylko do punktu zero.


Ktoś obserwuje zachowania ludzi zamkniętych w kostce, która na tle poprzednich realizacji prezentuje się topornie, ciężko i prymitywnie. Niby wersja wcześniejsza, ale czy to musi oznaczać uboższa estetycznie? Zresztą zakończenie wskazuje, że te późniejsze wg twórców mają wyglądać analogicznie.


Po co obserwuje się tutaj ludzi? To rządopodobne organizacje przeprowadzają eksperymenty. Żeby jednak dopełnić całości okazuje się, że przetrzymują w sześcianie osoby niewygodne politycznie. A na samej górze powinien znajdować się człowiek pokroju Hoovera. Tego póki co nie wiemy, ale może kiedyś powstanie Cube Minus Jeden.


W Cubie Zero oglądamy dwójkę techników obserwujących osoby próbujące zrozumieć świat sześcianu, rozwiązać zagadkowe oznaczenia, ale przede wszystkim pragnące wydostać się ze swoistego więzienia. Widz bawi się więc w podglądanie podglądających, których wiedza o sposobie działania sześcianu przepełnionego pułapkami nie jest również zbyt duża. Ich przewaga nad tymi w środku polega tylko na tym, że patrzą. Wolność ograniczoną mają jeszcze bardziej, bo muszą wykonywać rozkazy, co czyni z nich maszyny i powoduje utratę człowieczeństwa.


Jakoś zbyt łatwo możemy się domyślić, że jeden z nich – młodszy, mniej doświadczony, ale za to uparcie trzymający się wartości moralnych – zbuntuje się. Jakoś tak łatwo się tego domyślamy, że aż razi. Kiedy do buntu dochodzi jego swoiste zauroczenie kobietą w sześcianie, zaczynamy z podirytowanym znudzeniem wątpić w celowość dalszego oglądania tego zera.


Reżyser tak bardzo chciał doprowadzić wszystko do dosłowności, że ukazuje, co dzieje się z tymi, którym szczęśliwie uda się opuścić sześcian. Giną, gdy przecząco odpowiedzą na pytanie o to, czy wierzą w Boga (boga?). A wszyscy ponoć odpowiadają przecząco.


Bez komentarza!


W momencie, w którym ze zbyt naturalną łatwością ów buntowniczy, wszechstronnie utalentowany młodszy technik wskakuje do sześcianu, pojawiają się następni bohaterowie. Ktoś, kto podobnie jak widz obserwował obserwujących i teraz musiał zainterweniować. Wszelkie sekwencje z nimi to przykład nieprzekonujących zabiegów filmowych. Motywacja właściwie kaleka. Gra aktorska na poziomie... zero. Gdy co bardziej wytrwali dotrą do motywu żołnierza sterowanego przez płytkę w mózgu, któremu świecą się na zielono oczy, to parskną śmiechem.

 

Chyba że załamią ręce.

 

Jednym słowem, zero w tytule oznacza, że twórcy cofnęli się w każdej możliwej materii. Tylko szkoda, że zapragnęli zrobić o tym film.

 

 

 

© Michał Domagalski

 

Cube Zero

Kanada 2004;

Thriller, SF;

Reżyseria i scenariusz: Ernie Barbarash;

Czas trwania: 97 minut.