Narastanie napięcia przypomina rozciąganie się błony pęcherzyka balonu podgrzewanego od spodu scenografią, muzyką i grą aktorską.
Seriale nie wliczają się zazwyczaj do kręgu kina wybitnego, jednak przynależność do klasy B nie zawsze stanowi o nijakości tworu, szczególnie kiedy mamy do czynienia z konsekwentną ekranizacją jednego z najbardziej wyjątkowych dzieł w historii literatury. Wladimir Bortko przeniósł na ekrany trzy równoległe historie, splecione ze sobą w genialny sposób przez Michaiła Bułhakowa w Mistrzu i Małgorzacie. Akcja rozgrywa się w latach trzydziestych XX wieku w ateistycznej Moskwie, będącej celem odwiedzin szatana, Wolanda, posiadającego znamiona Mefistofelesa z dzieła Goethego, którym inspirował się autor powieści. Na swojej drodze spotyka poetę, Iwana Bezdomnego. Ten, po tajemniczych wydarzeniach na Patriarszych Prudach trafia do zakładu psychiatrycznego, gdzie nawiązuje liczne rozmowy z tytułowym Mistrzem. Tutaj, oprócz opowiadań o Małgorzacie, pojawia się historia Jeszuy Ha-Nocri i Piłata, a główne wątki w zaskakujący sposób zaczynają się zazębiać.
Niewątpliwym atutem serialu jest plastyczna oprawa akcji, dzięki której widz jest przemocą wciągany w klimat przedwojennej Moskwy. Stare mieszkania z wielkimi, podwójnymi drzwiami, charakterystyczne dla tamtej epoki kolory dominujące wewnątrz budynków i wreszcie typowe, metalowe poręcze powyginane w zawiłe konstrukcje pnących się kwiatów. Tło dla fabuły stanowią również przeobrażone w duchu dawnych czasów ulice, a także perfekcyjnie wykonana charakteryzacja, co w szczególności tyczy się kobiet, oraz stroje. Co ciekawe, rosyjskie kino zdaje się z niebywałą łatwością zaginać barierę czasu, być może dlatego, że w dawnym Imperium Romanowów do dziś istnieją miejsca, dla których XXI wiek jest odległą przyszłością.
Mimo że akcja serialu nie opiera się w zbyt dużej części na ścieżce dźwiękowej, to oprawa muzyczna została doskonale wpleciona w każdą wymagającą podkreślenia sytuację, powodując u widza natychmiastową tachykardię i nieodłącznie związany z tym niepokój, tak jakby właśnie rozgrywające się wydarzenia miały szansę kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób zetknąć się z rzeczywistym światem. Jedną z najbardziej niezapomnianych scen jest ta rozpoczynająca historię, kiedy to okazuje się, że tajemniczy cudzoziemiec przebywał na tarasie u Piłata żyjącego przed dwoma tysiącami lat, a kleciatyj grażdanin nie jest już utkany z powietrza i oto wskazuje Berliozowi drogę, prosząc o parę kopiejek na ćwiartkę wódki.
Jeśli już mówimy o kraciastym obywatelu, na chwilę zastanowienia zasługuje gra aktorska Aleksandra Abdulova, który wcielił się w postać Korovieva, niepozornego pomocnika Wolanda, wchłaniając całą jego szyderczą osobowość, przebierając w niezliczonych ilościach wyrazów twarzy zmieniających się w ułamek sekundy, dopasowując całą swoją formę do okoliczności. Spryt i bezczelność z jaką Fagot porusza się po Moskwie między ludźmi w osobliwy sposób manipulując poszczególnymi bohaterami, wchodzi w skład pakietu usług świadczonych czartowi w charakterze chłopca od brudnej roboty. Mimo teoretycznie drugorzędnej roli Abdulova, tworząc postać Korovieva, nierzadko odciąga on uwagę od istoty problemu danej sekwencji, skupiając na swojej szemranej osobie całą uwagę widza. Razem z Behemotem, kotem niebotycznych rozmiarów dba o to, żeby przedstawienie miało ciąg dalszy, stając się tym samym łącznikiem pomiędzy wydarzeniami.
Powyższe postaci zostały moim zdaniem najcelniej wykreowane, chociaż interesująca jest również Anna Kovalchuk w roli Małgorzaty, być może ze względu na typową urodę okresu międzywojennego, podkreśloną staranną charakteryzacją. Jedną z najbardziej znamienitych scen z jej udziałem jest oczywiście wielki bal u Wolanda i wyłaniający się z ognia zbrodniarze, okrutnicy, ateiści.
Przeniesiona na ekrany historia Bułhakowa posiada swój niepowtarzalny klimat przede wszystkim w oryginalnej wersji językowej. Narastanie napięcia przypomina rozciąganie się błony pęcherzyka balonu podgrzewanego od spodu scenografią, muzyką i grą aktorską. One rozpiętrzają się na wiele odmiennych płaszczyzn odbioru, rozrastają się i oddalają od siebie jak grona galaktyk, żeby w jednym momencie wybuchnąć i po raz wtóry rozprzestrzenić chaos, z którego na nowo wyłaniają się poszczególne wątki. Język rosyjski jest najbardziej pożądanym językiem, w jakim powinno się słyszeć zmyślenie o Mistrzu i Małgorzacie, bo tylko w ten sposób można poznać całokształt dzieła, bez zadowalania się półśrodkami. Zarówno w dziele Bułkahowa, jak i w wytworze Wladimira Bortko kryje się bowiem nostalgia za czymś, co nigdy nie było naszą przeszłością, a jednak na długo pozostanie najlepszą myślą, taką, która przechodzi w osobowość wetkniętą w ciało, które staje się słowem - i na odwrót.
Tytuł: Mistrz i Małgorzata
Tytuł oryginalny - Мастер и Маргарита (Master i Margarita)
Rok produkcji - 2005
Produkcja - Rosja
Reżyseria - Władimir Bortko
Muzyka - Igor Korneliuk
Zdjęcia - Valeri Myulgaut