„Autobiografia Nicolae Ceauşescu” - recenzja (Przystanek Rumuńskiego Kina)

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria kino · 8 czerwca 2011

Trzeci dzień (Niedziela, 5 czerwca) w Kinie Muza dla amatorów rumuńskiej kinematografii oznaczał przede wszystkim spotkanie z trzygodzinnym dokumentem o Nicolae Ceauşescu. Kluczem do filmu Andrei Ujică jest tytuł. To właśnie on podpowiada sposób interpretowania tego dzieła.

Autobiografia Nicolae Ceauşescu stanowi zbiór archiwalnych materiałów, ale nie

 takich, do których od upadku komunizmu w Rumuni i od egzekucji na wieloletnim dyktatorze oraz jego żonie przywykliśmy. Twórcy filmu nie ukazują nam terroru i absurdalnych pomysłów dyktatorskich (a takim był w komunistycznej Rumuni chociażby absolutny zakaz aborcji i stosowania prezerwatyw), nie powtarzają porażających klisz, ale oddają głos samemu Nicolae Ceauşescu. A właściwie wyobrażeniu, jakie po sobie zostawił. To projektowane „ja” przez twórców, ale po części i samego zainteresowanego za życia, staje się tutaj narratorem, selekcjonerem kolejnych scen z obficie udokumentowanego przebiegu jego rządów.

 


Gdzie mieści się czas narracji?


Oczywiście jeszcze za życia. Już niewiele go wówczas zostało, bo widzimy Nicolae Ceauşescu podczas przesłuchania 25 grudnia 1989. Tego dnia razem z żoną, która siedzi obok niego, zostaną rozstrzelani. Wokół samej egzekucji urosło pełno pogłosek i legend. Wróćmy jednak do filmu. Pojmany dyktator podczas naprędce zorganizowanego procesu odmawia jakichkolwiek zeznań. Zaznacza równocześnie, że to, co się wydarzyło, to jakaś maskarada.

 

Patrząc na niego, można odnieś wrażenie, że ciągle wierzy w oficjalnie głoszone przez siebie poglądy.


Ten moment wykorzystał Andrei Ujică. Z tego miejsca dostaniemy opowieść Nicolae Ceauşescu o sobie samym. Zbiór materiałów udowadniających, że był człowiekiem wielkim, kochanym przez miliony, podejmowanym w wielu różnych krajach. Kimś, z kim trzeba było się liczyć w drugiej połowie XX wieku.


Zaczynamy od momentu przejęcia władzy, a konkretniej od pogrzebu Gheorghe Gheorghiu-Dej, od którego śmierci miną trzy dni i na stanowisko I sekretarza Rumuńskiej Partii Robotniczej dostanie się Nicolae Ceauşescu. Na cóż mu rozpamiętywanie rozbudowanej do długiej sekwencji śmierci swojego poprzednika? Czyżby nasz dyktator chciał przypomnieć, że był kontynuatorem szanowanego przez ludność – licznie przybyłą na pogrzeb – człowieka? I że sam z uczuciem wspomina tę postać?


Tak możemy to odebrać.


Uwertura do zachwytu nad sobą samym. Od teraz będziemy widzieć przeróżne przemówienia nowego Wodza. Kiedy wprowadza zmianę nazwy partii, gdy odwiedza Stany Zjednoczone... Wiwatujące tłumy nie tylko we własnym kraju, ale np. w Chinach, w Korei Północnej... Oklaski! Oklaski! Oklaski! Spotkania na szczycie, ale także wychodzenie do ludu, dbanie o to, żeby wypiekano dobry chleb. Widzimy naszego bohatera, jak wchodzi do piekarni, w której już wszyscy na niego czekają i maca kolejne bochenki. Widzimy go, gdy nadzoruje budowę i projektowanie całego miasta. W końcu nie bez powodu nazywano mnie „Słońce Nadziei” – zdaje się mówić.


Z drugiej strony to twardziel umiejętnie walczący o sprawy swojego kraju! Zresztą wyróżniający się buntowniczą postawą wobec ZSRR, o czym przypomina nam sam przemową krytykującą wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji w 1968. Lubiany także przez USA, w końcu Rumunię odwiedzał prezydent tego kraju i sam Nicolae Ceauşescu udał się z rewizytą.


Czy taki Ziemski Bóg panujący niepodzielnie nad swym krajem od 1965 do 1989 słusznie staje przed szybko zorganizowanym sądem? Czy to właśnie chce nam powiedzieć ten film? Że Nicolae Ceauşescu to dobry wujek, którego źli ludzie skazali na śmierć?


Nie trzeba przyglądać się zbyt uważnie, aby wiedzieć, że sprawy mają się odwrotnie.
Nasz bohater i narrator, pokazując nam kolejne piękne sceny ze swego życia, dokonuje brutalnej zdrady na samym sobie (ang. irony of self-betrayal). Na czym miałby ów zabieg polegać?

 

„Samo jednak pojęcie <<ironii zdrady na samym sobie>> zakłada, że <<ponad>> podmiotem w dosłownym sensie mówiącym, wygłaszającym monolog, znajduje się inna instancja nadawcza — ktoś, kto, żeby tak rzec, zatrudnia monologistę, pozwala mu przemawiać i w trakcie monologu wmanewrowuje go w sytuację, która go demaskuje. Ten <<wyższy>> nadawca jest właściwym partnerem odbiorcy wpisanego w drugi poziom lektury: obaj są osobnikami myślącymi, którzy, mówiąc obrazowo, mrugają do siebie nawzajem porozumiewawczo ponad głową prymitywnego mówcy. Właśnie ten nadawca pełni teraz rolę Ironisty: jako taki, nawiązuje nić pośredniego porozumienia ze swoim Słuchaczem przez to, że czyni podmiot mówiący wiersza nieświadomą Ofiarą <<ironii zdrady na samym sobie>>, z której tylko Ironista i Słuchacz zdają sobie sprawę.”

 

(Barańczak St. Cnota, nadzieja, ironia, w: tegoż Tablica z Macondo. Osiemnaście prób wytłumaczenia po co i dlaczego się pisze, Aneks, Londyn 1990)

 

Jakie sygnały w przypadku Autobiografii Nicolae Ceauşescu daje Odbiorcy Ironista? Jak do nas mruga? Otóż wystarczy przyjrzeć się, jak Opowiadacz macha z ekranu. Gest ten pozwala go skojarzyć z nie do końca sprawnym intelektualnie. Poza tym chwalenie się kąpielami w morzu w towarzystwie żony też wypadają dwuznacznie. Może i się pan pochwalił, ale... Całość uzupełnia scena gry w siatkówkę, kiedy to wszyscy widzowie wybuchnęli śmiechem, obserwując niezbyt udane próby przebicia piłki dokonywanych z idiotycznym zapałem przez naszego Geniusza Karpat.


Zresztą cała duma ze swoich dokonań i niezbyt skromne przechwalanie się uwielbieniem tłumu zdradza go wystarczająco.


Pozostaje tylko pytanie, czy jest to film potrzebny? Ważny w dwadzieścia lat po upadku komunizmu? Dający coś widzowi, skoro po Nicolae Ceauşescu pozostała pewnie wyłącznie nagrobna płyta (są tacy, którzy twierdzą, że nie został pod nią pochowany)? Odpowiedź znajdziemy w innym filmie zaprezentowanym z okazji Przystanku Rumuńskiego Kina, w Kapitalizm – nasza ulepszona formuła.


To właśnie w nim możemy usłyszeć, że obecnie wcale nie jest trudno odnaleźć ludzi twierdzących, że za Nicolae Ceauşescu było lepiej. I choć nam, Polakom oglądającym spokojnie kolejne rumuńskie filmy, trudno jest zawyrokować, to drzemie w nas przeświadczenie, że doświadczenie Rumunów ma wiele cech wspólnych z naszym. Czasami jest to niestety nostalgia za czerwoną flagą, która omija wszystko to, co i sam Nicolae Ceauşescu ominąłby zapewne, pisząc swoją autobiografię.

 

© Michał Domagalski

 

Autobiografia Nicolae Ceauşescu, reż. Andrei Ujică
rum. Autobiografia lui Nicolae Ceauşescu, ang. The Autobiography of Nicolae Ceauşescu
Rumunia/Niemcy, 2010, 180 min., dokument
Scenariusz: Andrei Ujică
Zdjęcia: Vivi Drăgan Vasile