Jak chcę gwizdać, to gwiżdżę - recenzja. (Przystanek rumuńskiego kina)

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria kino · 3 czerwca 2011

Kino Muza w Poznaniu w ramach „Przystanku rumuńskiego kina” zaprezentowało „Jak chcę gwizdać, to gwiżdżę” – to film pełen emocji, który warto było zobaczyć.

Pozornie mogłoby się wydawać, że film po prostu w surowy sposób pokazuje poprawczak i przebywających w nim młodzieńców. Życie głównego bohatera to nie tylko praca w polu przy układaniu siana, wapnowaniu drzew. To nie tylko przepychanie się ze współwięźniami między podrapanymi metalowymi łóżkami. Życie Silviu nie ograniczają siatki i druty. Problemy, z którymi walczy wydają się jednak nikogo nie interesować.


Głównego bohatera poznajemy, gdy zadowolony czeka dnia, kiedy wreszcie będzie mógł opuścić poprawczak i wrócić do brata. Przyglądamy się mu, gdy

 radośnie razem z innymi skazanymi śpiewa piosenki. To pozornie sielankowe wyczekiwanie zostaje gwałtownie przerwane. Silviu odwiedza młodszy brat, który przynosi niepokojącą informację o powrocie matki. Chce ona zabrać syna do Włoch. Ta wiadomość staje się początkiem tragicznych wydarzeń.


Nie wiemy jeszcze, dlaczego bohaterowi trudno pogodzić się z decyzją matki, dlaczego chciałby zostawić przy sobie brata. Widzimy, że coś go niepokoi. Umiejętnie zostaje to pokazane widzowi, zmuszonemu do obserwowania, jak Silviu krąży między drutami bez celu, jak uparcie stara się otrzymać od współwięźniów telefon. Zdajemy sobie sprawę, że szarpiące nim uczucia są bardzo silne, gdyż ryzykuje nawet pobicie przez strażników i bez mała wydłużenie odsiadki.


Łatwo zauważyć, że miejsce, w którym znalazła się cała młodzież, nie spełnia swojego zadania. Nikt nie ma zamiaru zastanawiać się nad przyczynami postępowania tych osób, nie chce rozpoznać ich prawdziwych problemów. Możemy oczywiście za wyjątek uznać postępowanie naczelnika, który drze kartkę, na której znajduje się raport o popełnionym przez Silviu występku. Dzięki temu kara nie zostanie wydłużona, ale problem nie został rozwiązany. Raczej tylko stłumiony.


Przypomnijmy w tym miejscu scenę, kiedy głównego bohatera odwiedza matka. On wyzywa ją od dziwki, przypominając jej, że zmarnowała mu życie, porzucając za każdym razem, gdy znalazła sobie nowego partnera. Krzyczy i podrywa się z krzesła. Natomiast ona uderza go kilkakrotnie w twarz. Strażnik zaledwie delikatnie zwraca im uwagę. Tak naprawdę nie interweniuje. Milczenie powoduje, że nierozwiązane problemy kumulują się.


Kiedyś będą musiały wybuchnąć.


Wspomniane milczenie zresztą rozrasta się na cały film. W wielu scenach zmuszeni jesteśmy obserwować bohaterów z oddali lub przyglądać się im, kiedy niezręcznie zerkają na siebie lub wpatrują się w przestrzeń. Brak tu rozmowy, dyskusji. Dialogi są częstokroć szczątkowe lub jednostronne, w dodatku przepełnione pauzami.


W takich warunkach nie ma mowy o reedukacji.

 

Nawet prowadzący grupę studentów socjolog (?) nie specjalnie interesuje się badanymi chłopakami, traktując ich raczej jak obiekty obserwacji. Wydaje się, że chce on mieć po prostu wypełnione ankiety i przeprowadzone wywiady. Pewnie posłużą mu jako ciekawy materiał badawczy. Podobnie reaguje jedna ze studentek, Ana, która jako pierwsza daje Silviu ankietę. Ten jednak angażuje się i wypełnia kolejne rubryki z myślą o dziewczynie. Tutaj zarysowuje się kolejny konflikt.


Co dostajemy w finale?


Desperacką próbę rozwiązania wszelkich problemów poprzez porwanie, napad na strażnika i szantaż. Właśnie wtedy w końcu zrozumieją jego postępowanie współwięźniowie, a jeden z nich będzie mu nawet życzył powodzenia. W samym zaś bohaterze wygrywa chyba powoli świadomość, że trudno pogodzić wszystko: miłość z przemoc, dobro brata i własną wolność.


Jego ostateczne poddanie się także nie doprowadzi do rozwiązania problemu. Cała ta historia zmieniła jeszcze może studentkę Anę. Reszta społeczeństwa spokojnie jedzie swoimi samochodami w sobie tylko wiadomym celu, co świetnie zostało pokazane w zakończeniu.

 

 

 

 

© Michał Domagalski

 

 

 

Jak chcę gwizdać, to gwiżdżę, reż. Florin Şerban
rum. Eu când vreau să fluier, fluier
Rumunia/Szwecja, 2010, 94 min.
Scenariusz: Cătălin Mitulescu, Florin Şerban
Zdjecia: Marius Panduru
Obsada: George Piştereanu, Ada Condeescu, Clara Vodă, Mihai Constantin, Marian Bratu

 

 

 

 

W sobotę, 4 czerwca w ramach „Przystanku rumuńskiego kina” Kino Muza pokaże:

 

19:00 Wtorek po Świętach, reż. Radu Muntean
Gość specjalny: Mirela Oprişor, aktorka

 

21.15 Morgen, reż. Marian Crişan